|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to prawda. Ale masz rację. Jutro jest wielki dzień. Zebrali narzędzia i ruszyli w stronę drzwi. Zanim zgasili światło, Polly powiedziała: - Josh, byłeś po prostu wspaniały. Dlaczego sprawiasz sobie tyle kłopotu z mojego powodu... z powodu kogoś, kogo prawie nie znasz? Josh roześmiał się i poklepał ją po ramieniu. - Sprawia mi to przyjemność. Czy to wystarczający powód? Cóż miałbym robić w tym mieście? Wybacz mi, wiem, że to twoje rodzinne miasto, ale to straszliwa dziura. Chciałbym również zobaczyć, jak pracujesz z tutejszą gliną. - Twarz Polly straciła nagle cały blask. - Doskonale się bawię - ciągnął dalej Josh - i bardzo intryguje mnie ten piec. Jeśli go uruchomię, powstanie niezła pracownia, z której każde miasto mogłoby być dumne. Jestem oczywiście inżynierem, ale lubię także samo garncarstwo i kto wie, panienko, może razem będziemy mieli piękną pracownię. Co na to powiesz? 75 S R Oczy Polly znów zalśniły. Może zle go zrozumiała. - Och, Josh. Czy myślisz, że uda nam się to zrobić? - Kto wie! - Josh zgasił światła i w ciemności ruszyli razem do samochodu. Rozdział 9 Rankiem w dniu przyjęcia padał drobny deszczyk. Nie było wątpliwości - lato dobiegło końca. - Będziemy mieć przyjemny wieczór na wielkie pieczenie w piecu - powiedział Tommy radośnie patrząc na zaniepokojoną twarz Polly. - Piec już jest wyłączony. Ale nie wiemy jeszcze, czy wszystko dobrze poszło. - Nie było sensu udawać, że nie jest niespokojna. - Czy załatwiłaś wszystko z malarkami"? - spytał pan Wallace. - Mam nadzieję, że tak - Polly zmarszczyła czoło. - Bardzo zle nas potraktowały na początku. Nadal nie rozumiem dlaczego, ale Josh uważa, że mogą bać się, iż odbierzemy im całą chwałę. To śmieszne. One mają uznaną szkołę plastyczną, a my tylko próbujemy wykorzystać stary, rozwalony piec. - Ale przyjdą dziś wieczór? - Myślę, że tak. Początkowo odmówiły, ale Josh zaczął je namawiać i ustąpiły. Tatusiu, ta panna Meeker jest jakaś niesamowita. - Może spotkała któregoś z duchów Tommy'ego - roześmiał się pan Wallace. - Dobra, nabijajcie się ze mnie - Tommy podniósł głowę - ale ja mam dalej wątpliwości co do tego miejsca. Tam są dwa piece, prawda, Polly? Ciekaw jestem, w którym zginął ten nieszczęśnik. Vicky podniosła wzrok znad owsianki. - Może w tym, który naprawiał Josh. Ależ to podniecające! - Niezłą mam rodzinkę! - stwierdził pan Wallace. - Kevin napisał niezły artykuł 76 S R do dzisiejszej gazety, Polly. Mówił ci o tym? - Nie - Polly wyglądała na zainteresowaną, ale nagle uświadomiła sobie, że to zupełnie nie w stylu Kevina... zostawić ją tak poza nawiasem. - Dawno temu stwierdził, że zabawnie byłoby odkurzyć te wszystkie stare opowieści o duchach w fabryce i napisać o tym artykuł, zanim otworzymy pracownię, ale ostatnio nic o tym nie wspominał. - Doskonale sobie z tym poradził. Masz niezłą reklamę. - Mam nadzieję, że nie jest przedwczesna. Josh nie jest pewny, czy te łaty w kominie wytrzymają. To tylko próba. - Głowa do góry. Jeśli nie uda ci się tym razem, będziecie próbować do skutku. Duchy Tommy'ego nic nie zepsują - wychodząc pociągnął syna za ucho. Kiedy dzieci wyszły do szkoły, Polly zadzwoniła do Enid. - Cześć! Jak ci idzie pakowanie? Może ci pomóc? Zgasiliśmy piec i w pracowni nie ma już nic do roboty, więc z chęcią ci pomogę. Masz bilet? Enid ociągała się z odpowiedzią. - Nie jadę pociągiem - powiedziała wreszcie. - Dlaczego? Nie jedziesz chyba tym okropnym autobusem, prawda? - Nie, nie. Kevin pytał, czy może mnie rano odwiezć - Enid urwała, a potem zaczęła mówić bardzo szybko: - To dla mnie cudowna sprawa. Nie muszę się przejmować bagażem i moja reputacja wcale nie ucierpi, wręcz przeciwnie, gdy zobaczą, że odwiózł mnie mężczyzna. - Proszę, proszę! - wykrzyknęła Polly. Przypomniała sobie chwile, gdy Kevin szukał wykrętów, by nie odwozić nigdzie Enid. Czyżby rzeczywiście się zmienił? Nie tracicie czasu, co? - udało się jej roześmiać. - Dobrze sobie radzisz. Posłuchaj, przyjdz wcześniej dziś wieczór. Około szóstej będziemy rozładowywać piec i albo w i będzie potrzebne twoje ramię, żeby się wypłakać, albo twoje okrzyki radości, dobra? Dzień mijał powoli. Chociaż przestało padać, lecz niebo nadal zasnute było 77 S R
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|