|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osadziła ją w miejscu. Pozostawało więc jej tylko znów posłużyć się słowami: Za wszelką cenę 143 Nie jestem żadną smarkatą! A ty, Rebie, śmiałeś zaatakować moją siostrę! A ty zaatakowałaś mojego brata! wtrącił z uśmiechem Jamie. Tak więc jesteśmy kwita. I gdyby Cole był tutaj, powiedziałby, że jesteśmy bandą głupków, igrających z bronią. Ale Cole wyje- chał i dlatego my tu jesteśmy, Malachi i ja. Jesteśmy jego braćmi. A mój brat jest oficerem kawalerii oznajmiła niestrudzona Shannon, wbijając w niego oczy jak dwa sztylety. Szkoda, że go tu nie ma, posiekałby was swoją szablą na kawałki. A przede wszystkim tego Reba w szarym mundurze! Twarz Malachiego znów pobladła, jego głos był jednak względnie opanowany. Powiedziano mi, że mam tu zasadzić się na ludzi Quantrilla, a nie użerać się ze zwariowanymi pan- nicami wycedził i obrzuciwszy obie siostry spoj- rzeniem pełnym niesmaku, statecznym krokiem ru- szył w stronę domu. A dokądże to, szanowny panie? krzyknęła groznie Shannon, biorąc się pod boki. Zatrzymał się w pół kroku, odwrócił i spojrzał na nią z jeszcze większym niesmakiem niż poprzednio: Na śniadanie, szanowna pani! Jeśli panience się nie podoba, to proszę zwrócić się do Cole a. Brat prosił, żebym tu przyjechał, więc przyjechałem i nie ruszę się stąd do jego powrotu. A przez ten czas proszę uniżenie, żeby panna łaskawie nie wchodziła mi w drogę, cholera jasna...! Odwrócił się i znów ruszył w stronę domu, rzucając w powietrze: 144 Heather Graham Chyba wolę już tych Jankesów. Na pewno mniej działają mi na nerwy niż ta cholerna pannica! Pan Malachi Slater? zawołała od drzwi uśmiech- nięta Delilah. Proszę, proszę, niech pan wchodzi! No pięknie, pomyślała Kristin. Delilah, zdaje się, jest doskonale zorientowana, a Cole nie był łaskaw pisnąć ani słowa żadnej z sióstr. A one przecież nie potrzebują dodatkowej piastunki, tylko kogoś, kto wykończy Zeke a Moreau. Nagle Kristin oblała się rumieńcem, czując na sobie czyjś natarczywy wzrok. To Jamie. Wpatrywał się w nią bez żenady, z pewną jednak zadumą. Chwała Bogu, może przynajmniej ten młokos nie jest wtaje- mniczony w szczegóły znajomości Cole a z panną McCahy. Jamie uśmiechnął się z aprobatą i wyglądało na to, że Kristin McCahy podoba mu się, a więc ona też się uśmiechnęła i poczuła, że już chyba polubiła Jamie ego Slatera. Ja też jestem głodny jak diabli oświadczył Jamie, elegancko podając jej ramię. Pani pozwoli... Dziękuję! Shannon, proszę, idziemy! Mam w nosie śniadanie oświadczyła poryw- czo siostra i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła w kierunku stajni. A dokąd pojechał Cole? spytała Kristin, od- ważnie spoglądając Jamie emu prosto w oczy. Może nie powinno mnie to interesować, ale... On sam to wyjaśni odparł Jamie, a więc było jasne, że żaden ze Slaterów nie ma zamiaru zdradzać tajemnic starszego brata. A nas tu przysłał, żebyście były bezpieczne. Wydaje mi się jednak, że nie jesteś- cie tym zachwycone. Za wszelką cenę 145 Ależ skąd! Jamie, miło was tu powitać. Naturalnie, że miło, tylko, do diabła, to pytanie nie daje spokoju. Dokąd Cole pojechał i czy ma to związek z jakąś inną kobietą? Czyli na nic prze- strogi... Kristin, Kristin, nie wolno ci się zakochać... A to już się stało. On pojechał, a ona cierpi. Zmusiła się jednak do uśmiechu. Naprawdę, bardzo miło, Jamie. I zapraszam do środka, Delilah na pewno przygotowała coś pysz- nego. Pierwszego dnia jechał na południowy wschód. Ludzie, im dalej w głąb Missouri od granicy, tym bardziej byli milczący. Rozumiał to. Ten krwawy terror zaczął się już kilka lat temu, w latach pięć- dziesiątych, kiedy John Brown i jego zwolennicy pomordowali właścicieli niewolników w Missouri. Cole widział Browna, kiedy razem z Jebem Stuartem jechał do Harper s Ferry, aby odbić tamtejszy arsenał, który znalazł się w rękach Browna i jego ludzi. Tą akcją dowodził Robert E. Lee, wówczas pułkownik Armii Stanów Zjednoczonych. Wtedy jeszcze niko- mu nie śniło się o konfederatach. Johna Browna pojmano i zawieziono do Charles- tonu, do sądu. Cole do dziś nie wiedział tak do końca, co myśleć o Brownie. Na rozprawie, kiedy go słuchał, wydał mu się fanatykiem, który potrafi przekonać do swoich racji. Mówił, że grzech niewolnictwa ten kraj może zmyć z siebie tylko krwią. Na Północy bardzo szybko zaczęto śpiewać pio- senki o Johnie Brownie. Ciało Johna Browna butwieje w grobie, ale jego dusza nadal żyje... 146 Heather Graham Nikt nie zastanawiał się, że także ten, kto morduje w imię Boga, jest po prostu mordercą. A w Missouri ludzie nauczyli się, co to krwawy odwet. I ci, którzy doznali krzywd od jayhawkerów z Kansas, za Quantrillem poszliby w ogień. Cole starał się być ostrożny, bardzo ostrożny. Podjeżdżając pod dom farmera, robił to niemal demon- stracyjnie. Najpierw prosił o łyk wody ze studni, mruknął coś o pogodzie, dopiero potem pytał, czy nikt przypadkiem nie widział Quantrilla lub któregoś z jego ludzi. W jego głosie słychać było wielki szacunek, starał się też mówić z takim samym akcentem, jak miejscowi. I wszyscy, po kolei, kazali mu jechać na południe. Na małej farmie, prawie pięćdziesiąt mil na połud- nie od Osceoli, ludzie nie byli już tacy powściągliwi. Zaproszono Cole a do domu, ugoszczono, przy stole nikt nie bał się mówić o Quantrillu. Tutaj jego ludzie rządzili już niepodzielnie. I na tej farmie Cole dowie- dział się, że Quantrilla może spotkać w pobliskim miasteczku, w saloonie. Quantrill przychodzi tam zwykle pod wieczór, koło szóstej. Miasteczko wydało się spokojne, uładzone, jakby w ogóle w kraju nie było wojny. Po ulicach spacero- wały elegancko ubrane damy, w kapeluszach od modystek. Grupka takich paniuś, stojących przed sklepem, gapiła się na niego, uchylił więc kapelusza, one natychmiast zaczęły poszeptywać między sobą. Wtedy do Cole a dotarło, że w tym miasteczku, z pozoru cichym i sennym, życie pulsowało. I wcale nie było tu tak spokojnie. Jechał dalej zakurzoną ulicą, ostrożnie, dopóki nie dobiegł go głośny śmiech i dzwięki pianina. Zobaczył szyld. Red Door Saloon. Za wszelką cenę 147 Zsunął się z konia, przywiązał go do jednego ze słupków i starannie wytarłszy ręce o spodnie, ruszył ku czerwonym drzwiom, od których saloon wziął swoją nazwę. Pchnął drzwi i zatrzymał się na chwilę, aby oczy przyzwyczaiły się do przyćmionego światła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|