|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Już miała na końcu języka, by zapytać go, czy znalazł kogoś interesującego wśród obsługi hotelu, ale powstrzymała się. To w końcu nie był jej interes. - Chyba się teraz pożegnamy - powiedział. - Zobaczymy się jutro o zwykłej porze. - W porządku, do zobaczenia. Halo, Rees, chcę jeszcze coś ci powiedzieć. - Słucham. - Bardzo dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś. - Nie ma sprawy, szefie, zawsze do twoich usług. Przerwał połączenie, a Vanessa siedziała jeszcze chwilę ze słuchawką w ręku, wypełniona dziwnym ciepłem. Myślała o planach Reesa na wieczór. Nagle zdała sobie sprawę, że w drzwiach stoi Harriet i uważnie się jej przygląda. - Muszę przyznać - skomentowała ciotka idąc ku niej - że sprawiasz wrażenie kota, który poluje na kanarka. Domyślam się, że przed chwilą rozmawiałaś z Reesem, który powiedział ci, że dojechał cały i zdrów. Vanessa uprzytomniła sobie, że przez cały czas trzyma w ręku słuchawkę telefonu i na jej twarzy pojawił się gniewny grymas. Odłożyła słuchawkę i wstała. RS 41 - Zgadza się, ciężarówka i ładunek są w doskonałym stanie. - Nie wspominałaś nic o kierowcy. - Tak, ciociu - zgodziła się z westchnieniem, zbyt pochłonięta myślami, by zdać sobie sprawę z tego, co mogła mieć na myśli Harriet. - Kierowca też. Następnego dnia, w czasie lunchu, Vanessa oznajmiła, że po południu zamierza na krótko pójść do biura. Tej nocy nadciągnęła fala cieplejszego powietrza, które zamieniło śnieg w deszcz, a oblodzone ulice w brudnoszarą, błotnistą maz. Warunki jazdy stały się jeszcze bardziej niebezpieczne. - Dlaczego w ogóle zamierzasz zawracać sobie głowę sprawami zawodowymi? - spytała Harriet. - Teraz, gdy rozwiązałaś problem dostawy do Portland, nic nadzwyczajnego już się nie wydarzy. Ponadto nikogo tam nie będzie. - Właśnie - odparła Vanessa, wstając od stołu. - Będzie tam cicho i spokojnie, a ja mam masę spraw, które odłożyłam na pózniej, a które nie rozwiążą się same. Na dodatek Sandra zbyt obawia się jazdy samochodem w takich warunkach, a pewne rzeczy, którymi miała się zająć, stały się przerażająco pilne. Tak więc - dodała z przekąsem - nie mogę liczyć na Sandrę. Jakość jej pracy pozostawia wiele do życzenia. Przykro mi nawet to mówić. - Cóż - odpowiedziała Harriet. - Ostrzegałam cię co do niej. Podobnie rzecz się miała z jej matką. Pracowała bez zarzutu dopóty, dopóki nie wyszła za mąż. Ale jednej rzeczy nie można o niej powiedzieć: nie jest głupia. - Wstała i zaczęła sprzątać ze stołu. - Miałam nadzieję, że pójdziesz dziś ze mną do pani Perkins. Wiesz, ponownie trafiła do szpitala i będzie miała operację. Sandra mogłaby zająć się wypełnianiem formularzy w poniedziałek... - Nie, ciociu, nic z tego nie będzie - odpowiedziała Vanessa z pasją. Harriet miała cały batalion chorych przyjaciółek i gdy jedna dochodziła do zdrowia, następna zaczynała chorować i tak RS 42 bez końca. - Ciociu, to nie tylko sprawa papierkowej roboty, mam jeszcze na głowie sprawy związane z comiesięcznym bilansem rachunkowym. Muszę się też zająć planami na styczeń. - Dobrze, skoro naprawdę uważasz, że musisz... Vanessa zawahała się chwilę, stając przed drzwiami. Popatrzyła na ciotkę, zajętą zmywaniem naczyń, i nagle zdała sobie sprawę, że nie jest wobec niej w porządku. Praca, którą sobie zaplanowała, nie zaliczała się do pilnych i leżała w zakresie kwalifikacji Sandry. Nic by się nie stało, gdyby poszła razem z ciotką odwiedzić jej przyjaciółkę. - Ciociu - powiedziała - jeśli tak naprawdę liczysz na mnie i zależy ci na tym, bym poszła z tobą do szpitala, to podatek dochodowy za grudzień może poczekać. Skoro los chciał, bym tak długo się tym nie zajmowała, to następnych parę dni zwłoki też nie zaszkodzi. Harriet odwróciła się i uśmiechnęła. - Nie, nie zmieniaj decyzji, idz do biura. Wiem, jak ważne dla ciebie są wszystkie sprawy związane z firmą. Radziłaś sobie wyjątkowo sprawnie od czasu, gdy zmarł wuj Howard, dlatego też nie mam prawa wtrącać się w twoje sprawy. - Jesteś pewna? - Tak nagła zmiana w postawie ciotki była czymś wyjątkowym. Zwykle Harriet broniła swoich racji do upadłego, to znaczy do momentu osiągnięcia postawionego sobie celu, a Vanessa w takich sytuacjach na ogół przegrywała. Ciotka skinęła głową. - Jestem. - Zaczęła wylewać wodę z garnka po zupie. - Ponadto - stwierdziła, pochylając głowę nad zlewem - chciałabym, aby nie było cię tu, gdy Rees Malory przyjedzie z Portland. - Odwróciła się i spojrzała na Vanessę z zadowoleniem. - To jest ten główny powód, dla którego chcesz dziś pójść do biura, chyba się nie mylę? - Oczywiście że nie, skąd coś takiego w ogóle mogło ci przyjść do głowy? RS 43 - O, przepraszam - wymamrotała. - Popełniłam błąd, ale tak właśnie pomyślałam. Vanessa stała przez chwilę, starając się znalezć właściwą odpowiedz na kolejną karkołomną intrygę ciotki, ale wkrótce dała za wygraną. Jeśli Harriet raz wbiła sobie do głowy jakąś myśl, szczególnie jeśli dotyczyło to, lub tylko choć odrobinę zahaczało o sprawy damsko-męskie, stawała się bezlitosna przy jej realizacji. Wobec takiego stanu rzeczy najlepiej było ją zignorować. Opuściwszy ciotkę, Vanessa stała się bardziej optymistycznie nastawiona do rzeczywistości. I wtedy z kuchni dobiegł cichy odgłos nucenia wesołej melodii... Gdy przybyła do biura, było w nim zimno i posępnie. Zapaliła światło, a następnie usadowiła się wygodnie na krześle i wzięła do ręki znienawidzone formularze podatkowe. Robert zwykle pomagał jej przy ich wypełnianiu, ale ponieważ go nie było, zrozumiała, że będzie musiała zrobić to sama. Spróbowała się skoncentrować, jednakże jej umysł był zaprzątnięty innymi sprawami. Podrywała się na każdy odgłos dochodzący z zewnątrz. W końcu nie wytrzymała, odłożyła długopis, oparła łokcie na blacie biurka i zakryła twarz rękami. Być może Harriet miała rację. Bardzo prawdopodobne, że głównym powodem, dla którego zdecydowała się przybyć dzisiaj do biura, był fakt, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|