|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
imponujący. Pragnęła zdjąć niewygodne pantofle na wysokich obcasach i natychmiast rzucić się na królewskie ło\e. - Wszystko w porządku? - zapytał Mason, pukając energicznie do drzwi, po czym wszedł, nie czekając na odpowiedz. - Poprosiłem o sąsiadujące pokoje, \ebyśmy się mogli łatwiej kontaktować. - Zwietnie, będziemy mogli pomachać do siebie z balkonów - odparła i uznała, \e to odpowiedni moment na ustalenie jej własnych zasad. - Słuchaj, nie mam zamiaru ci się narzucać. Ilekroć będziesz potrzebował czasu wyłącznie dla siebie, wystarczy mi o tym powiedzieć. - I vice versa - rzekł z wyrazną ulgą. - A teraz chciałabym się rozpakować i wziąć prysznic... - Urwała, gdy\ Vaughan potrząsnął głową i spojrzał na zegarek. - Czy mo\e mam to zrobić pózniej? - O wiele pózniej - potwierdził. Vaughan Mason miał niespo\yte siły. Jego rozkład zajęć był tak przeładowany, \e aby zaoszczędzić na czasie i uniknąć ulicznych korków, ten potentat poruszał się po mieście helikopterem. Widok Melbourne z lotu ptaka zaparł Amelii dech w piersi. Ku jej zaskoczeniu Mason dopuścił ją do wszystkich spotkań biznesowych. Skoro nie miał nic przeciwko temu... - Ona pisze artykuł o mnie, a nie o tobie - rzucał arogancko nieszczęśnikowi, którego interesy brał akurat pod lupę. Więc przyglądała się zdenerwowanym, spoconym ludziom w salach konferencyjnych i przysłuchiwała się ich tłumaczeniom oraz próbom usprawiedliwienia bałaganu, do jakiego doprowadzili swoje przedsiębiorstwa. Opanowany i spokojny Mason przyjmował ich wymówki z niewzruszonym wyrazem twarzy, po czym wygłaszał swą bezlitosną ocenę sytuacji, nieomylnie trafiając w sedno i docierając do prawdziwego, niczym nieupiększonego stanu rzeczy. - Niektórzy z tych ludzi pracują u nas od lat! - wykrzyknął Marcus Bates, wstrząśnięty przedstawioną przez Vaughana propozycją masowych zwolnień załogi. - Nie mo\emy tak po prostu wysiać ich na zasiłek. Wielu z nich przekroczyło ju\ pięćdziesiątkę... - Co oznacza, \e otrzymają godziwą odprawę - odparł lodowatym tonem Mason. Pod jego nieubłaganym spojrzeniem Marcus dr\ącą ręką podniósł do ust fili\ankę z kawą, po czym zdecydował się wyznać bez osłonek okropną prawdę. - Nie stać nas na wypłacenie \adnych odpraw - wyszeptał z kredowobiałą twarzą. - A więc nareszcie jesteśmy w domu - powiedział Vaughan powoli. - Czyli nie stać pana nawet na tę kawę. Wszyscy członkowie zarządu wpatrywali się w Masona z respektem i obawą, a zarazem z nadzieją, \e ta sława biznesu w ostatniej chwili znajdzie jakieś wyjście z sytuacji. - Zwolnieni pracownicy dostaną odprawy - rzekł Mason, pogrzebawszy w stosie dokumentów i cisnąwszy kilka z nich na stół. - A to oznacza, \e będziecie musieli zrezygnować przez rok z wystawnych lunchów i zadowolić się przynoszonymi z domu kanapkami z serem. To i tak niewielka cena, zwa\ywszy opłakany stan waszych finansów. Chcę, \eby wszyscy członkowie kierownictwa rozliczali się ściśle z u\ywania słu\bowych samochodów... ba, nawet z ka\dej torebki wypitej tu herbaty. Mimo narastającego zmęczenia Amelia była pod coraz większym wra\eniem. Zarazem uświadamiała sobie, \e zapewne nie uda jej się opisać bogatej, wielostronnej osobowości Masona w jednym artykule. Lecz gdy pod koniec dnia jechała z Vaughanem hotelową windą, korciło ją, \eby usiąść przy komputerze i jednak spróbować. - Nie wynudziłaś się? - spytał. - Ale\ skąd - odparła. - Dziwię się tylko, \e Noble i Bates zgodzili się na mój udział w zebraniu i zaryzykowali, \e dziennikarka dowie się o katastrofalnym stanie ich interesów. - Wcale nie jest katastrofalny - rzekł Vaughan, gdy wyszli z windy na korytarz. - W ka\dym razie teraz ju\ nie. - Przecie\ zapoznałeś się z ich finansowymi wynikami - powiedziała, kuśtykając w potwornie ciasnych szpilkach, lecz nie mając odwagi ich zdjąć. - Och, jestem pewien, \e w rzeczywistości są o wiele gorsze! - rzucił lekkim tonem, otwierając drzwi do swego pokoju i przytrzymując je ramieniem. - Wkrótce opublikują kwartalne sprawozdanie, które niewątpliwie zaniepokoi akcjonariuszy. Jednak teraz mają jeden istotny atut. - Jaki? - Mnie - odparł bez cienia skromności. - Powszechnie wiadomo, \e nie podejmuję się beznadziejnych spraw. - Ale ich wyniki są koszmarne - powiedziała szczerze
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|