|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie teraz. - Muszę zaczekać, dopóki jej nie zabiorą. Wiem, że nie mogę jechać razem z nią, ale muszę zaczekać. Ona jest moją siostrą. - Podniosła się, żeby pójść do holu. - Zostaw ją - poradził Ben, gdy Ed ruszył za nią. - Ona tego potrzebuje. Ed włożył ręce do kieszeni. - Nikt tego nie potrzebuje. Widział już, jak ludzie żegnają się z kimś, kogo kochali. Nawet po tych wszystkich scenach, wszystkich ofiarach i dochodzeniach nie potrafił się nie przejmować. Ale nauczył się przejmować tak mało, jak to tylko możliwe. Gdy wynosili Kathleen, Grace stała załamując ręce. Nie płakała. Próbowała odnalezć w sobie uczucie, ale nie znalazła nic. Szukała w sobie żalu, potrzebowała go, ale wydawało się, że opuścił ją, zostawiając pustkę. Gdy ręka Eda opadła jej na ramię, nie drgnęła, tylko odetchnęła głęboko. - Musicie teraz mnie przesłuchać? - Jeśli czujesz się na siłach. - Tak - odchrząknęła. Jej głos powinien być silniejszy. Zawsze była silna. - Zrobię herbatę. W kuchni nastawiła czajnik, po czym przygotowała spodki i filiżanki. 52 - Kath zawsze ma taki porządek. Wystarczy, że pamiętam, gdzie moja matka trzymała różne rzeczy i... - Zamarła. Jej matka. Musi zawiadomić rodziców. - Mamo, tak mi przykro. Nie było mnie tutaj. Nie mogłam nic zrobić. Nie teraz, pomyślała rozglądając się za herbatą w torebkach. Nie może teraz o tym myśleć. - Jestem pewna, że nie słodzisz. - Zgadza się. - Ed poruszył się niespokojnie. Wolał, żeby usiadła. Jej ruchy byty dość pewne, ale na twarzy nie było ani cienia rumieńca. Była blada jak ściana od chwili, gdy znalazł ją przytuloną do ciała siostry. - A pan? Pan jest detektyw Paris, prawda? Partner Eda? - Ben. - Położył ręce na oparciu krzesła i odstawił je od stołu. - Słodzę, dwie łyżeczki. - Podobnie jak Ed dostrzegł jej bladość, ale widział też w jej zachowaniu zdecydowanie, żeby doprowadzić sprawę do końca. Była nie tyle krucha, pomyślał, co łamliwa jak kawałek szkła, które raczej się złamie niż rozpryśnie na drobne cząsteczki. Postawiła filiżanki na stole i spojrzała na kuchenne drzwi. - Wszedł tędy, prawda? - Na to wygląda. - Ben wziął swój bloczek i położył go obok filiżanki. Dobrze nad sobą panowała i on, jako policjant, musiał to wykorzystać. - Przepraszam, że musimy o tym mówić. - Nic nie szkodzi. - Grace wzięła do ust mały łyk herbaty. Poczuła ciepło płynu, ale nie czuła smaku. - Naprawdę niewiele mogę wam powiedzieć. Kath była w swoim gabinecie, gdy wychodziłam. Miała zamiar popracować. Była wtedy, nie wiem, szósta trzydzieści. Kiedy wróciliśmy, myślałam, że poszła już spać. Nie zapaliła światła na werandzie. - Więcej szczegółów, pomyślała walcząc z ogarniającą ją histerią. Policja potrzebowała szczegółów, tak jak każda dobra powieść. - Szłam do kuchni i zobaczyłam, że drzwi do jej gabinetu są otwarte i pali się światło. Więc weszłam. - Znów uniosła filiżankę próbując nie myśleć, co było potem. Ponieważ Ed przy tym był, Ben nie musiał naciskać. Wszyscy troje wiedzieli, co działo się pózniej. - Spotykała się z kimś? 53 - Nie. - Grace trochę się odprężyła. Będą teraz rozmawiać o innych sprawach, bardziej logicznych, a nie o tej niewytłumaczalnej scenie za drzwiami gabinetu. - Dopiero co zakończyła się jej sprawa rozwodowa i jeszcze się z tym nie uporała. Pracowała, nie miała towarzystwa. Skupiła się na tym, żeby zarabiać pieniądze. Chciała zwrócić się do sądu o przyznanie jej opieki nad synem. Kevin, dobry Boże, co będzie z Kevinem. Grace ujęła filiżankę w dwie ręce i podniosła ją do ust. - Jej mężem był Jonathan Breezewood Trzeci, z Palm Springs. Stara fortuna, stary ród, paskudny charakter. - Jej spojrzenie stwardniało, gdy jeszcze raz spojrzała na drzwi kuchenne. - Może, może po prostu dowiecie się, czy wybrał się w podróż na wschodnie wybrzeże? - Czy masz jakiś powód, by przypuszczać, że były mąż twojej siostry mógł chcieć ją zabić? Spojrzała na Eda. - Nie rozstali się polubownie. Oszukiwał ją od lat, więc wynajęła prawnika i prywatnego detektywa. Mógł się o tym dowiedzieć. Breezewoodowie są z tych, którzy nie zniosą żadnej skazy na wła- snym nazwisku. - Czy wiadomo ci, żeby kiedyś groził twojej siostrze? - Ben spróbował herbaty, chociaż marzył o filiżance kawy. - Nie powiedziała mi, ale wiem, że się go bała. Nie walczyła o Kevina od początku ze względu na charakter męża i na wpływy jego rodziny. Powiedziała mi, że przez niego jeden z ogrodników znalazł się w szpitalu. Z powodu kłótni o krzew róży. - Grace. - Ed dotknął jej ręki. - Czy zauważyłaś gdzieś w pobliżu kogoś podejrzanego? Czy ktoś tutaj przychodził, żeby coś dostarczyć, kręcił się albo nagabywał? - Nie. To znaczy był tutaj człowiek, który dostarczył moje bagaże, ale on był zupełnie nieszkodliwy. Byłam z nim sama w domu przez jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. - Jak się nazywa ta firma? - spytał Ben. - Nie wiem... - Palcami potarła nos. Zawsze łatwo przypominała sobie różne szczegóły, ale teraz myślenie było dla niej jak walka we mgle. - Quik and Easy . Bez c w quick. Facet miał na imię... Jimbo. Tak, Jimbo. Miał to wyszyte na kieszeni koszuli. Mówił z akcentem z Oklahomy. 54 - Twoja siostra była nauczycielką? - upewnił się Ben. - Tak, zgadza się. - Czy miała jakieś problemy ze współpracownikami? - Większość z nich to zakonnice. Raczej trudno się kłócić z zakonnicami. - Tak. A jej uczniowie? - Nic mi nie mówiła. Faktem jest, że nigdy nic mi nie mówiła. - Na tę myśl Grace poczuła ucisk w żołądku. - Pierwszego dnia, gdy przyjechałam, wypiłyśmy trochę za dużo wina i rozmawiałyśmy do pózna. Właśnie wtedy opowiedziała mi o Jonathanie. Ale od tamtej pory i przez większość życia była zamknięta w sobie. Mogę was zapewnić, że nie czyniła sobie z ludzi wrogów ani też nie miała przyjaciół, przynajmniej bliskich. Przez kilka ostatnich lat jej życie ograniczało się do rodziny. Nie mieszkała w Waszyngtonie wystarczająco długo, żeby nawiązać jakieś znaczące kontakty. %7łeby spotkać kogoś, kto chciałby... kto mógłby jej to zrobić. To był Jonathan albo ktoś obcy. Ben nie odzywał się przez chwilę. Ktokolwiek to był, nie włamał się, by coś ukraść, tylko żeby ją zgwałcić. Inaczej wyglądałby dom po kradzieży, a inaczej po napadzie w celu gwałtu. %7ładen inny pokój, nie licząc gabinetu, nie był nawet tknięty. W tym domu pachniało gwałtem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|