[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Samotnik z Sosnowego Wzgórza 279
2 7 8 GWIAZDKA MIAOZCI
A ona, Libby, była teraz tutaj, w przykościelnym obozowisku,
- Byłaś w ciąży! - wołał, zgorszony i upokorzony. - %7łyłaś
znowu z Brettem. Jej życie zatoczyło pełny krąg.
z Brettem, choć nie byliście sobie poślubieni!
Przyglądała mu się w ciemności, pytając samą siebie, co by
PróbowaÅ‚a mu wyjaÅ›nić, że dziecko byÅ‚oby chciane i kocha­
czuła, gdyby położyła się obok niego, objęła go ramionami,
ne, że to przecież nie grzech, ale w jego oczach wyczytała tylko
przytuliła się do piersi poruszanej miarowym oddechem i wtuliła
bezlitosny wyrok potępienia.
twarz w jego szyjÄ™.
- Jestem sługą bożym - przypomniał jej. - Co pomyślą moi
Och, głupia, głupia dziewczyno! Daj temu spokój. Uratował ci
parafianie?
życie, ale tak samo ratowałby każdego innego człowieka. Jest z tobą
- Do diabła z parafianami! - wybuchnął Brett.
tylko z powodu burzy śnieżnej, bo jest tutaj uwięziony tak jak i ty.
Omal nie pobił się z jej ojcem, ale przecież jej nie kochał, ani
Nie wyobrażaj sobie niczego więcej, przywołała się do porządku.
razu nie wziął jej w ramiona i nie powiedział, że wszystko będzie
Westchnęła z ogromnym smutkiem i przymknęła oczy, mod­
dobrze. Ani nie wyznał jej miłości. Zniknął powód, dla którego
lÄ…c siÄ™ o sen.
mieli się pobrać. Dlatego też, kiedy tylko wypisano ją ze szpitala,
wróciła natychmiast do Portland.
Kilka godzin pózniej obudziÅ‚ jÄ… zapach gorÄ…cej, Å›wieżo zapa­
Matson nie próbował jej odnalezć.
rzonej kawy. Otworzyła oczy, przez dłuższą chwilę nie mogąc
Leżała teraz z twarzą zalaną łzami, myśląc o utraconym
sobie przypomnieć, gdzie się znajduje. Brett! Jest z nim sam na
dziecku. Mogli się pobrać z Brettem, żyć tutaj. Być może mieliby
sam w górach! Całkiem naga!
do tego czasu inne dziecko. Ich pierworodne miaÅ‚oby teraz czte­
OpierajÄ…c siÄ™ na Å‚okciu, rozejrzaÅ‚a siÄ™ po starej jadalni. WszÄ™­
ry lata i Boże Narodzenie pełne byłoby atmosfery tajemniczości,
dzie pełno było kurzu i pajęczyn. Z pewnością nie brakowało tu
oczekiwania na prezenty od Zwiętego Mikołaja. Dziecięcy
myszy i nietoperzy. Gdy usiadła, zakręciło jej się w głowie, ale
śmiech i zapach świątecznych ciast wypełniałyby ich przytulny
po chwili poczuła się lepiej. W zasięgu wzroku nie było nikogo.
dom.
Z pewnym wahaniem wstaÅ‚a i stwierdziÅ‚a z ulgÄ…, że może utrzy­
Przymknęła oczy, starając się nie myśleć o tym, co mogło
mać się na nogach. Wokół panowała całkowita cisza.
być. Przekonywała samą siebie, że jest teraz szczęśliwa. Po
- Brett?
utracie dziecka i Bretta wróciÅ‚a do szkoÅ‚y, uzyskaÅ‚a dyplom pie­
%7ładnej odpowiedzi. Na poręczy nie było już jego dżinsów
lęgniarki i zaczęła pracować. Była całkowicie niezależna, mogła
i kurtki, ale płonął ogień na kominku, na którym stał jej własny
nawet otworzyć własny gabinet przyjęć.
emaliowany dzbanek do kawy. Na podniszczonym stole zoba­
Pozostawały jednak noce, takie jak dzisiejsza, gdy czuła się
czyÅ‚a swojÄ… otwartÄ… walizkÄ™. ByÅ‚y tu też inne jej rzeczy: jedze­
bezgranicznie samotna. Jej stosunki z ojcem już nigdy nie były
nie, kosmetyki i trochę pościeli, którą wzięła ze sobą.
takie jak przed poronieniem, chociaż oboje próbowali je napra­
Nie traciła czasu. Stojąc blisko kominka, wydostała czystą
wić. Dla niego nie byÅ‚a już niewinnÄ… dziewczynÄ…. ZaczÄ…Å‚ pod­
bieliznÄ™, dżinsy i weÅ‚niany golf. Ubranie wyglÄ…daÅ‚o nie najgo­
upadać na zdrowiu. Libby namówiła go do przeprowadzki do
rzej, choć były na nim ślady wody. Nalała kawy do kubka, który
Portland, gdzie umarł po kilku atakach serca, by połączyć się
znalazła w swoim bagażu, i podeszła z nim do okna.
w niebie ze swoją żoną.
Samotnik z Sosnowego Wzgórza 281
28 0 GWIAZDKA MIAOZCI
Rozejrzała się po całym obozie i otaczających go wzgórzach,
Wciąż trwaÅ‚a zadymka. Ujrzawszy na Å›niegu siady, prowa­
wypatrując Bretta. Postanowiła nałożyć kurtkę i botki i zamiast
dzące do budynku, do stosu drzewa na opał i do stajni, nabrała
siedzieć bezczynnie w domu, stawić czoło żywiołowi.
pewności, że Brett wróci. Przypomniała sobie niepokój w jego
oczach. Nie zostawiÅ‚by jej tutaj, nie upewniwszy siÄ™, że jest UderzyÅ‚ w niÄ… podmuch tak mroznego powietrza, jakby po­
wystarczajÄ…co silna, żeby zadbać o siebie. chodziÅ‚o z bieguna północnego. Pobrnęła przez gÅ‚Ä™bokie do ko­
lan zaspy w kierunku stajni. Znieg nie przestawał padać, z ust
PopijajÄ…c maÅ‚ymi Å‚yczkami gorÄ…cÄ… kawÄ™, przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ oko­
wydobywały się jej kłęby pary, ale mimo to uśmiechała się do
licy, którÄ… jej ojciec nazywaÅ‚  KrainÄ… Boga". WróciÅ‚a tu powodo­
siebie na myśl o Bożym Narodzeniu w domu rodzinnym.
wana wewnętrznym przymusem.
Przyjaciele z kliniki, w której pracowaÅ‚a w Portland, próbowali WychowaÅ‚a siÄ™ poÅ›ród tych wzgórz, każde lato spÄ™dzaÅ‚a z ro­
wyperswadować jej powrót do obozowiska na Sosnowym Wzgó- dzicami w obozie i czuÅ‚a w gÅ‚Ä™bi duszy, że wyjeżdżajÄ…c do Port­
rzu. Szczególnie gorÄ…co przekonywaÅ‚a jÄ… pielÄ™gniarka Trudie: land, nie zerwaÅ‚a caÅ‚kowicie wiÄ™zi uczuciowych z tym miej­
scem.
- Ten powrót oznacza otwarcie starych ran. Wierz mi, Libby!
Nie powinnaś spędzać w ten sposób świąt Bożego Narodzenia. Nie udało się jej leż zapomnieć o Bretcie Matsonie. Pchnęła
drzwi, które otworzyły się, skrzypiąc. Poczuła swojski, ciepły
Ale Libby nie sÅ‚uchaÅ‚a żadnych argumentów. Serce jej podpo­
zapach koni, siana i nawozu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha siÄ™ ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha siÄ™ przyjemne uczucia, które w nas wzbudzajÄ…]. • Design by Free WordPress Themes.