|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Mogłaś mi o tym powiedzieć. - Na pewno bym ci o tym w końcu powiedziała, Val. Bardzo bym chciała, żebyśmy nie mieli przed sobą żadnych sekretów. - Skubnęła kawałek biszkopta i dodała: - Twój ojciec okazuje nam wielką życzliwość, Valentine. - Chyba tak... - Zdobył się na prawdziwą ofiarę, by umocnić twą nową pozycję w świecie, Z pewnością nie ma ochoty na kontakty towarzyskie... Chanie zginął tak niedawno! Val westchnął. Chyba masz rację, Elspeth. Trafię do wyższych sfer wyłącznie jako syn hrabiego, więc powinienem być mu wdzięczny za wsparcie. Mam jednak nadzieję, że nie oczekuje ode mnie gorących synowskich uczuć! - Jestem pewna, Valentine, że ani mu to w głowie! - odparła cierpko Elspeth. Rozdział XXXIII Zanim dotarli do rezydencji Lambertów, zdążyli się już pogodzić i wchodząc po schodach, wymienili pokrzepiający uścisk ręki. James zadbał o to, by obiad był kameralny, a przyjaciółki miały czas pogawędzić i opowiedzieć sobie nawzajem, co się wydarzyło w ich życiu. Przy stole nie podano deseru, a po obiedzie panowie nie oddalili się na kieliszek porto, tylko wszyscy razem przeszli do salonu, gdzie czekał już szampan i niewielki, lecz pięknie udekorowany tort. - A teraz wypijmy zdrowie młodej pary! - powiedział uroczyście James, uśmiechając się do Elspeth i Vala. - Och, Jamie, jak to miło z twojej strony! - wykrzyknęła Elspeth. No jakże: serdeczna przyjaciółka mojej siostry poślubia mego towarzysza broni i nie mielibyśmy uroczyście życzyć wam szczęścia? Zdrowie Ełspeth i Valentine a! powiedział, unosząc kieliszek. - Oby zawsze mieli oparcie we wzajemnej miłości! Elspeth musiała otrzeć łzy, nawet Val poczuł, że coś go ściska w gardle. - Mój ojciec będzie dziś na wieczorze muzycznym u księstwa - oznajmił zebranym. - Pragnie w ten sposób podkreślić pozycję mojej żony i moją. - To cudownie! - zawołała Maddie. - Zawsze bardzo lubiłam ojca Charliego... To znaczy pańskiego ojca, panie poruczniku - poprawiła się z uśmiechem i pokraśniała. - Postąpił jak należy, oficjalnie przyznając się do pana! Zwięta racja poparł siostrę James. 200 Kiedy zjawili się w rezydencji księcia Farron, hrabia był tam już od pół godziny. Zaanonsowano przybycie porucznika Astona wraz z małżonką. Vał przez chwilę czuł się dziwnie zagubiony, krocząc w szeregu innych gości ku witającej ich książęcej parze. Tak, to był on, żonaty i uznany przez ojca... ale w głębi duszy pozostał nadal samotnym, ciężko hanijącym chłopakiem, terminującym u George a But-tona. Jakim cudem kowalski czeladnik mógł wstąpić w książęce progi?! Twarz Vala była uprzejmie uśmiechniętą maską, kiedy przedstawiano go przyjaciołom i znajomym ojca. Gdyby nie idąca u jego boku Elspeth, czułby się niesłychanie samotny. Był rad, czując jej przyjazną rękę na swym ramieniu. Musiał przyznać (choć czynił to z najwyższą niechęcią!), że winien jest ojcu dozgonną wdzięczność za jego obecność na dzisiejszym wieczorze; hrabia sterował nimi gładko wśród tłumu obecnych. Tym razem Vał nie miał ojcu za złe jego władczej miny, gdyż nikt nie zdobyłby się na żadną niestosowną uwagę lub grymas zdziwienia pod jastrzębim wzrokiem hrabiego Faringdona. Nawet Lucas Stanton! Na widok Stantona Val zesztywniał. - Sądzę, wicehrabio, że zna pan mego syna, Valentine a Astona? - odezwał się hrabia, gdy dotarli do Stantona i grup- ki jego przyjaciół. Zdaje się, że pan, Val i Charlie byliście szkolnymi kolegami? - Istotnie, panie hrabio - przyznał Stanton z lekkim ukłonem. - A z panną Gordon znamy się od dawna, bywałem na wielu uroczych obiadach u jej rodziców. - To już nie panna Gordon, ale pani Aston, wicehrabio - poprawił go Faringdon z uśmiechem. Gratuluję, Aston! Szczęściarz z ciebie! zwrócił się do yala Stanton. W pozornie niewinnych słowach kryła się jak zawsze nuta wrogości. - Dzięki, wicehrabio - odparł Val z uprzejmym uśmiechem. Wiedziałem, że wybiera się pani do Londynu, panno Gordon... o, przepraszam, pani Aston, ale zdumiewa mnie pańska obecność, panie poruczniku. - Poprosiłem o urlop, by odwiedzić ojca i złożyć mu kondolencje z powodu śmierci Charliego. Ach, oczywiście! To straszna tragedia, panie hrabio powiedział Stanton, skłoniwszy się Faringdonowi. - Stracił pan syna i dziedzica... Ma pan jednak pewną pociechę w osobie yalentine a... Istotnie - odparł gladko hrabia i poszli dalej. - Ohydny typ! - mruknęła Elspeth. - Nigdy nie mogłam go znieść! - Widzę, że mój syn znalazł sobie bystrą żonę, choć ja określiłbym Stantona znacznie dosadniej - rzekł hrabia. - Charlie go nie znosił i miał po temu słuszne powody. Nieprawdaż, yalentine? - Tak, panie hrabio. - Zawsze dziękowałem Bogu, że przez pierwszy rok pobytu w szkole Charlie miał oparcie w tobie: był bezpieczny przed zakusami takich bydlaków jak Stanton. Wielka szkoda, że nie zostałeś dłużej w Queen s Hall, ale rozumiem twoje pobudki. yal był zaskoczony, że serdeczność i podziw w głosie hrabiego sprawiły mu taką radość. 201 - Podobne wypadki miały miejsce i za moich szkolnych czasów... ale choć napawały mnie odrazą, nigdy nie próbowałem im zapobiec. Uważałem, że tak po prostu być musi... Tego rodzaju podejście do rzeczywistości to jeden z głównych grzechów naszej sfery - przyznał. - Niekiedy konieczne jest świeże spojrzenie, by uzdrowić sytuację. - Wątpię, czy nawet koniec świata zmieniłby coś w Queen s Hall, panie hrabio! - odparł Val z ironicznym uśmieszkiem, który Faringdon odwzajemnił. Przez chwilę między ojcem i synem panowało całkowite zrozumienie. Zbliżyli się już do sali balowej i orkiestry; stroiła właśnie instrumenty, by zaraz zagrać kolejny taniec. - Właśnie zobaczyłem dobrego znajomego. Może byś zatańczył z Elspeth, Valentine? - podpowiedział hrabia. Val spojrzał na żonę, unosząc brwi. - Zaryzykujesz taniec z kimś, kto dopiero co wdarł się na salony, Elspeth? Kroki oczywiście znam, ale nigdy jeszcze nie pląsałem w tak wytwornym towarzystwie - wyznał z szerokim uśmiechem. Ja też, Val! Ja też odparła Elspeth i również się uśmiechnęła. Choć Val i Elspeth doskonale wiedzieli, że plotkarze mieli używanie, obecność hrabiego chroniła ich od jawnych zniewag i wieczór minął lepiej, niż przypuszczali. Przyczyniły się zapewne do tego także mundur Vala i fakt, że był oficerem w armii Wellingtona, gdyż wiele osób interesowało się przebiegiem działań wojennych i tym, co Maddie nazwała bohaterskjmj wyczynami Vala. Zapewniam panią, lady Madeline, że znacznie więcej czasu spędziłem, leżąc na oblodzonej ziemi i obserwując godzinami zgoła nieciekawe zajęcia obozowe francuskich żołnierzy, niż dokonując jakichś bohaterskich wyczynów ! - protestował Val. Jednak - zwłaszcza ze względu na Elspeth - rad był, że jego mundur wzbudza pewien respekt i łagodzi nieco hańbę jego pochodzenia. Wkrótce po przybyciu ktoś wskazał Valowi młodego De yereaux. Był to niewinnie wyglądający młodzian i gdyby Val nie wiedział o wszystkim, nigdy by go nie podejrzewał ani o radykalne poglądy, ani o jawną zdradę ojczyzny. Na balu były obecne wszystkie główne postaci dramatu: James, Stanton i młody Deyereaux. O ile jednak Val mógł się zorientować, nie kontaktowali się podczas tego wieczoru ze sobą. Postanowił nazajutrz rano udać się do ministerstwa i zagrać z Deyereaux w otwarte karty. Daleko jeszcze było do końca balu, gdy hrabia podszedł do Vala.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|