|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W komnacie tej znajdował się szereg wnęk z ozdobnymi łukami, zasłoniętych kotarami z karmazynowego aksamitu. Oświetlona słabą poświata przygasających lamp komnata była pusta, lecz gdzieś w głębi domu rozlegał się ostry kobiecy krzyk bólu, któremu towarzyszył nieskrępowany melodyjny śmiech, tak\e kobiecy, niewypowiedzianie złośliwy i mściwy. Lecz Conan nie poświęcił temu wiele uwagi, gdy\ właśnie w tym momencie za murami Ndele rozpętało się piekło. Był to stłumiony okrzyk o nieprawdopodobnej sile, jak ryk zdławionego potoku, który wreszcie rozsadza zaporę, dziki, bestialski krzyk ogromnej masy ludzi. Hyrkańczyk usłyszał go tak\e i pod ciemną skórą posiniał z wściekłości. Nagle wrzasnął i popędził korytarzem, skąd doszedł odgłos szybkich kroków i cię\kiego oddechu. Przebywająca w swej komnacie Yarissa, posłyszawszy za drzwiami stłumiony krzyk, szczęk stali, gwałtowne uderzenia i głuchy odgłos padającego ciała, oderwała się od swego nad wyraz zabawnego zajęcia. Gwałtownie otwarły się drzwi i do środka wpadł Sokir, dziki i przera\ający, błyskający w świetle pochodni białymi gałkami oczu i wyszczerzonymi zębami, z szerokim scimitarem po którym ściekała krew. Psie krzyknęła, prostując się jak atakująca kobra. Czego tu chcesz? Kobiety, którą mi wydarłaś powiedział z zapamiętaniem, wykrzywiając się w małpim grymasie. Rudowłosej kobiety. W mieście rozpętało się piekło. Dzielnice powstały. Przed świtem ulice spłyną krwią. Zabijać. Zabijać. Zabijać. Powyrzynam te zbuntowane psy jak bambusowe badyle. Jeden więcej mord przy całej tej rzezi nic nie znaczy. Daj mi tę kobietę, nim cię zabiję. Pijany z głodu krwi i zawiedzionej \ądzy, szalony, zapomniał o obawach przed Yarissą. Ona rzuciła spojrzenie na rozciągniętą na sofie nagą, drgającą postać z przywiązanymi rękami i nogami. Jeszcze na dobre nie rozpoczęła zabawy ze swą rywalką. Na razie był to jedynie wstęp do właściwych tortur, okaleczenia i śmierci. Wstęp bolesny głównie upokorzeniem. Nawet piekło nie wydrze jej ofiary. Wrzasnęła, sięgając po zdobny klejnotami sztylet. Rycząc jak byk, czarny olbrzym zaatakował błyskawicznie. Hyrkanka nigdy dotąd nie walczyła z mę\czyzną i na nic nie przydała się szybkość i zwinność. Szerokie ostrze przebiło ciało i na długość stopy wyszło pomiędzy łopatkami. Zgięła się wpół ze zduszonym okrzykiem bólu i straszliwego zdziwienia, a gdy padała, Sokir brutalnie wyszarpnął swój scimitar. W tej chwili w drzwiach pojawił się Conan. Cymmeryjczyk nie wiedział co się uprzednio wydarzyło; widział jedynie stojącego nad ciałem kobiety i wycierającego orę\ olbrzymiego wojownika i zareagował instynktownie. Sokir odwrócił się zwinnie jak wielki kot, wznosząc ociekający krwią scimitar, co dało mu tyle tylko, \e własny orę\ uderzył go z ogłuszającą siłą w głowę, pchnięty straszliwym ciosem Conana. Zatoczył się, a w następnej chwili miecz Cymmeryjczyka, trzymany całą siłą jego sękatych mięśni, odrąbał czarnemu lewe ramię, przeciął mostek i utkwił głęboko w \ebrach. Conan stękając i klnąc usiłował wyrwać ostrze z trzymających je tkanin i kości. Pocąc się na myśl, \e zostanie zaatakowany nim zdą\y wyswobodzić broń, usłyszał narastający ryk tłumu i włosy podniosły mu się na głowie. Znał ten ryk podszczuwający ludzki wrzask, ryk, który od wieków wstrząsał tronami świata. Usłyszał z zewnątrz stukot podków na bruku i głosy gwałtownie wykrzykujące rozkazy. Zwrócił się w stronę prowadzącego na zewnątrz korytarza, gdy usłyszał błagalny głos i odwróciwszy się, zobaczył dopiero teraz nagą postać skręconą na sofie. Ciało i członki nie nosiły śladów szram czy skaleczeń ale policzki miała mokre od łez, rude warkocze spływające bujną obfitością po białych ramionach były wilgotne od potu, a całe ciało dr\ało jak na torturach. Strona 73 Jordan Robert - Conan. Droga demona Uwolnij mnie zajęczała błagalnie Yarissa nie \yje. W imię miłosiernego, uwolnij mnie. Mamrocząc niecierpliwie przekleństwa przeciął jej więzy i odwrócił się z powrotem, zapomniawszy o niej niemal natychmiast. Nie widział jak wstawała i znikała w zasłoniętym kotarą przejściu. Jakiś głos na zewnątrz zawołał: Sokir gdzieś jest, na Croma? Czas ju\ wsiadać i jechać. Widziałem \eś tu wbiegał. Niech cię diabli gdzie jesteś? Zbrojna postać w hełmie na głowie wpadła do komnaty i zatrzymała się raptownie. Co& .? Okłamałeś mnie. Skąd\e odparł wesoło Conan. Opuściłem miasto jakem przysiągł, lecz powróciłem. Gdzie Sokir? wypytywał Retrang. Szedłem tu za nim& Na Croma szarpnął dziko wąs. Na Croma, na Jedynego Prawdziwego Boga. Oh, przeklęty barbarzyńco, czemuś musiał zabić właśnie Sokira? Całe miasto powstało, a Turańczycy walczą z czarnymi, którzy i tak mają pełne ręce roboty. Przywiodłem moich ludzi by wesprzeć najemników. Co do ciebie zawdzięczam ci \ycie, lecz są granice wdzięczności. Uchodz, na Croma, i \ebym cię więcej nie widział. Conan uśmiechnął się wilczym uśmiechem. Tym razem nie pozbędziesz się mnie tak szybko, Namroku es Amag. Kosalczyk drgnął. Coś rzekł? Po có\ przeciągać tę maskaradę? odparł Conan poznałem ktoś jest, gdyśmy weszli do domu Vilema Hydroca. Tylko gospodarz mógłby być tak obznajomiony ze wszystkimi jego tajemnicami, a dom ten uprzednio nale\ał do Namroka es Amaga. Pomogłeś mi zabić Hydroca, gdy\ to on wynajął Ocelesa i innych, by zabili ciebie. W porządku. Lecz to nie wszystko. Przybyłem do Kosali, by zabić Hydroca i dokonałem tego. Lecz teraz Tebinador snuje plany zniszczenia Turanu i innych królestw, więc musi umrzeć, a ty musisz mi dopomóc w jego obaleniu. Jesteś szalony jak Tebinador wykrzyknął Kosalczyk. A co się stanie, jeśli pójdę do Turańczyków i oznajmię, \e pomogłeś mi zabić ich księcia? zapytał Conan. Rozniosą cię na szablach. Taak, rzeczywiście. Lecz tak samo rozniosą i ciebie. A czarni najemnicy im dopomogą; jedni i drudzy nie lubią Kosalczyków. Są tu bo im płacicie. Turańczycy i murzyni wspólnie usieką wszystkich Kosalczyków w Yota Pong. Co ci po ambicji gdy utracisz głowę? Tak, zginę, lecz jeśli sprawię, \e Kosalczycy, czarni najemnicy i zdrajcy z Ghori zaczną się nawzajem wyrzynać to mo\e rebelia pochłonie ich wszystkich i po śmierci osiągnę swój cel łatwiej ni\ za \ycia. Namrok es Amag rozpoznał ponurą determinację dzwięczącą w słowach Cymmeryjczyka. Widzę, \e pomimo wszystko będę musiał cię zabić mruknął wyciągając scimitar i po chwili komnata rozbrzmiała szczękiem stali. Po pierwszym starciu Conan pojął, \e Kosalczyk był najlepszym wojownikiem, z jakim kiedykolwiek walczył, z krwią zimną jak lód, gdy w \yłach Cymmeryjczyka płynął ogień. Do niechęci jaką odczuwał na myśl o zabiciu Retranga dołączyła świadomość, \e staje przeciwko lepszemu ni\ on szermierzowi. Myśl ta wzbudziła w nim rozpaczliwą furię, a lekkomyślna popędliwość będąca dotąd jego słabością przeistoczyła się w siłę. Jego \ycie się nie liczyło; lecz jeśli zginie w tej komnacie, wraz z nim zginie świat. Za murami Ndele burzył się i falował tłum, siały iskrami pochodnie, w ciałach zatapiała się stal i oblekała czerwienią. W komnacie martwej Yarissy świszczały i śpiewały stalowe ostrza. Nagle w głowie Conana rozległ się tajemniczy głos Od twego ramienia zale\y los świata. Uderzaj w imię wczorajszej chwały i jutrzejszej wspaniałości. Uderzaj w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|