|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kroć milej spostrzegać, że ci, którzy nas w samotności i smutku naszym lekceważyli, obrażali, poniekąd nawet krzywdzili, są zdziwionymi i ciekawymi świadkami naszego szczęścia. Spo- strzeżenie to uczyniła Jadwiga już w kościele, gdy wśród grania organów, śpiewu księży u ołtarza i uroczystej a gorącej atmosfery, którą wydają z siebie gęsto zbite, rozmodlone tłumy, uklękła obok matki, w jednej z ostatnich kościelnych ławek, i nim nad otwartą książką do nabożeństwa twarz pochyliła, szybkim spojrzeniem rozejrzała się dokoła. Mnóstwo tam było ludzi w siermięgach i surdutach, mężczyzn i kobiet stojących tuż przy sobie, dotykających się wzajem ramionami, ale najbliżej, tuż prawie przy niej, stała szwaczka Paulina, w nowym, modnie skrojonym futerku, z twarzą od mrozu tak zaczerwienioną, że w oprawie złotych loczków była podobną do polnego maku w pszenicy. Z tłumem ją nieco roz- dzielał i od zbytniego ścisku bronił wysmukły, świątecznie ubrany urzędnik pocztowy. Szepnęła też coś do niego, gdy tylko Szyszkową i córkę jej spostrzegła, a potem z rękami wsuniętymi w mocno wyszarzany, ale zalotnymi kokardami upstrzony zarękawek, tak cieka- wie i z takim zdziwieniem na Jadwigę i na obu Ginejków patrzała, że aż rozwarły się drobne jej usta, a z twarzy można było wyraznie czytać wewnętrzne wykrzykniki: A toż co się stało! Szyszkówna z jakimiś kawalerami do kościoła przyszła! W imię Ojca i Syna... Zawsze jak mniszka sama jedna chodzi, a teraz asystentów jakichś sobie wynalazła. I jakich jeszcze! Młodzi, przystojni, tacy jacyś pewni siebie i z wesołymi twarzami. Nie tutejsi przecież, bo- bym ich choć z widzenia znała. Skądże ona ich wzięła? Kim są? Ciekawość! Ciekawość! I aż z nogi na nogę przestępowała, a towarzysza swego za rękaw od paltota targając szep- tać do niego zaczęła: W imię Ojca i Syna... Szyszkówna z kawalerami chodzi! Asystentów sobie znalazła! Wilk w lesie zdechł czy co? Nie wiesz, Bolciu, kto to taki? 40 A Jadwidze paliły się także oczy, ale od zadowolenia. Aha! myślała nie ty jedna mo- żesz wesoło bawić się i mieć zawsze obok siebie towarzyszy i przyjaciół! Ja też nie zawsze sama na świecie bywam i mam niekiedy przy sobie kogoś, kto mi jest bliskim i bardzo przy- jaznym. A chciałabyś wiedzieć, kim są ci ładni i dzielni chłopcy, którzy ze mną przyszli? Po- czekaj, sama ci to powiem, gdy się tylko spotkamy. Czemuż nie? Wstydzić się nie mam cze- go. Powiem: Bliscy krewni moi, bracia, przyjaciele! Nagle ogarnęło ją takie rozrzewnienie, że wszystkie inne uczucia stłumiło. Ksiądz u ołta- rza wznosił ku górze ramiona i śpiewał Gloria! Twarz jej nisko opadła na dłonie grubymi rękawiczkami okryte, a choć i oczy, i usta miała zamknięte, całą ją napełnił tak namiętny po- ryw dziękczynienia, że był chyba także modlitwą. Wtem wydało się jej, że Aleksandra nie ma już przy niej, że odszedł. Gdy klękała w ławce, stanął był razem z bratem tuż za nią, a teraz, zdało się jej, że go nie ma. Obejrzała się i oczy ich spotkały się z sobą. Nie tylko stał ciągle tam, gdzie wprzódy, ale patrzał na nią zamyślo- nym i miękkim spojrzeniem. Odtąd nie oglądała się już wcale, z twarzą na dłonie schyloną długo klęczała nieruchoma i spokojna, cała oblana cichą błogością, która, niby cień drzewa na kwiat więdnący z obecności jego na nią spływała. Sama potem nie wiedziała, jak jej przeleciała chwila powrotu z kościoła do domu. Pamię- tała tylko, że mróz był tęgi, ale niedokuczliwy, śnieg pod nogami skrzypiał, słońce świeciło jasno na bladym błękicie nieba i ślicznym, brylantowym szronem okrywało tu i ówdzie mię- dzy domami stojące drzewa; że wspólnie z towarzyszem zachwycała się pięknością drzew okrytych szronem, a tłum na ulicach, który był wielkim, nie tylko nie dokuczał jak zwykle, ale wspólnie z towarzyszem zauważyła, że pstry i ruchliwy, w blasku słońca i na białym tle śniegu roztaczał wcale ciekawy i ożywiony widok. Wtedy dopiero spostrzegła, że wchodzi w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|