|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zupełnie mi nie odpowiada. Jeśli coś czujesz, okaż to, do diabła. Bez względu na to, co to jest. Straciła oddech, gdyż niemal rzucił się na nią. Przywarł wargami do jej ust. %7łarliwy pocałunek był pełen różnych odczuć. Głównie pożądania i gniewu. Grace udało się wyswobodzić, ale Seth zaraz gwałtownym ruchem przyciągnął ją do siebie. Kiedy wreszcie ją puścił, była wstrząśnięta. Ledwie trzymała się na nogach. 158 - Teraz ci wystarczy? - warknął. - Masz dość? - Oczy Setha przestały być obojętne i zimne. Odzwierciedlały wewnętrzną walkę, jaką z sobą toczył. Stały się bardziej ludzkie. - Czy teraz dostałaś to, na czym ci zależy? Wystarczy emocji i pasji? Nie lubię tracić panowania nad sobą W mojej pracy to niedopuszczalne. Oddychała ciężko i nierówno. Serce biło jej jak oszalałe. - Teraz nie pracujesz - zauważyła. - Tak, ale powinienem. Niestety, nie mogę. Czy wiesz, co się ze mną dzieje? Nie potrafię wybić sobie ciebie z głowy. Do licha, Grace, nie mogę przestać o tobie myśleć! Położyła dłoń na jego policzku. Poczuła, jak drga napięty mięsień. - Ze mną jest podobnie. Może z jedną różnicą. Chcę, żeby tak właśnie było. Jak długo? - chciał zapytać Seth, ale się powstrzymał. - Jedzmy do domu. - Bardzo bym chciała. - Uśmiechnęła się, wsunęła mu palce we włosy. - Sądzę jednak, że powinniśmy tu jeszcze zostać. Przynajmniej na kolacji. W przeciwnym razie wyrządzimy Cade'owi ogromną przykrość. - Zgoda. Pojedziemy zaraz potem. - Podniósł ręce Grace do ust, przytrzymał chwilę, a potem zajrzał jej głęboko w oczy. O dziwo, wcale nie okazało się to trudne. - Wybacz mi, ale... - zaczął niepewnie. - O co chodzi? - Jeśli DeVane jeszcze raz do ciebie zadzwoni lub przyśle kwiaty... - To co? 159 - To go zamorduję. Roześmiała się głośno. Zarzuciła Sethowi ręce na szyję. - No, wreszcie rozmawiamy jak normalni ludzie - stwierdziła z zadowoleniem. - To był miły wieczór. - Rozluzniona Grace zagłębiła się w fotelu samochodu Setha. Obserwowała przez szybę księżyc na niebie. - Lubię oglądać w komplecie tę całą czwórkę. To zabawne. Wydaje mi się, że zaledwie na sekundę zamknęłam oczy, a obie moje przyjaciółki zrobiły w tym czasie gigantyczny krok w przód. - Czerwone światło, zielone światło. Nie zrozumiawszy słów Setha, Grace obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem. - Co takiego? - To taka dziecięca zabawa. Nie pamiętasz? Jeden gracz mówi: zielone światło i odwraca się plecami do reszty. Wtedy inni uczestnicy zabawy mogą iść w przód. W pewnej chwili pierwszy gracz oznajmia: czerwone światło i natychmiast się odwraca. Każdy, kto nie zamarł w bezruchu, musi cofnąć się do linii startu. Grace roześmiała się z przymusem. Teraz Seth spojrzał na nią ze zdziwieniem. - Nigdy nie bawiłaś się w tego rodzaju gry? - Nie. Byłam tylko bez przerwy pouczana. Co robić i jak się zachowywać. Rozrywkę stanowiły codzienne, intensywne spacery. Czasami biegałam - mówiła miękkim głosem, przypominając sobie dawne czasy - tak szybko, że serce waliło mi jak szalone. Ale mimo to chyba zawsze musiałam się cofać do linii startu - dodała z westchnieniem. Szybko jednak wzięła się w garść. Wzruszyła ramionami. - To, co mówię, brzmi żałośnie, ale wcale tak nie było. 160 Seth milczał. Grace odrzuciła w tył włosy i uśmiechnęła się do niego. - W jakie jeszcze inne gry bawił się mały Buchanan? - W takie jak większość dzieci. - Czy ta kobieta nie zdawała sobie sprawy, jak przykro było mu słyszeć żal w jej głosie, i zaraz potem widzieć, jak szybko, jednym beztroskim wzruszeniem ramion kwituje niedobre wspomnienia? - Miałaś przyjaciół? - zapytał. - Oczywiście - odparła bezwiednie. Zaraz potem odwróciła wzrok. - Nie, nieprawda. Ale to zresztą bez znaczenia, bo teraz mam. Wspaniałych. - Czy jeśli jedna z was powie pół zdania, to pozostałe dwie potrafią je dokończyć? - Nigdy tego nie robimy. - Robicie, robicie. I to często. Dzisiejszego wieczoru co najmniej dziesięć razy. Nie zdajecie sobie z tego sprawy. Macie też własny zakodowany język w postaci całego arsenału nieznacznych gestów i sztuczek. MJ uśmiecha się półgębkiem lub wywraca oczyma. Bailey mruga lub nakręca włosy na palec. A ty unosisz lewą brew, odrobinkę, lub przygryzasz dolną wargę. Kiedy tak robisz, dajesz przyjaciółkom do zrozumienia, że sprawa ma pozostać waszym małym sekretem. Grace odetchnęła. Nie była wcale pewna, czy jest zadowolona z tego, że Seth tak łatwo ją rozszyfrował. - Czy nie jesteś zbyt... wścibski? - Muszę być spostrzegawczy. Na tym między innymi polega moja praca. - Podjechał pod dom i zatrzymał samochód. - Nie powinnaś się tym przejmować. - Jeszcze nie wiem, czy się przejmować, czy nie. Zostałeś gliniarzem dlatego, że jesteś spostrzegawczy, czy 161 jesteś spostrzegawczy, bo zostałeś gliniarzem? - Trudno powiedzieć. Nigdy nie byłem nikim innym. - Nawet jako mały chłopiec? - Tak. W pewnym sensie. Miałem to w genach. Mój dziadek był policjantem. Tak zresztą jak potem ojciec i stryj. Cały nasz dom był zawsze pełen gliniarzy. - I od ciebie oczekiwano, że pójdziesz do policji? - To było zrozumiałe samo przez się. Gdybym jednak został hydraulikiem lub mechanikiem samochodowym, nikt nie miałby mi tego za złe. Ale ja chciałem być gliniarzem. - Dlaczego? - Istnieje albo dobro, albo zło. - To takie proste?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|