|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raportowała z zadowoleniem przez telefon. - Obawiam się, że będą musieli zaczekać, aż upo- ramy się z tą sprawą - westchnęła Susan. - Wrócą. - Ann wydawała się o tym przekonana, ale Susan nie była taka pewna. 92 S R - Tylko jeśli wygramy. Podtekst tego stwierdzenia zawisł w powietrzu. Kiedy Ann znowu się odezwała, mówiła dużo poważniej. - Posłuchaj, w tej chwili nasza wspólna sytuacja fi- nansowa nie martwi mnie nawet w połowie tak bardzo, jak twój stan ducha. Przestań udawać i odpowiedz szcze- rze: jak się czujesz? - Cudownie - przyznała Susan dziewczęcym tonem, który pojawiał się jako pierwszy objaw poważnego za- kochania. - I okropnie - dodała po chwili, nie ukrywając gwałtownych zmian nastroju i uczuć, od niewysłowione- go szczęścia do paraliżującej paniki. - Nareszcie znalazłam wymarzonego mężczyznę, ale znalazł się w tarapatach i bardzo się boję, że nic nie zdo- łam zrobić, by nie wpakowali go do więzienia za coś, czego z całą pewnością nie zrobił. Gorące zapewnienia Ann, że miłość wszystkiemu da radę i że wszystko się w końcu ułoży, niespecjalnie pod- niosły ją na duchu. Rosa też to powtarzała. Lojalna go- spodyni Seba dodawała jeszcze modlitwy. Podczas swojego krótkiego pobytu w posiadłości Se- ba Susan nauczyła się szanować Rosę i polubiła jej towa- rzystwo. Znakomicie gotowała, a poza tym była istną kopalnią informacji. Była szczera i wygadana. Duże wrażenie zrobiło na niej naleganie Susan, że pomoże w przygotowaniu kolacji, ile razy będzie miała czas. Jak Seb się spodziewał, Rosie spodobało się pochodzenie i bezpretensjonalność Susan. - Jak na adwokata, niezle sobie radzisz w kuchni 93 S R - zauważyła. -I - dodała, biorąc deseczkę do krojenia - na pewno lepiej mieć w domu ciebie niż tego całego Doria- na. Rosa wypowiedziała to imię z pogardliwym parsk- nięciem. Susan zastanawiała się, co takiego zrobił. Wkrótce dowiedziała się na ten temat więcej, gdy go- spodyni z jednakowym zapałem pastwiła się nad cebulą i charakterem Doriana. Kiedy ten po raz pierwszy przyje- chał do miasta, Seb pozwolił mu zamieszkać u siebie, póki nie znajdzie sobie jakiegoś lokum. Według Rosy Dorian już po tygodniu zrobił się nieznośny, a jego pobyt pobił rekordy długości. Susan nie odważyła się spytać bardzo religijnej Rosy, co sądzi o jej układzie z Sebem. Rosa nigdy o tym nie wspominała, ale Susan podejrzewała, że jej poglądy na tę sprawę nie różnią się od zapatrywań jej rodziców. A ci ciągnęli swoją rozhukaną gromadkę co niedziela do ko- ścioła nie po to, żeby dać dzieciom okazję do wystroje- nia się. Susan obierała ziemniaki, odzywając się rzadko. - Myślał sobie, że będę spełniać każde jego życzenie, ot co - Rosa ciągnęła tyradę na temat przyrodniego brata Seba. - Zachowywał się tak, jakby miał prawo do wszystkiego, na co Sebastian pracował całe życie, tylko dlatego, że jego tatuś nie mógł przejść spokojnie koło żadnej kobiety. Przyjrzyj się dobrze, a zobaczysz w jego oczach zawiść, która go spala. Mówię ci, on już się widzi w roli pana na włościach. Powtarzałam Sebastianowi, że nie ma żadnego obowiązku płacić za błędy ojca, ale ten chłopak wcale mnie nie słucha, i to od małego. Jest upar- 94 S R ty, ale nie znajdziesz innego o lepszym sercu. Jakaś ko- bieta będzie z niego kiedyś miała znakomitego męża. Susan zignorowała znaczące spojrzenie Rosy i udała, że cała jest skupiona na rosnącym stosie obierek. Gospo- dyni była subtelna jak słoń w składzie porcelany. Jednak Susan nie mogła jej nie lubić. Sama też szybko straciła złudzenia co do Doriana, ale nie mogła sobie wyobrazić, co takiego zrobił, że osoba o tak czułym sercu jak Rosa tak go nie cierpi. - Jak tylko ta sprawa się skończy i Seb będzie unie- winniony, pewnie zaczniecie robić plany. Mam nadzieję, że dzieci też się w nich znajdą. Obieraczka wpadła ze szczękiem do zlewu. Zaru- mieniona Susan wymamrotała coś o tym, że gorąco jej szkodzi, i szybko wybiegła z kuchni. Posiadłość Wescotta mieniła się kolorami wiosny. Kiedy Susan wyszła na spacer, by uporządkować myśli, najbardziej oczarowały ją skromne jabłonki. Przy- pominały starsze damy, które przez większość roku były sztywne i surowe, a na Wielkanoc nakładały różowe czepki, usiłując się wzajemnie zaćmić. Niedługo silny wiatr pozbawi je całego przepychu, ale na razie od- zyskały splendor młodości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|