|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogły rozmnażać się jak grzyby po deszczu, bez uprzedzenia. - Moim zdaniem - zaczęłam cicho - ...jeżeli uda jej się zdobyć wystarczającą ilość mocy, zajmie każdy punkt łączący linie mocy na świecie. Wyobraz sobie, że to pęcherze, w których czai się zakażenie. - Dotknęłam ekranu i białej kopuły. - Kiedy pękną... Zapadła cisza. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Luis wyglądał, jakby mu się zrobiło niedobrze. - To znaczy, jak duży jest problem? Na tyle duży, że znów zostałam zmuszona do tego, żeby przypomnieć sobie rozkazy Ashana. Zniszcz ich wszystkich. Ona wzmacnia się poprzez ludzi. Jeżeli odetniesz ją od ludzi, pozbawisz ją połączenia z Ziemią i raz na zawsze będzie można ją zabić". Prowadziła wojnę przeciwko dżinnom i to prawda, że chciała zniszczyć ich wszystkich i wchłonąć ich eteryczną moc, ale jej serce i dusza były połączone poprzez ludzkość, podobnie jak dżinny były połączone z Wyroczniami. Nie chcę tego robić, szeptało coś w głębi mojej duszy. I naprawdę nie chciałam. Bałam się takiego rozwiązania z całego serca. Aby zniszczyć ludzkość, musiałabym odczuwać jej ból, jej śmierć i życie, przepływające przeze mnie, usuwane ze świata i żywe wspomnienie Matki. Musiałabym zgładzić Luisa Rochę, Isabel, a nawet kruche pomniki zmarłych, jak Manny i Angela. Nie mogłam. Nie mogłam zmusić się do takiego posunięcia, nawet wobec takich zagrożeń, mimo że tak niewiele czasu nam zostało, by im przeciwdziałać. Czas jeszcze jest. Musi być jakiś sposób, żeby ją powstrzymać. Musiałam spróbować. Dla dobra tych, których kochałam, a także dla dobra tych, których nie kochałam, na przykład agenta Sandersa i jego nieznanej rodziny, musiałam nie tylko spróbować, ale i wygrać. - Potrzebujemy wszystkich Strażników, jakich uda się znalezć - powiedziałam. - Wszystkich. Musimy zaatakować jednocześnie miejsca opanowane przez Perłę, zmusić ją do walki na wielu frontach. Rozumiesz? -Odwróciłam się do agenta Sandersa. - Trafimy tam na ludzi, z którymi trzeba będzie walczyć i na takich, których trzeba będzie ratować. Możemy liczyć na to, że zrobi pan wszystko, co będzie trzeba? - Chcesz, aby w każdym z tych miejsc byl taki zespól? - Czy to znaczy, że jeszcze ich tam nie ma? I nie dostarczają panu informacji? Milczał, przyglądając mi się, aż w końcu skinął lekko głową. - Dobra - powiedział. - Kiedy? - Ja sprawdzę Strażników - zaproponował Luis i poklepał się po kieszeniach z zakłopotaniem. - Gdzie jest moja komórka? Agent Klein wstał i podał mu ją. Luis otworzył telefon i zaczął dzwonić. Ja przez ten czas przyglądałam się lśniącym, nijakim kopułom na ekranie. Siostra, pomyślałam. Kiedyś byłyśmy siostrami. Tak do siebie podobnymi. Ale ona nauczyła się kochać zabijanie, a ja dzięki Ashanowi nauczyłam się szukać czegoś przeciwnego. Była to ciężka lekcja, której Ashan pewnie nie zamierzał mi zaserwować. Niemniej jednak, ceniłam ją. Przyszło mi do głowy, że Perła spodziewa się, że postąpię zgodnie z tym, co chciał Ashan, niszcząc ludzkość, żeby odciąć ją od zródła mocy. To sprawiłoby, że stałabym się taka sama jak ona. Myśl o tym doprowadzała mnie to do szaleństwa, bo zapewne wywołując tyle śmierci i cierpienia, zniszczyłabym siebie samą. Stałabym się kopią Perły. Obsesyjnie chciałabym końca wszystkiego. Zastanawiałam się, czy Ashan też o tym pomyślał. O tym, co by się stało, gdybym zamieniła się w istotę toksyczną jak Perła. Gdybyśmy obie chciały zniszczyć świat. Mogłam tylko przypuszczać, że stary, sprytny Ashan na pewno brał pod uwagę taką ewentualność. A to oznaczało, że gdybym wykonała jego rozkazy... zniszczyła ludzkość... coś czekałoby, żeby mnie także zniszczyć. Byłoby to jedyne bezpieczne wyjście. I nagle niewytłumaczalna obecność Rashida nabrała sensu. Był najemnikiem Ashana. Krążył przy mnie nie dlatego, że się mną interesował czy o mnie martwił, ale dlatego, że czekał. Czekał na to, co on oraz Ashan uważali za nieuniknione. Moje dłonie - cielesna i metalowa - zacisnęły się w pięści. - Nie - wymruczałam. - To nie jest nieuniknione. - Słucham? - Agentka FBI, siedząca obok mnie, spojrzała na mnie, marszcząc czoło. - Nic nie jest nieuniknione - powiedziałam. - Nawet śmierć. Została tam, zdumiona, a ja odwróciłam się, żeby wyjść przed namiot i odetchnąć świeżym, rześkim powietrzem. Było prawie nieskażone przez otaczające nas wielkie miasta, chociaż wyczuwałam odległy zapach wyczerpania i spalin. Oparłam się o twardy pień drzewa, oddychając głęboko, a pózniej ukucnęłam i obie dłonie położyłam płasko na ziemi. Wyczuwałam tu coś. To samo, co czułam na pustyni, gdzie pochowałam dziecko. Obecność, co prawda odległą i ulotną. Jej obecność. - Pomóż mi - wyszeptałam. - Pomóż mi zrozumieć, co powinnam zrobić. - Skierowałam te słowa w górę, na zewnątrz, do większej mocy istniejącej poza wszechwładną mocą tego świata. - Pomóż mi ocalić ludzi. Chłodna bryza, jak pieszczota, dotknęła mojej twarzy, a ja zwróciłam się ku niej, zamykając oczy. Chwila 285 79 wydawała się pełna spokoju, niemal czcigodna w swo- ] jej intensywności. Miałam wrażenie, że połączyłam się j jeszcze raz z życiem, które kiedyś wiodłam. Połączyłam się z wiecznością. ' Nagle usłyszałam trzask gałęzi. Otworzyłam oczy i i zobaczyłam agenta Bena Turnera, który odsuwając na bok krzewy, wyłonił się i stanął przede mną. Nie był taki jak zwykle, nijaki. Stoczył walkę, ciężką : walkę - na twarzy tworzył mu się siniak, a jedną dłoń miał tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|