|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
demona. Nie zastanawiali się dłużej nad kluczem, bo gospodyni kontynuowała swą opowieść: Jak to często bywa, między braćmi zapanowała nieprzyjazń, każdy też osiadł w innym kraju i podobno skarbu nigdy nie odnaleziono. Czworo przyjaciół w milczeniu pokiwało tylko głowami. Przypuszczali, gdzie może się znajdować trzecia część kamiennej figurki. Jeden z synów wżenił się w austriacki ród Habsburgów. Stamtąd pochodziła cząstka figurki, którą matka Tiril przekazała córce w spadku. Drugą część Cathe- 61 rine zabrała z domu Mai i Kai. Miał ją przy sobie Gustaf Wetlev, który wyruszył w drogę do Tiveden. Czy po to, by odnalezć fragment należący do trzeciego, złego brata, czarno- księżnika? Trzy części klucza, podarowanego trzem braciom w zamierzchłych czasach, miały się więc teraz, po wielu stuleciach, nareszcie połączyć. Ale gospodyni twierdziła, że zamek, Tistelgorm, nigdy nie istniał. Oni byli innego zdania. Znajdował się wśród nich człowiek obdarzony niepowszednią mocą: Móri. Jeśli ktokolwiek mógł ujrzeć zaklęty zamek, to tylko on. Zwiadczyła o tym zwłaszcza odpowiedz na kolejne zadane przez Erlinga py- tanie. Wspomniała pani o dwóch tajemnicach, do których drogę otwierał ów klucz? Tak odparła gospodyni i zadrżała zdjęta nagłym chłodem, chociaż wie- czór był ciepły. Nad jej głową z piskiem, jakby wystraszona, przeleciała jaskółka. Oprócz wielkich bogactw kryło się tam coś jeszcze. Jak już wspominałam, za- równo ojciec, jak i najmłodszy syn, który osiedlił się tutaj w Szwecji, znali się na czarach. Podobno ojciec pozostawił jakąś straszną rzecz, mającą związek z wie- dzą tajemną. Zniżyła głos do szeptu. Przyjaciele zerknęli na Móriego, ale jego twarz pozo- stawała nieruchoma, jak wyrzezbiona w kamieniu. Na chwilę zapadła głucha cisza, w końcu jednak Catherine otrząsnęła się z za- myślenia: Ale spodziewam się, że na pytanie, gdzie ukryty został skarb, nie otrzyma- my odpowiedzi? Pewnie nie westchnął Erling. Prawdopodobnie leży gdzieś w Niem- czech. W Tierstein? Ciekawe, gdzie to jest. Skarb musi znajdować się w miejscu, gdzie mieszkał ojciec. Nie ma co się nad tym zastanawiać stwierdziła Tiril. Mnie osobiście nie interesują żadne skarby. Chcę się tylko dowiedzieć czegoś o moim pochodze- niu. Ja nie miałabym nic przeciwko bogactwom rozmarzyła się Catherine. Moja garderoba zaczyna się już wydzierać, nie zawsze też można liczyć na zaproszenie na obiad zakrapiany winem. Móri uznał, że dość już powiedzieli. Przede wszystkim musimy odnalezć Tistelgorm, zamek, o którym wspo- mniała matka Tiril. Z wdzięcznością przyjęli propozycję wynajęcia ludzi, którzy będą ich eskorto- wać przez leśne bezdroża. Udziałem w wyprawie zainteresował się sam właściciel 62 gospody, równie uczony jak jego małżonka. Zamierzał wziąć ze sobą najsprytniej- szego parobka. Kiedy udawali się już do swoich pokoi na spoczynek, Tiril zauważyła nieśmia- ło: Wiecie, coś mi się tu nie zgadza. Co takiego? zainteresował się Erling. Jedna z części klucza miała znajdować się w posiadaniu Habsburgów, rodu mej matki, a ona przecież powiedziała akuszerce, że to pamiątka po ojcu dziec- ka ! Jak to się łączy? Przystanęli w korytarzu, rozmyślając. Ech, nie róbmy tej sprawy jeszcze bardziej zawikłaną, niż jest w rzeczywi- stości! - wzruszyła ramionami Catherine. To przecież nieistotne! Spróbujmy najpierw odnalezć zaginiony zamek! To wcale nie jest nieistotne zaoponował Erling. Jeśli to ojciec Tiril wywodził się z Habsburgów, kim wobec tego była jej matka? Nie, nie, zle myślicie wstrzymał ich Móri. Tiril, pamiętasz naszą wizytę u akuszerki w Christianii? Podała ci paczuszkę, obwiązaną aksamitem, mówiąc, że dostała ją od twej matki, która wyjaśniła jej, że to pamiątka po twoim ojcu. Tak. Pamiątką po ojcu mógł równie dobrze być naszyjnik. Matka mogła otrzy- mać go od niego w prezencie i chciała przekazać córce. Masz nację zgodził się z nim Erling. Już sam fakt, że wzięła go ze sobą podczas potajemnego wyjazdu do Christanii, świadczy o tym, że miał on dla niej szczególne znaczenie. A nazwa Tistelgorm łączyła się z pewnością z wyjaśnieniem na temat figurki-klucza. Pamiętajcie, akuszerka nie znała języka matki Tiril. Wyłapała zaledwie kilka słów. Tistelgorm to absurdalna nazwa dla zamku stwierdziła Catherine. Co to ma znaczyć? To po szkocku wyjaśnił Erling, który w związku ze swym zajęciem wiele jezdził po świecie. O ile dobrze pamiętam, w Szkocji jest miejscowość o takiej nazwie, Thistlegorm. Ale nie twierdzę tego z całą pewnością. Szkocja? jęknęła Catherine. Czyż nie dość już krajów zamieszanych jest w tę historię? Czy to ma znaczyć, że będziemy musieli objechać cały świat w poszukiwaniu tych nieciekawych rodziców Tiril? Z pewnością nie będzie to konieczne. Erling przemówił tonem tak suro- wym, że Catherine się zaczerwieniła. Powinnaś jednak wiedzieć, że rody ksią- żęce zawierały małżeństwa wyłącznie między sobą. W całej Europie utworzyły w pewnym sensie sieć. Nie wiem, dlaczego zamek w Tiveden otrzymał szkocką nazwę, i pewnie się tego nigdy nie dowiemy, zbudowano go wszak przed setkami lat. Ale chodzmy już spać! Jutro czeka nas ciekawy dzień. 63 Wszyscy się z nim zgodzili. Udali się na spoczynek, tej nocy każde zasnęło w swoim pokoju. Las czekał. Kto dobrze wsłuchał się w nocną ciszę, mógł usłyszeć potęgujący się i opada- jący szum boru. Nigdy dotąd do owianego legendą Tistelgorm nie wyprawił się człowiek, który miał do tego większe prawo. Prawowity dziedzic ukrytych, wymyślonych bądz rzeczywistych skarbów, nie zapuścił się jeszcze w leśną głębinę. Tiveden szumiało i szeptało. Falujący, rozhuśtany chór rozbrzmiewał głośniej, to znów cichł. Król lasu, łoś, podniósł przystrojony potężnymi łopatami rogów łeb i nastawił uszu. W pięknych czarnych oczach zwierzęcia błysnął strach. Aoś znał wszystkie zamieszkujące las stworzenia, i te żywe, i te, które nie ukazywały się ludziom podróżującym przez jego królestwo. Aoś wiedział. Ludzie go nie obchodzili. Gdy zachowywali ostrożność, cało i zdrowo uda- wało im się przejść przez knieje. Gdy nie poddali się prawom Tiveden, zjawiały się istoty, za których sprawą zaczynali błądzić po bezkresnych leśnych połaciach, zapuszczając się coraz głębiej. . . Potem nikt już ich nie widział. Las czekał. W ciężkim poszumie koron drzew rozbrzmiewał złowróżbny ton. Rozdział 9 Jeszcze nie zniknęła z listków poranna rosa, kiedy spora grupa ludzi wyruszyła z zajazdu. Pojechali starą Mnisią Zcieżką z klasztoru w Ramundeboda. Rozpoczęła się podróż przez Tiveden. Przed opuszczeniem tych lasów wiele miało się zmienić, czekały ich wstrzą- sające przeżycia, nikt nie wyszedł stamtąd bez uszczerbku na duszy. W to jednak Tiril nigdy by nie uwierzyła, kiedy o poranku śmiała się głośno, dając wyraz swej radości życia, podniecona czekającą ich przygodą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|