|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zgoda, Filostracie! Z chęcią z rąk twoich koronę tę przyjmuję; abyś zasię lepiej zdał sobie sprawę z tego, coś uczynił, chcę i rozkazuję, aby każdy przygotował na jutro opowieść o szczęśliwym końcu różnych przeciwieństw, którym zakochani podlegali. Materia ta wszystkim do gustu przypadła. Po czym nowa królowa, przywoławszy marszałka i omówiwszy z nim sprawy niecierpiące zwłoki, dała całemu towarzystwu swobodę aż do czasu wieczerzy. Rozeszli się więc wszyscy, z miejsc powstawszy, jak zwykle, jedni udali się do sadu, którego pięknościami nie można się było łatwo przesycić, drudzy poszli drogą ku młynom, które warczały opodal, inni wreszcie tu i owdzie różnych przyjemności szukali. Gdy czas wieczerzy nadszedł, zebrali się jak zwykle koło fontanny. Po wieczerzy, zgodnie z obyczajem, pod przewodnictwem Filomeny rozpoczęli śpiewy i tańce. W czasie gdy Filomena wdzięcznie pląsała, królowa rzekła do Filostrata: - Nie chcąc odróżniać się czymkolwiek od moich poprzedników, za ich przykładem rozkazuję, aby jakaś pieśń odśpiewana została. Ponieważ zaś przekonana jestem, że twoje pieśni do opowieści twych podobne być muszą, wzywam cię tedy do odśpiewania czegoś, w czym upodobanie znajdujesz, by smutek już nam nie osnuwał mrokiem dni pozostałych. Filostrato, nie wzdragając się wcale, taką pieśń zaśpiewał: Dla jakich przyczyn biedne serce moje Wieczystą skargą na miłość wybucha, Chcę opowiedzieć. Niech mnie każdy słucha! Gdy po raz pierwszy spłynęła w mą duszę Miłość, dla której dziś znoszę katusze I łzy goryczy wylewam bez końca, Jaśniejszą była mi od gwiazd i słońca I tak radosną, że jej chęciom gwoli Do najstraszniejszych byłbym gotów kazni! Lecz wnet poznałem błąd mej wyobrazni: To była złuda, która wabi, drażni; Na to, by strącić w odmęty niedoli. Tak... Opuściła mnie okrutnie ona, Choć rajem dla mnie były jej ramiona. Na głuchą pustkę otwarła mi oczy, Gdym już cel pragnień miał posiąść uroczy. Gdym obraz marzeń widział niedaleki, Nagle odeszła ode mnie na wieki! Na próżno serce moje krwią dziś broczy, Inne już w piersiach jej tleje kochanie. A mnie zostały: rozpacz i wygnanie! Więc zrozpaczony, smutny i sierocy, Rzewnymi skargi żalę się wśród nocy, Wieczną męczarnią trawię się i ginę, I klnę, niestety, ten dzień i godzinę, W której ujrzałem jej wdzięki zwodnicze I blask dokoła siejące oblicze, Najpowabniejszą zguby mej przyczynę! Zbywszy się wiary i nadziei słońca, Klnie ją ma dusza, od boleści mrąca! %7łe już na ziemi jestem jak przechodzień, Wie Bóg, co modłów moich słucha co dzień; Niechaj śmierć przyjdzie i litośnym razem %7łycie i boleść uciszy zarazem! Z uśmiechem dusza będzie świat żegnała! Konając składać będę za to dzięki, Gdziekolwiek bowiem dusza pójdzie z ciała, Z uśmiechem szczęścia będzie świat żegnała. Więc kiedy tylko śmierć mi jedna płuży I kiedy wytrwać już nie mogę dłużej, O ześlij mi ją, Amorze okrutny! Niechaj wśród nocy jęk i głos mój smutny Kochankom szczęsnej chwili nie zamąca, Niech się mą śmiercią cieszy triumfująca Ona, dla której tak byłeś rozrzutny, %7łe aż dwa serca zapaliłeś dla niej, Z których tu jedno krwawi się i rani! O pieśni moja, pieśni w łzach skąpana, Już niepowtórna, nienaśladowana, Której żałości nikt udać nie zdoła. Leć wołać śmierci cichego anioła! Powiedz mu, jak mi ciężkie życia brzemię, Niech miłosiernie spłynie na tę ziemię, Wysłucha głosu, co błagalnie woła. I na twe prośby tkliwszy niż na moje, W krainę ciszy wezmie nas oboje. Dla jakich przyczyn biedne serce moje Wieczystą skargą na miłość wybucha, Zrozumie każdy, kto mnie dziś wysłucha! Słowa tej pieśni ukazały, jaki jest stan duszy Filostrata, a takoż wyjaśniły stanu tego przyczyny. Być może, iż więcej jeszcze powiedziałby wygląd jednej z pań pląsających, gdyby mroki nocy, która już zapadła, nie skryły rumieńca, jaki wystąpił na jej lica. Po tej pieśni jeszcze wiele innych odśpiewano, aż wreszcie, gdy stosowna pora na spoczynek nastała, wszyscy na rozkaz królowej po swoich komnatach się rozeszli. Kończy się czwarty dzień Dekameronu i zaczyna piąty, w którym pod przewodem Fiammetty mówi się o szczęściu, jakie przytrafiło się niektórym kochankom po przygodach ciężkich i żałosnych. Dzień piąty Opowieść pierwsza Podwójne porwanie Cymon, zakochawszy Strona 136 Dekameron - Giovanni Boccaccio się, rozumnym człekiem się staje i porywa na morzu umiłowaną swą Ifigenię. Na wyspie Rodos dostaje się do więzienia, z którego uwalnia go Lysimachus. Obaj razem porywają Ifigenię i Kasandrę w czasie ich wesela i uciekają z nimi na Kretę; pózniej z nimi, jako żonami swymi, do ojczyzny zostają przyzwani. Już wschód w srebrzystej stanął bieli i słońce promieniami swymi całą naszą półkulę oświeciło, gdy Fiammetta, zbudzona wdzięcznymi śpiewy ptaków, zwiastujących z drzew i krzewów pierwszą dnia godzinę, wstała i resztę towarzystwa obudzić kazała. Zebrawszy się udali się na przechadzkę. Wolnym krokiem zeszli w pola i przechadzali się po rozległej dolinie wśród pokrytych rosą traw, wesoło gwarząc o rzeczach różnych, póki słońce nie stanęło wyżej na niebie. Gdy słoneczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|