|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy pewnego dnia zobaczyłam wychodzącego stamtąd Lau-rence'a, od razu wszystko odgadłam. Wiedziałam, że nie zna się na kranach, rurach, bezpiecznikach, więc musiał coś chować. - A ja myślałem... - urwałem, bo dobiegł mnie głos Edith de Haviland. - Josephine, Josephine, chodz tu natychmiast! - wołała. Dziewczynka westchnęła. - Znowu to samo - powiedziała. - Muszę iść. Ty lepiej też. Pobiegła przez trawnik, a ja ruszyłem za nią powoli. Po krótkiej wymianie zdań Josephine weszła do domu. Dołączyłem do Edith de Haviland na tarasie. Tego ranka wyglądała na swój wiek. Na jej twarzy malowała się słabość i zmęczenie. - Ta przygoda wcale nie zmieniła tego dziecka - zauważyła. - Musimy w przyszłości lepiej jej pilnować. Chociaż to może nie będzie teraz konieczne? - Cieszę się, że już po wszystkim. Ale co za przedstawienie! Jeżeli jest się aresztowanym za morderstwo, trzeba mieć trochę godności. Nie mam cierpliwości do ludzi, którzy jak Brenda panikują i kwiczą. Zupełnie bez charakteru. Laurence Brown wyglądał jak osaczony królik. Poczułem nagle nieokreślone współczucie. - Biedacy - powiedziałem. - Tak... biedacy. Ona nie będzie umiała się o siebie zatroszczyć. Mam na myśli prawników i tego typu rzeczy. To dziwne - pomyślałem - że przy całej swej niechęci do Brendy, troszczy się jednak o to, by miała wszelkie możliwe środki obrony". - Jak długo to potrwa? - zapytała. - Nie wiem dokładnie - odparłem. - Na razie zatrzymano ich w areszcie policyjnym. Rozprawa może się odbyć za trzy, cztery miesiące, a jeżeli zapadnie wyrok skazujący, to będzie jeszcze apelacja. - Sądzisz, że ich oskarżą? - Nie wiem. Nie mam pojęcia, jakie dowody ma policja. Są listy. - Listy miłosne... byli więc kochankami? - Kochali się. Wyraz jej twarzy stał się jeszcze bardziej ponury. - Nie podoba mi się to, Charlesie. Nie lubię Brendy. Dawniej naprawdę jej nie znosiłam. Obgadywałam ją. Ale teraz chcę, żeby miała wszelkie szanse. Aristide by sobie tego życzył. Czuję, że muszę dopilnować, by Brenda miała wszelkie środki do obrony. - A Laurence? - Och, Laurence! - Niecierpliwie wzruszyła ramionami. - Mężczyzni muszą troszczyć się o siebie sami. Ale Aristide nie wybaczyłby nam, gdybyśmy... - nie dokończyła zdania. Spojrzała na zegarek. - No, już pora na lunch. Wracajmy. Wyjaśniłem, że jadę do miasta. - Samochodem? - Tak. - Hm. Może mógłbyś mnie z sobą zabrać? - Oczywiście, ale chyba Magda i Sophia jadą do miasta po lunchu. Ich samochód jest dużo wygodniejszy. - Nie chcę jechać z nimi. Zabierz mnie i nie gadaj o tym za wiele. Byłem zaskoczony, ale o nic nie pytałem. Po drodze niewiele rozmawialiśmy .W końcu zapytałem, gdzie ją wysadzić. - Na ulicy Harley. Była to słynna ulica gabinetów lekarskich. Zaczynałem rozumieć, ale nic nie mówiłem. - Zresztą nie, jest jeszcze za wcześnie - ciągnęła. - Podrzuć mnie do Debenhams. Zjem tam lunch i potem udam się na ulicę Harley. - Mam nadzieję... - zacząłem. - Dlatego właśnie nie chciałam jechać z Magdą. Ona przesadnie dramatyzuje. - Przykro mi - powiedziałem. - Zupełnie niesłusznie. Miałam dobre życie. Bardzo dobre. - Uśmiechnęła się. I jeszcze się nie skończyło. 23. Od kilku dni nie widziałem się z ojcem. Kiedy przyszedłem, był jednak zajęty jakąś inną sprawą, więc ruszyłem na poszukiwanie Tavernera. Inspektor miał akurat trochę wolnego czasu i wyszedł ze mną na drinka. Pogratulowałem mu wyjaśnienia sprawy. Przyjął moje gratulacje, ale jego nastrój był daleki od triumfu. - Tak, skończone - powiedział. - Nikt nie może zaprzeczyć, że sprawa jest zamknięta. - Sądzisz, że zapadnie wyrok skazujący? - Trudno powiedzieć. Dowody są poszlakowe. Dużo zależy od tego, jakie wrażenie zrobią oskarżeni na sędziach. - A listy? - Na pierwszy rzut oka są bardzo obciążające. Pełno w nich napomknień o wspólnym życiu po śmierci męża. Zdania typu: To nie potrwa długo . Ale obrońca może je także wykorzystać; mąż był tak stary, że mogli spodziewać się jego rychłej śmierci. Nie ma wzmianki o otruciu, ale pewne fragmenty mogą o tym świadczyć. Wszystko zależy od tego, kto będzie sędzią. Jeżeli stary Carberry, to wyrok pewny. Jest bardzo surowy w stosunku do zakazanej miłości. Przypuszczam, że bronił będzie Humphey Kerr. Jest w takich sprawach wspaniały, ale zawsze czegoś chce, co by mu pomogło, na przykład chwalebnej służby dla kraju. Człowiek uchylający się od służby wojskowej nie przypadnie mu do gustu. Pytanie, jak ustosunkują się do nich przysięgli. Z nimi nigdy nic nie wiadomo. Wiesz, Charlesie, ta para nie jest specjalnie sympatyczna. Przystojna kobieta, która poślubiła staruszka dla pieniędzy, i Brown - neurotyk uchylający się od służby wojskowej. Przestępstwo przywodzi na myśl znajomy schemat. Oczywiście mogą uznać, że on to zrobił bez jej wiedzy albo odwrotnie. Ale równie dobrze mogą oskarżyć ich, że dokonali zbrodni wspólnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|