|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PARYSKA PRZYGODA 107 także nie miał znaczenia. Może o nim spokojnie zapomnieć – zakończyła i ruszyła ku drzwiom. Kłótnia do reszty wyczerpała jej siły. Marzyła tylko o tym, żeby wejść pod kołdrę, zasnąć i nie myśleć więcej o Redfieldach. Lawrence dogonił ją w połowie drogi, objął w talii i przyciągnął do siebie. – Zasługujesz na coś lepszego, Em – powiedział przytłumionym, zmysłowym głosem. Zapomnij o nim i jedź ze mną do Kornwalii. Utrzymam cię, póki nie znajdziesz pracy. Zostaniesz moją muzą. Zawsze mnie inspirowałaś. Teraz, kiedy babcia odeszła, nic cię tu już nie trzyma. Początkowo próbowała się wyrwać. Kiedy usły- szała niecodzienną propozycję, zastygła w bezruchu ze zdziwienia. – Nie zabierasz Vicky? – Odeszła. Oświadczyła, że nie wyobraża sobie życia poza stolicą i nie chce utknąć w jakiejś dziu- rze. Zawiodła mnie. – Po tym, co dzisiaj usłyszałam, i ja nie mam najmniejszej ochoty na twoje towarzystwo. – Chcia- ła jeszcze coś dodać, ale nie zdążyła. Zamknął jej usta pocałunkiem. Zaskoczył ją tak bardzo, że nawet nie próbowała walczyć. Całował delikatnie i czule jak nastolatek na pierwszej randce. Nawet nie sły- szeli, że ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka. – Zastałem drzwi otwarte. Nie przeszkadzam przypadkiem? – Piers! 108 MAGGIE COX – Miło mi, że przynajmniej pamiętasz moje imię. Nie tracisz czasu, Emmo. Emma pobladła. Uwolniła się z objęć Lawren- ce’a. Nerwowym ruchem poprawiła czerwony swe- ter. Gorączkowo szukała usprawiedliwienia. Piers wyglądał jak zwykle oszałamiająco w czarnym pła- szczu i drogim garniturze. W zimnych, niebieskich oczach wyczytała najwyższe potępienie. – Myślałam, że wyjechałeś na dłużej zagranicę – wyjąkała. – Wobec tego postanowiłaś skorzystać z wolno- ści i spróbować szczęścia z moim synem – dokoń- czył z gorzką ironią. Cierpiał na myśl, że mogłaby go zdradzić z kimkolwiek, a zwłaszcza z Lawren- ce’em. Widok pobladłej twarzy i rozszerzonych z przerażenia brązowych oczu jeszcze go rozjuszył. – Jesteś w błędzie – wykrztusiła przez ściśnięte gardło. – Powiedzże coś wreszcie, Lawrence, na miłość boską! Piers popatrzył surowo na syna. – Jak widzisz, zmieniłem plany. Między innymi z twojego powodu. Ty też, jak widzę. Wytłumacz, proszę, co tu się dzieje. Lawrence otworzył sobie następną puszkę napo- ju, jakby oskarżycielski ton ojca nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. – Co tu wyjaśniać. Ja byłem przy Emmie w naj- trudniejszych chwilach, a ty nie. Co mnie wcale nie dziwi. Zabieram ją na jakiś czas do Kornwalii. To wszystko. PARYSKA PRZYGODA 109 – Nigdzie z tobą nie jadę – zaprotestowała. Do- szła do wniosku, że dwaj mężczyźni prowadzą jej kosztem prywatną wojnę. – Co was łączy? – spytał Piers prosto z mostu, choć widział pocałunek na własne oczy. Chciał jednak koniecznie usłyszeć prawdę z ust Emmy. Tych, które tak niedawno całował i których smaku nie potrafił zapomnieć. To przede wszystkim ze względu na nią odwołał wyjazd do Australii. Myślał o niej dniem i nocą. Przy okazji postanowił spróbo- wać naprawić stosunki z synem, póki nie wyjechał z Londynu. – Jesteśmy przyjaciółmi. Albo raczej byliśmy. Jeżeli Lawrence wyobraża sobie, że czuję do niego coś więcej, to bardzo się myli – oświadczyła z iryta- cją w głosie. Piers odetchnął głęboko. Lawrence wzruszył ra- mionami i uśmiechnął się do obydwojga. – Warto było przynajmniej spróbować. Cho- ciażby po to, żeby zobaczyć twoją minę. Ty zawsze dostajesz wszystko, czego chcesz. Raz w życiu ja wziąłem to, czego ty pragniesz. – Rysy mu stward- niały. Oficjalnie wyzywał ojca na pojedynek. Z łos- kotem wrzucił pustą puszkę do jednego z pudeł. – Nie zależy ci na tym, czy żyję, czy umarłem. Wróciłeś nie ze względu na mnie, tylko na Emmę. Próbowałeś ode mnie kupić dziewczynę, na której mi zależy. Nie obchodziło cię, co czuję. Uznałeś, że pieniądze zrekompensują mi stratę. Nic z tego. Gardzę tobą jeszcze bardziej niż do tej pory. 110 MAGGIE COX – Jeśli dobrze pamiętam, jak dotąd nie żądałeś ode mnie niczego prócz pieniędzy – przypomniał Piers, nie podnosząc głosu. Jadowicie uprzejmej wypowiedzi towarzyszyło lodowate spojrzenie. Spokojny ton i nieprzejednana twarz musiały kru- szyć wszelki opór przeciwników. – Pocałowałeś Emmę tylko po to, żeby mi zrobić przykrość. Nagle Emma pojęła sens całej intrygi. Lawrence oczekiwał wizyty Piersa i na jej użytek wyreżysero- wał małe, perfidne przedstawienie. Specjalnie zo- stawił otwarte drzwi. Poczuła skurcz w żołądku. Nawet nie podejrzewała, że dawny przyjaciel aż tak nisko upadł. – Zaprosiłeś mnie na kolację wyłącznie po to, żeby dokuczyć ojcu! Wcale cię nie obchodziło, czy jadłam, czy umieram z głodu! Posłużyłamzaamunicjęwwa- szej wojnie domowej! – wykrzyczała cały żal. – Nie masz racji. Naprawdę się o ciebie mar- twiłem. Współczuję ci z powodu śmierci babci
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|