|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ledwo umknął spod kłów i pazurów niedzwiedzia. Przypomniałem sobie przebytą mękę, moją żonę i dziecko. Minął tydzień, od kiedy wyruszyłem na poszukiwanie Sophie. - Doceniam twoją troskę, panie, ale muszę iść. Złóż, proszę, w moim imieniu podziękowanie pani domu. Wstałem z łóżka, lecz zdołałem zrobić zaledwie parę kulawych kroków. Ktoś zapukał. Auguste poszedł do drzwi powitać przybysza. - Możesz osobiście złożyć podziękowanie swojej opiekunce - powiedział. - Właśnie przyszła. Była to Emilie, w lnianej sukni, obszytej złotą lamówką. Nie przypuszczałem, że w rzeczywistości jest aż tak piękna. Taką ją widziałem w marzeniach. Zielone oczy lekko lśniły. - Widzę, że nasz pacjent wstał - zauważyła, wyraznie zadowolona. - Auguste, jak się dziś czuje nasza ruda wysokość? - Słuch ma w porządku. Język też nie ucierpiał - odparł medyk, dając mi kuksańca. Nie wiedziałem, czy się ukłonić, czy uklęknąć. Nie wiedziałem, czy mogę się zwrócić do kogoś z wysokiego rodu niepytany. Coś mnie jednak ośmieliło, żeby jej spojrzeć w oczy. Chrząknąłem, by przeczyścić gardło. - Gdyby nie ty, pani, byłbym umarł. Nie potrafię znalezć właściwych słów dla wyrażenia wdzięczności. - Zrobiłam tylko to, co zrobiłby każdy na moim miejscu Poza tym szkoda by było, gdybyś po pokonaniu niedzwiedzia padł ofiarą innego mięsożercy. Auguste podsunął jej krzesło i Emilie usiadła. - Jeśli chcesz okazać mi wdzięczność, odpowiedz na kilka pytań. - Odpowiem na każde - rzekłem. - Pytaj, proszę. - Pierwsze jest łatwe. Jak się nazywasz, rudzielcu? - Hugues, pani. - Ukłoniłem się. - Hugues de Luc. - I kiedy spotkałeś tego prostackiego niedzwiedzia, szedłeś do Treille? - Tak, pani. Ale medyk powiedział mi, że zboczyłem z drogi. - Na to właśnie wyglądało. - Emilie się uśmiechnęła. To mnie zdumiało. Nie spotkałem jeszcze szlachetnie urodzonej osoby, która miałaby poczucie humoru, o ile nie był to czarny humor. - A w drogę ruszyłeś sam, bez żywności, bez wody, bez przyzwoitego odzienia? Poczułem ucisk w gardle - nie tyle z powodu zdenerwowania, ile ze świadomości, że moje działanie musiało świadczyć o olbrzymiej głupocie. - Spieszyłem się - rzekłem. - Hm, skoro się spieszyłeś... - Emilie pokiwała uprzejmie głową. - Jednak wydaje mi się - jeśli mnie nie zawodzi znajomość matematyki - że niezależnie od tego, jak szybko się poruszałeś, jeśli podróżowałeś w złym kierunku, to oddalałeś się od celu, prawda? Ta kobieta mnie uratowała, a ja odpowiadałem jej jak głupiec. Poczułem, że się czerwienię. - Spieszyłem się, skutkiem czego miałem mętlik w głowie - odparłem. - To widać. - Oczy jej się rozszerzyły. - A możesz łaskawie powiedzieć, dlaczego tak się spieszyłeś, że aż ci się zrobił mętlik w głowie? Moje skrępowanie raptem ustąpiło. To była gra, a ja nie chciałem być zabawką służącą jej rozrywce - niezależnie od tego, ile jej zawdzięczałem. Wyraz twarzy Emilie się zmienił, jakby wyczuła mój nastrój. - Nie kpię z ciebie, uwierz mi, proszę. Podczas drogi wykrzykiwałeś różne rzeczy. Wiem, że ci ciężko. Nie jesteś rycerzem, ale z pewnością wykonujesz jakieś zadanie. Schyliłem głowę. Prysła atmosfera pogodnej rozmowy. Jak mogłem jej opowiedzieć o tych wszystkich okropnościach? Kobiecie, która mnie nie znała. Poczułem suchość w gardle. - To prawda, pani, wykonuję zadanie. Ale nie mogę ci go zdradzić. - Opowiedz mi, panie. - To było niewiarygodne. Kogoś takiego jak ja nazywała panem . - Coś cię gnębi. Nie lekceważę cię. Chciałabym pomóc. - Obawiam się, że nie możesz - powiedziałem, pochylając z uszanowaniem głowę. - Już i tak mi tyle pomogłaś, jestem twoim dozgonnym dłużnikiem. - Możesz mi zaufać, panie. Czy tego nie udowodniłam? Uśmiechnąłem się. Tu mnie miała. Muszę cię uprzedzić, że to nie będzie jedna z historii, których zwykłaś słuchać - o życiu szlachetnie urodzonych. - Nie szukam rozrywki - odparła, nie odwracając ode mnie oczu. Z doświadczeń z ludzmi wysoko urodzonymi wiedziałem, że nie interesuje ich nasz ciężki los. %7łe żądają od nas jedynie podatków i często zabijają bez powodu. Ale ta kobieta wydawała się inna. Widziałem w jej oczach współczucie. Czułem to od pierwszej chwili, kiedy leżałem przy drodze bliski śmierci. - Zasługujesz, pani, na to, więc ci opowiem. Mam nadzieję, ż cię to nie przygnębi. - Zapewniam cię, że nie, Hugues - rzekła z uśmiechem Emilie. - Jak zapewne zdążyłeś zauważyć, moja odporność na zmartwienie jest dość duża. ROZDZIAA 32 Więc jej opowiedziałem. O wszystkim. O Sophie i o naszej wiosce. O mojej podróży do Ziemi Zwiętej i krwawych walkach po drodze. O moim spotkaniu z Turkiem... jak zostałem oszczędzony i jaka we mnie nastąpiła przemiana, wskutek której postanowiłem wrócić do Sophie. Potem opowiedziałem Emilie o straszliwej prawdzie, jaką zastałem po powrocie. W trakcie mówienia często łamał mi się głos, a oczy zachodziły łzami. Dlatego
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|