|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawda?... Jeszcze nie usłyszałam, kiedy mamy lądować. - Tego nie wiem także i ja. W każdym razie nie wcześniej, aż ci ze sterowni dojdą do wniosku, że nie pociąga to za sobą żadnych groznych następstw. - Chciałabym, żeby gruntownie rozważyli tę decyzję. Lecz kiedy już w końcu postawimy pierwsze kroki na tej planecie, czyż to nie będzie wspaniałe, wzruszające przeżycie? Tak, jak w "Robinsonie Cruzoe" albo w przypadku pierwszych kolonistów Wenus... - Oni umarli... - To prawda. Ale my nie umrzemy... Spojrzała na niebieskozieloną kulę, prześwitującą zza gęstych, mlecznobiałych obłoków. - Nie umrzemy. To niemożliwe na... na "Caritas"... właśnie w ten sposób chciałabym nazwać tę planetę. Wydaje mi się, że to bardzo odpowiednie imię... Max po raz pierwszy podczas tej rozmowy spoważniał. - Ellie... czy pani naprawdę nie zdaje sobie sprawy z całej powagi naszej sytuacji?... Mówił prawie szeptem, aby inni nie mogli go usłyszeć. - To nie majówka. Jeśli ta planeta nie spełni naszych oczekiwań, nie wiem, dokąd będziemy mogli się udać. Nasze położenie i tak wystarczająco ciężkie, stanie się wręcz tragiczne. - Dlaczego? - Niech mnie pani uważnie wysłucha, ale zachowa dla siebie to, co w tej chwili usłyszy... Otóż... nie sądzę, aby ktokolwiek z nas zdołał powrócić do domu... ani w bliższej, ani w dalszej przyszłości... Przez moment jej twarz także okryła się powagą, pózniej jednak wzruszyła ramionami i uśmiech powrócił. - Proszę nie napędzać mi stracha. Oczywiście, z przyjemnością wróciłabym do domu, lecz skoro to niemożliwe, chętnie poznam uroki Caritas. Ta planeta będzie dla nas gościnna... Jestem przekonana. Co można było odpowiedzieć? 16 Następnego dnia "Asgard" dotknął powierzchni Caritas. Eldreth przeforsowała swoją wersję nazwy i od tej pory coraz częściej słyszało się to imię, powtarzane przez pasażerów oraz załogę, nie wyłączając tych ze sterowni. Kiedy podano, że lądowanie nastąpi w południe czasu pokładowego, Max pospieszył do centrali dowodzenia, aby być obecny przy tym niezwykłym wydarzeniu - uważał to za samo przez się zrozumiałe i naturalne. Na jego widok Simes zrobił kwaśną minę, ale nic nie powiedział. Powód był oczywisty - obecność kapitana Blaine'a. Kiedy Max spojrzał na dowódcę, nie mógł zapanować nad nagłym wzruszeniem, które nim owładnęło - Blaine nie był już młody, lecz w tej chwili wyglądał o piętnaście lat starzej, niż w czasie tranzycji. Podczas trwania całego manewru wymówił tylko kilka słów. Tuż przed wybiciem południa Simes spojrzał na zegarek, po czym popatrzył na kapitana. Starzec podniósł głowę i wyszeptał jakby w gorączce. - Proszę schodzić do lądowania, sir. Statek Flotylli Wojennej na ogół wysyłał najpierw sondę, która badała warunki, panujące na nieznanej planecie, ponieważ jednak "Asgard" był jednostką handlową, przeznaczoną głównie do lądowania w portach, nie dysponowali tego rodzaju wyposażeniem. Całą operację musieli przeprowadzić "po omacku", jedynie z pomocą radaru i wcześniej wykonanych fotografii. Na ich podstawie wybrali łagodną dolinę, wokół której rozciągały się gęste, rozległe lasy - ten typ roślinności przeważał na całej planecie, tak, że nie mieli zbyt wielkiego wyboru. Simes mocno chwycił stery. Ciągle wpatrywał się w ekran, przekazujący teren widziany radarem. Obok leżały fotografie z naturalnymi obrazami planety do porównania. Przejście przez atmosferę niewiele odbiegało od warunków ziemskich: czerń usianego gwiazdami nieba przygasła, rozmyła się, przeszła w głęboką purpurę a pózniej błękit. Nie odczuwali przeciążenia, gdyż chroniły ich urządzenia amortyzacyjne statku. Kiedy osiedli na ziemi, nie usłyszeli nawet najmniejszego odgłosu. Wszystko przebiegało w idealnej ciszy. Simes zdjął ręce ze sterów i nachylił się nad mikrofonem. - Maszynownia! Włączyć urządzenia pomocnicze. Procedura lądowania numer 1. Spojrzał na kapitana. - Lądowanie zakończone, sir. Blaine ledwo poruszał wargami. - Bardzo dobrze, Mr. Simes. Wstał i ciężkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Gdy już opuścił sterownię, astronauta zwrócił się do Lundy'ego. - Pan przejmie wachtę. Pozostałych wzywam do wyjścia. Max wyszedł razem z Kelly'eyem. Kiedy doszli do pokładu D, Jones mruknął pod nosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|