|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opuszczonych szybach górniczych w swej rodzinnej miejscowości. Pózniej przerwał naukę w Szkole Górniczej i pracował razem z ojcem, zdobywając doświadczenie w posługiwaniu się materiałami wybuchowymi. Po wstąpieniu do wojska skończył Szkołę Oficerską i zanim został jednym ze Szczurów, był prawdziwym weteranem walk w Wietnamie, wielokrotnie odznaczanym za dzielność. Doszedł do miejsca, gdzie mieli się spotkać. DeLuca, Hidalgo i Thu czekali już na niego. - Znalezliście swoich? - zapytał. - Mój gryzie ziemię - zaczął DeLuca. - Mój też - dodał Hidalgo. Pozostali członkowie jego oddziału również doskonale pasowali do swych ról. Sierżant Frank DeLuca, lat dwadzieścia jeden, czarnowłosy, mocno zbudowany, pochodził z biednej dzielnicy Bostonu, Roxbury, i nim komisja poborowa przysłała mu swe pozdrowienia, był bokserem wagi piórkowej. Starszy szeregowy Johnny Hidalgo spędzał swe życie w cywilu walcząc o przeżycie na ulicach wschodniego getta Los Angeles. Posturą przypominał trochę sierżanta DeLukę. Ich obecna misja różniła się znacznie od poprzednich. Znajdowali się na obszarze, na którym po zapadnięciu zmroku niepodzielnie panował Wietkong, bez względu na to, co mówiły oficjalne komunikaty z Sajgonu. Poprzedniego wieczora w okolicy znalazł się batalion piechoty, odbyła się krótka potyczka i Wietnamczycy, jak zwykle, zapadli się pod ziemię. Tym razem nitką prowadzącą do kłębka okazał się być wietnamski jeniec, który rozśpiewał się jak kanarek, gdy w obroty wzięli go śledczy. To, co usłyszeli, natychmiast ściągnęło Gainesa wraz z oddziałem do biura kapitana Cartera - szefa sekcji wywiadu S-2, Szczura numer sześć, bowiem szóstka w nomenklaturze dywizji oznaczała dowódcę. - Jeżeli nasze informacje pokrywają się z prawdą, a są duże szanse, że tak jest - zaczął Carter - to wiemy, gdzie znajduje się centrum dowodzenia Wietkongu na cały rejon. Ogólna ich siła jest oceniana na co najmniej batalion, ale najważniejsze, że oni najprawdopodobniej nie wiedzą o nas nic.. Wszyscy żołnierze z powierzchni wycofali się. Pokazaliśmy więc naszemu jeńcowi dokładną mapę interesującego nas obszaru i okazał się nadzwyczaj skory do współpracy. Wskazał miejsca, gdzie rozlokowani są strażnicy i wejścia do tuneli. - Chyba, że ma rozwinięte poczucie humoru i pęknie ze śmiechu, kiedy my wleziemy prosto w zasadzkę - zauważył DeLuca. - Dobrze wie, że w takim przypadku nie będzie miał na to czasu - powiedział z sarkazmem Carter. - Moi ludzie powiedzieli mi, że to prawda - do rozmowy włączył się Thu. - Rzeczywiście w tych okolicach znajduje się zakonspirowane centrum dowodzenia Wietkongu, lecz kapitan Quang, dowódca batalionu, nie jest zbyt rozmowny. Słyszałem tylko, że regularnie zmieniają swoje miejsce pobytu w tunelach. Bok Van Thu miał trzydzieści osiem lat. Głębokie zmarszczki na twarzy zdradzały, jak wiele w życiu przeszedł. Znał tunele lepiej niż którykolwiek z Amerykanów. Jako jedyny pozostały przy życiu żołnierz oddziału Wietkongu, który miał nieszczęście natknąć się na patrol amerykańskiej piechoty morskiej, przeszedł na stronę Amerykanów, by ocalić siebie, żonę i troje dzieci przed okropnościami wojny. Znał dobrze miejscowe dialekty, orientował się w taktyce Wietkongu i zasadach budowy tuneli. W pierwszych dniach istnienia oddziału nie wszyscy mu ufali, szczególnie DeLuca, lecz już dawno wszelkie podejrzenia straciły rację bytu. Niezliczoną ilość razy Thu okazywał się niezawodnym przyjacielem czy bezcennym zródłem informacji, tłumacząc Amerykanom sposób myślenia Wietnamczyków. - Quang i jego ludzie będą tam jutro przez cały dzień - kontynuował Carter. - Razem z nim około setki ludzi. Wydaje im się, że są bezpieczni, kiedy nasze siły przeczesują dżunglę nad ich głowami i wracają z pustymi rękami. Ale tym razem mamy przewagę - wiemy o nich. - Nawet jeżeli zaczęliby snuć jakieś podejrzenia, nie będą mieli czasu się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|