|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do mnie znaczenie tych słów. Organizatorzy ani przez chwilę nie zamierzali darować życia nam obojgu. Zmienili zasady tylko po to, aby zapewnić sobie najbardziej dramatyczne widowisko w historii igrzysk. A ja, głupia, dałam się na to nabrać. Jeśli się nad tym zastanowić, to wcale nie jest takie zdumiewające zauważa cicho Peeta. Patrzę, jak z bólem dzwiga się na nogi i rusza w moją stronę. Idzie jak w zwolnionym tempie, jego dłoń wyciąga zza pasa nóż... Odruchowo, zanim zdążę pomyśleć, napinam łuk i kieruję strzałę prosto w jego serce. Peeta unosi brwi i dopiero wtedy widzę, że nie ma już noża w ręce. Broń frunie w kierunku jeziora i 243 z pluskiem znika pod taflą wody. Opuszczam łuk, cofam się o krok, a moja twarz płonie, co świadczy wyłącznie o tym, jak bardzo jest mi wstyd. Nie protestuje Peeta. Nie wahaj się. Kuśtyka ku mnie i wpycha mi broń z powrotem w dłonie. Nie mogę protestuję. Nie ma mowy. Zmiało zachęca mnie. Nie czekajmy, aż przyślą z powrotem zmiechy albo jeszcze coś innego. Nie chcę umierać jak Cato. Wobec tego ty mnie zastrzel proponuję gniewnie, usiłując wcisnąć mu łuk. Zabij mnie, wróć do domu i żyj z tym aż do śmierci! Nie mam żadnych wątpliwości, że natychmiastowa śmierć byłaby łatwiejszym rozwiązaniem. Dobrze wiesz, że tego nie zrobię wzdycha Peeta i rzuca broń w trawę. Zresztą, wszystko jedno. I tak odejdę pierwszy. Pochyła się i zdziera z nogi bandaż, ostatnią barierę między jego krwią a ziemią. Nie, nie możesz się zabić. Klękam i rozpaczliwie próbuję ponownie przylepić bandaż do rany. Katniss odzywa się. Ja tego chcę. Nie zostawisz mnie tu samej mówię. Jeśli on umrze, to tak naprawdę nigdy nie wrócę do domu. Resztę życia spędzę na arenie, usiłując się stąd wydostać. Posłuchaj. Pomaga mi wstać. Oboje wiemy, że muszą mieć zwycięzcę. Może nim zostać tylko jedno z nas. Wygraj, zrób to dla mnie. Zaczyna się rozwodzić nad tym, jak szaleńczo mnie kocha, czym byłoby życie beze mnie, ale ja przestałam go słuchać, bo w głowie zaległy mi jego wcześniejsze słowa, które nie dają mi spokoju. Oboje wiemy, że muszą mieć zwycięzcę. Zgadza się, muszą mieć zwycięzcę. Bez niego cała idea igrzysk bierze w łeb, a organizatorom ziemia usuwa się spod nóg. Zawiedliby Kapitol. Groziłaby im nawet egzekucja, powolna i bolesna, a dzięki transmisji cały kraj oglądałby ją na ekranach. Gdybyśmy mieli oboje umrzeć, ja i Peeta, albo gdyby oni w to uwierzyli... Grzebię w saszetce przy pasie, zdejmuję ją. Peeta widzi, co robię, i łapie mnie dłonią za nadgarstek. Nie pozwalam. Nie zrobisz tego oponuje. 244 Zaufaj mi szepczę. Przez dłuższą chwilę patrzymy sobie w oczy, aż wreszcie Peeta cofa rękę. Rozchylam saszetkę i wysypuję mu na dłoń garstkę jagód. Tyle samo odmierzam sobie. Na trzy? Peeta się pochyla i mnie całuje, tylko raz, bardzo delikatnie. Na trzy zgadza się. Stajemy plecami do siebie, chwytamy się mocno za lewe dłonie. Wyciągnij je mówię. Niech wszyscy zobaczą. Rozkładam palce i pokazuję ciemne, lśniące w słońcu jagody. Po raz ostatni ściskam dłoń Peety, w ten sposób daję mu sygnał, że się z nim żegnam, i zaczynamy liczyć. Jeden. Może się mylę. Dwa. Może mają gdzieś, że oboje zginiemy. Trzy! Za pózno na zmianę zdania. Unoszę dłoń, po raz ostatni spoglądam na świat. W chwili, gdy wkładam jagody do ust, gwałtownie rozbrzmiewa dzwięk trąbek. Donośniejszy jest tylko przerażony głos Claudiusa Temple-smitha. Stać! Stać! Panie i panowie, mam przyjemność zaprezentować państwu zwycięzców Siedemdziesiątych Czwartych Głodowych Igrzysk, Katniss Everdeen oraz Peetę Mellarka! Oto oni, trybuci z Dwunastego Dystryktu! ROZDZIAA 26 Wypluwam jagody i wycieram język o brzeg koszuli, dla pewności, aby nie pozostała na nim ani jedna kropla soku. Peeta ciągnie mnie do jeziora, gdzie płuczemy usta wodą i padamy sobie w ramiona. Połknąłeś choć jedną? niepokoję się. Kręci głową. A ty? Pewnie bym już nie żyła. Widzę, jak porusza ustami, lecz nie słyszę ani słowa, bo z megafonów dobiega transmitowany na żywo ryk tłumu zgromadzonego przed ekranami w Kapitolu. Nad naszymi głowami pojawia się poduszkowiec, z którego opadają dwie drabiny, ale mowy nie ma, żebym puściła Peetę. Obejmuję go i pomagam mu wejść na drabinę. Stawiamy stopy na pierwszym szczeblu, a wówczas unieruchamia nas prąd. Tym razem jestem zadowolona, bo nie mam pewności, czy w tak niewygodnej pozycji Peecie udałoby się wytrzymać do 245 końca podróży. Wzrok mam skierowany w dół, więc zauważam, że choć nasze mięśnie są zablokowane, nic nie tamuje krwi, która sączy się z rany na nodze Peety. Jak się nietrudno domyślić, gdy tylko drzwi się za nami zamykają, a prąd zostaje wyłączony, Peeta bez czucia osuwa się na podłogę. Palce wciąż zaciskam na jego kurtce, zginam je tak kurczowo, że gdy go zabierają, w dłoni pozostaje mi skrawek czarnego materiału. Do akcji wkraczają lekarze w nieskazitelnej bieli, w maskach i w rękawiczkach, zawczasu przygotowani do operacji. Blady jak kreda Peeta leży nieruchomo na srebrnym stole, z jego ciała sterczą najrozmaitsze rurki i druty. Na moment zapominam, że igrzyska się już zakończyły, i dostrzegam w lekarzach kolejne zagrożenie, uważam ich za następną watahę zmiechów stworzonych po to, aby zabić Peetę. Przerażona, rzucam mu się na ratunek, ale natychmiast czuję na sobie obce dłonie, które mnie chwytają i ciskają do sąsiedniego pomieszczenia. Zamykają się za mną przezroczyste drzwi, łomoczę w nie, wrzeszczę, ile sił w płucach, jednak ignorują mnie wszyscy z wyjątkiem kapitolińskiej pokojówki, która staje za moimi plecami i częstuje mnie napojem. Osuwam się na podłogę, przyciskam twarz do drzwi i z osłupieniem wpatruję się w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|