|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Laghi nie kiwnął palcem. Jego osobiste, bliskie stosunki z szefem junty, praktykującym katolikiem Videlą, i właściwe mu pojmowanie służby nuncjusza zapobiegły temu, aby w tak katolickim kraju uruchomić niemałą potęgę Kościoła dla przeciwstawienia się torturom i mordom. Kiedy zaś jemu i Watykanowi ziemia w Argentynie zaczęła się palić pod stopami, Papież wycofał go z pola ostrzału i uczynił swoim przedstawicielem w USA. Jan Paweł II, mistrz rozdwojonego języka, mierzy podwójną miarą. Niewątpliwie wytwarza, jak z taśmy produkcyjnej, piękne słówka. Wypełnił nimi całą nową książkę. Ale nadzieja dla wszystkich? Także i dla Ameryki Aacińskiej? Papier jest cierpliwy. Co działo się za urzędowania Laghiego? "Obrona naszego Boga" i wartości chrześcijańskich jako motywy ideologiczne były widać tak przekonujące, że zrozumiałe dla dręczycieli aż do niższych stopni służbowych włącznie. Czemuż by nie? Katolicka Ameryka Aacińska nie przyswoiła sobie europejskiej nowożytności w sposób tak kompletny, żeby ogarnąć wszystko. Ku zadowoleniu biskupów większa część ludności żyje wyobrażeniami wiary, na jaką europejscy teologowie się nie powołują, co nie znaczy jednak, że już "unieważnionej". Jeden przykład: przetrząsając dom, którego właścicieli uprowadzono, sprawcy zniszczyli wszystko, co im wpadło pod rękę, i wreszcie nabazgrali na ścianie hasła: "Niech żyje król Chrystus!" i "Zbawienie przez Chrystusa!" Nie było w tym wynaturzenia. Kto zna obiegowe wyobrażenie "naszego Boga" i wypróbowaną "chrystologię" apostolską, nie będzie się dziwił; wszystko się zgadza. W kwietniu 1983 argentyńska soldateska na odchodnym opublikowała dokument końcowy, mający z góry zapobiec jakiemukolwiek dochodzeniu tego, co było. Przybrano go we frazesy, zaczerpnięte z reguł języka konserwatywno-katolickiego. Na przykład brudną wojnę przeciwko inaczej myślącym określono jako skuteczną służbę dla dobra społeczeństwa. Udowodnione zbrodnie nazwano godnymi ubolewania odosobnionymi przypadkami, które jako "indywidualna sprawa sumienia podpadają pod sąd Boży i ludzką wyrozumiałość". Terrorystów zaś, którzy się ulotnili, podano za nieżyjących i nawet "przebaczono" im: "Oby znalezli przebaczenie w jedności swego dzieciństwa u Boga." Ledwie junta upadła, zaczęto stopniowo odkrywać setki nie zidentyfikowanych zwłok, przeważnie noszące ślady tortur. Proces przeciwko sprawcom doprowadził faktycznie do uniewinnienia tych, którzy popełnili niezliczone bestialstwa. Zapadło aż pięć wyroków skazujących, w tym trzy z bardzo niskimi karami. Tortury i morderstwa pozostały niemal bez następstw. Taki efekt podziałał nader uspokajająco nie tylko na argentyńskich wojskowych, ale i na wszystkie inne reżimy kontynentu. Sprawujący władzę w Ameryce Południowej odetchnęli. Watykan się nie odezwał. Najwidoczniej Papież podzielał nadzieje oprawców. Brazylia już w 1979 roku udzieliła amnestii setkom wskazanych po nazwisku siepaczy, którzy torturowali, i zatrzymała wielu z nich w służbie państwowej. Sprawy mogły toczyć się dalej, jak dotąd. Subkontynent, na który po II wojnie światowej uciekło mnóstwo nazistów, wciąż jeszcze chroni oprawców, żywiących szczególny podziw dla metod Hitlera. Zresztą nazistom pomagali w tej ucieczce wysocy dostojnicy Kościoła. Watykańskie paszporty były nader poszukiwane po 1945 roku i jak najbardziej dostępne zbrodniarzom, którzy nagle okazali się ofiarami. Ze wszystkich sił pomagał im w tym Watykan, który do dzisiaj nie podpisał Karty Narodów Zjednoczonych o prawach człowieka. Widać niektórzy z prałatów nie doszukali się w sobie od 1933 do 1945 roku, tylko dopiero potem, serca dla ludzi, którzy padli (albo i nie padli) ofiarą. Z ust Wojtyły do dzisiaj nikt nie usłyszał ani jednej wzmianki, dającej nadzieję, że Watykan lub on sam mogliby się od tego odciąć. Ten Papież - nauczyciel wszystkich ludzi, nauczyciel całej prawdy? - doszczętnie usuwa ze swojego pola widzenia wszystko, co mu nie odpowiada. We wszystkich swoich wypowiedziach pomija te sprawy tak doszczętnie, jakby w ogóle nie istniały. Jan Paweł II, wedle własnego kazania Papież Kościoła Zwiatowego, ma ważniejsze sprawy niż troszczyć się o takie drobnostki. Zwrócił oczy na Wschód. Tam jedynie był wróg. Zwycięstwo odnieść mogła, Wojtyła w kółko to powtarzał, wyłącznie wiara chrześcijańska. Chrześcijaństwo, a ściślej mówiąc: jego własny Kościół, wykaże się znowu "młodzieńczą siłą" i ocali Europę Wschodnią. Pomogą w tym zaprzysięgli wierni. Przede wszystkim zaś ci wzorowi pasterze, których Papież tak niezmordowanie wychwala. Niezgodności z historią pokrywa się w miarę możności modlitwą albo pochwałą. Przykład: właśnie teraz, we wrześniu 1994 roku, Wojtyła na mszy wigilijnej w Zagrzebiu chwalił chorwackiego kardynała Alojsija Stepinaca za jego wierność dla wiary. Pasterz ten został w 1946 roku skazany przez komunistyczne władze Jugosławii na 16 lat robót przymusowych za kolaborację z wiernym wobec hitlerowców reżimem Ante Pavelicia. Wierność wobec wiary? Czy wobec katolickiego przyjaciela nazistów? Jan Paweł II nie jest tu jedyny. Już wychwalany przez niego Pius XII przesłał swoje szczególne błogosławieństwo zdeklarowanemu faszyście i katolikowi Paveliciowi, winnemu kazni i wymordowania setek tysięcy ludzi, gdy ten na wygnaniu w Hiszpanii spoczywał na łożu śmierci... Kto jeszcze w 1994 roku publicznie wychwala taką kreaturę i wspólnika zbrodni Pavelicia jak Stepinac, musi wiedzieć, co czyni. Nie daje nadziei ofiarom i tym, którzy po nich przeżyli. Obsługuje nacjonalistyczną klientelę na koszt innych.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|