|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie widząc, co im grozi z tyłu i z przodu, słysząc tylko poświst wiatru i szum rzeki, który podobny był do chichotu chichotu człowieka w czerni. Ręce re- wolwerowca przypominały mechaniczne tłoki, które wymknęły się spod kontroli. Nie ma ich powtórzył nieśmiało chłopiec i jego słowa porwał wiatr. Możesz zwolnić. Zostawiliśmy ich za sobą. Rewolwerowiec nie słyszał go. Kołysząc się, pędzili dalej w nieprzeniknioną ciemność. Trzy kolejne okresy między przebudzeniem się i udaniem na spoczynek prze- byli bez żadnych incydentów. * * * Po czwartym popasie (nie mieli pojęcia, czy w połowie, czy w trzech czwar- tych drogi między przebudzeniem się i udaniem na spoczynek, wiedzieli tylko, że nie są jeszcze dość zmęczeni, by się zatrzymać) poczuli nagły wstrząs i drezy- na zakołysała się. Tory zaczęły stopniowo skręcać w lewo. Ich ciała natychmiast odchyliły się pod wpływem siły odśrodkowej w drugą stronę. Przed nimi było światło blask tak słaby i obcy, iż wydawał się początkowo zupełnie nowym żywiołem, nie ziemią, nie powietrzem, nie ogniem i nie wodą. Nie miał barwy i jego obecności można się było domyślić jedynie dzięki temu, że odzyskali swoje ręce i rysy twarzy w innym aniżeli dotyk wymiarze. Ich oczy tak uwrażliwiły się na światło, że dostrzegli poblask, kiedy dzieliło ich od niego ponad pięć mil. To koniec szepnął przez ściśnięte gardło chłopiec. To już koniec. Nie stwierdził z dziwną pewnością rewolwerowiec. To nie koniec. I to nie był koniec. Zrobiło się jaśniej, ale to nie było dzienne światło. Gdy zbliżyli się do jego zródła, skalna ściana po lewej stronie oddaliła się i do ich 134 torów dołączyły inne, tworząc skomplikowaną pajęczynę. Zwiatło kładło na nich połyskliwe wzory. Na niektórych stały pogrążone w mroku wagony towarowe i pasażerskie, dyliżanse dostosowane do jazdy po torach. Wyglądały jak widmo- we galeony, uwięzione w podziemnym Morzu Sargassowym; ich widok działał rewolwerowcowi na nerwy. Zwiatło stawało się coraz jaśniejsze i raziło ich trochę w oczy, lecz zmiana następowała dość powoli, by mogli do niej przywyknąć. Przechodzili z ciemności do światła niczym nurkowie wracający powoli i stopniowo z przepastnych głębin. Zbliżali się do wielkiego hangaru, jego szczytowa ściana ginęła w mroku. Wiodło do niego około dwudziestu czterech wjazdów odcinających się żółtymi kwadratami światła; gdy podjechali bliżej, urosły z rozmiarów dziecinnych okie- nek do wysokości dwudziestu stóp każdy. Wjechali do środka przez któreś ze środkowych wrót. Na górze widniały napisy, jak przypuszczał rewolwerowiec, w wielu językach. Ze zdumieniem odkrył, że potrafi przeczytać ostatni, w praję- zyku Wysokiej Mowy. Brzmiał on: TOR 10. NA POWIERZCHNI W KIERUNKU ZACHODNIM. W środku było znacznie jaśniej; tory spotykały się i łączyły poprzez system zwrotnic. Działała tutaj część regulujących ruch sygnalizatorów, mrugając bez przerwy czerwonymi, zielonymi i bursztynowymi światłami. Przez jakiś czas toczyli się pomiędzy wysokimi kamiennymi nasypami, oble- pionymi czarnym błotem przez tysiące pojazdów, w końcu znalezli się wewnątrz hali, która przypominała centralny dworzec. Rewolwerowiec zatrzymał powoli drezynę i rozejrzeli się dookoła. To wygląda jak metro powiedział chłopiec. Metro? Nieważne. Chłopiec wyskoczył na twardy cement. Popatrzyli na ciche opuszczone kio- ski, w których sprzedawano kiedyś gazety i książki; na starodawny sklep z butami, sklep z sukniami dla kobiet i sklep z bronią (rewolwerowiec z nagłym dreszczem podniecenia zobaczył rewolwery i strzelby; przy bliższej inspekcji okazało się niestety, ze lufy mają zalane ołowiem, lecz zabrał łuk, który zawiesił sobie na ple- cach, oraz kołczan prawie bezużytecznych, zle wyważonych strzał). Gdzieś nieda- leko tłoczył bez przerwy powietrze wentylator tak jak to czynił od tysięcy lat, ale chyba niewiele dłużej, w środku mechanizmu coś skrzypiało, przypominając, iż perpetum mobile nawet w ściśle dozorowanych warunkach jest marzeniem idio-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|