|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Oddaj mi ten dowód! Rzekłszy to, rosła dziewczyna zrobiła krok w kierunku Pierwszego Detektywa. Jupiter uniósł lekko głowę i spojrzał jej prosto w oczy. - Nie ma żadnego dowodu - powiedział. - Kłamiesz! - syknęła Sarah Temple. - Nie ma dowodu? - To była tylko pułapka. Byłem pewien, że złodziejem mogą być tylko pani albo pani kuzyn Willard. Jesteście prawie tego samego wzrostu i wasze głosy nie różnią się zbytnio od siebie. Najkrótszą drogą do upewnienia się, które z was to zrobiło, było stwierdzenie, kto podsłuchuje nasze rozmowy telefoniczne. Zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś nas stale podsłuchuje, ponieważ dziś koło południa zrobiłem błąd dzwoniąc z naszego telefonu do komendanta Reynoldsa i ktoś ostrzegł wandala tłukącego szyby. - Nie ma dowodu? - powtórzyła kompletnie osłupiała Sarah Temple. - Nie było, przynajmniej do tej chwili - stwierdził Jupiter. - Och, ty...! - krzyknęła Sarah, chwytając za leżący koło imadła młotek, a potem uniosła go groznie, robiąc kolejny krok w kierunku Jupitera. - Ty kłamczuchu! Ja ci...! W tej samej chwili w mroku zamajaczyły wyskakujące z kryjówek wokół warsztatu postaci komendanta Reynoldsa i jego ludzi, a także Boba. Pete'a i Paula. Rosły Drugi Detektyw wyłonił się z nieco zawstydzoną miną spod stosu drewnianych belek, o które potknął się wcześniej, o mało nie płosząc zwierzyny . Zbici wokół Jupitera i panny Temple policjanci rozstąpili się trochę, aby zrobić miejsce jeszcze jednej postaci, która powoli, podpierając się laską, podchodziła do dziewczyny wciąż trzymającej nad głową grozny młotek. - Nie rób głupstw, moja panno. To na nic - powiedział spokojnym już, ale zasmuconym głosem Jarvis Temple. - Moja własna bratanica złodziejką! To moja wina. Zbytnio ułatwiłem ci życie, dogadzając wszystkim twoim zachciankom. Miałaś samochód, wszystkie te radia i elektroniczne cuda, mogłaś uprawiać wspinaczkę i jezdzić na nartach. Dostawałaś ode mnie wszystko, co tylko chciałaś mieć. Zamiast tego powinienem był poświęcać ci więcej czasu i uwagi. No cóż, może nie jest jeszcze za pózno. - Z piersi starszego pana wyrwało się westchnienie. Komendant Reynolds dał znak jednemu ze swoich ludzi, aby zabrał Sarah do samochodu. Ciemnowłosa dziewczyna rzuciła policjantowi gniewne spojrzenie, a potem wyrwała mu się i sięgnęła ręką do kieszeni. - Jeżeli ja nie mogę jej mieć, nikt nie będzie jej miał! - krzyknęła ze złością, a potem zamachnęła się i rzuciła w ciemność niewielki przedmiot, który znalazł się w jej dłoni. Stojący obok niej policjant zdążył jednak chwycić ją za łokieć i tajemniczy drobiazg poszybował prosto w górę, a następnie przeleciał tuż obok Pete'a. Chłopiec wyciągnął rękę i złapał go w locie. Natychmiast otworzył dłoń, na której ukazała się okrągła złota moneta, lśniąca w całkowitych już teraz nocnych ciemnościach, niczym wypucowany na glans rolls- royce. Wszyscy z zapartym tchem utkwili w niej spojrzenia. - Bytem prawie pewien, że złodziej będzie ją miał przy sobie - powiedział Jupiter. - Bardzo trudno bowiem sprzedać tak rzadką monetę bez wywołania pewnego rozgłosu. Komendant Reynolds jeszcze raz skinął na policjanta, przytrzymującego Sarah Temple. Funkcjonariusz dotknął jej ramienia. Młoda przestępczyni podniosła na niego oczy, w których oszołomienie mieszało się z poczuciem klęski i całkowitej bezradności. - To było tak łatwe, że nie mogłam oprzeć się pokusie - powiedziała. - Potrzebowałam tylu rzeczy. Zobaczyłam, że ten orzeł leży sobie w samochodzie. Ktoś w tym czasie wybijał szyby samochodowe w całym mieście... Wszystko wydawało mi się tak proste i łatwe... ROZDZIAA 20 Pan Hitchcock rzuca wyzwanie W parę dni pózniej Jupiter, Pete i Bob wsiedli do szarej furgonetki, stojącej przed sklepem pana Jacobsa. Uszczęśliwiony tym, że znowu może siedzieć za kierownicą Paul wychylił się z szoferki. - Więc nie masz nic przeciwko temu, żebym podrzucił chłopaków? - zawołał w stronę stojącego w drzwiach sklepu ojca. - Możesz ich zawiezć, gdzie tylko chcesz. Muszę przecież zrekompensować ci jakoś ten brak zaufania w ostatnim czasie. - Nie ma sprawy, tato. Tamto, to już historia. Rozumiem, że miałeś prawo tak myśleć. - To się nie mieści w pale! - stwierdził pan Jacobs. - Facet na rowerze wybijający szyby w samochodach po to, aby zwiększyć sprzedaż szkła służącego do naprawy okien! Nigdy bym nie uwierzył w coś takiego! Ale wyście to udowodnili, chłopcy, i mogę powiedzieć, że jestem dumny z mojego Paula za jego udział w rozwiązaniu tej zagadki. A raczej zagadek, bo przecież nie można pominąć tej panienki, która ukryła się za plecami wandala. - Tak, rzeczywiście - zgodził się Jupiter. - Obie tajemnice nie miały tak naprawdę nic wspólnego, jeśli nie liczyć nadziei panny Temple na to, że winą za wszystko zostanie obciążony William Margon. - Dzięki wam, chłopaki, jej nadzieje okazały się całkiem złudne - stwierdził z promiennym uśmiechem pan Jacobs. Niedługo potem prowadzona przez Paula szara furgonetka mknęła już nadmorską autostradą. Przed dojechaniem do Malibu Pete powiedział kierowcy, aby skręcił w wąską drogę dojazdową, idącą Kanionem Cyprysów. Po paru minutach podskakiwania na wybojach furgonetka zatrzymała się przed dużym, białym domem z ciągnącym się pod okapem pasem neonowych reklam, które były świadectwem, że kiedyś mieściła się tu restauracja. Chłopcy wyskoczyli z samochodu i zadzwonili do drzwi. Po jakimś czasie usłyszeli przybliżające się stukanie laski o podłogę. Drzwi otworzyły się i stanął w nich zażywny starszy pan o siwiejących skroniach. Był to pan Alfred Hitchcock, przyjaciel i doradca Trzech Detektywów. Pracował niegdyś jako prywatny detektyw, jednak po poważnym wypadku, w którym doznała szwanku jego prawa noga, zajął się pisaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|