[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wieści, jakie przeciekały do nas z zachodu od szczepów indiańskich żyjących na terytoriach
Idaho, Washington i Oregon.
Owi Indianie, dowiedziawszy się o naszych walkach i naszym losie, głosili chwałę
naszego oręża i uważali, że to my, Nezpersowie Wodza Józefa, byliśmy zwycięzcami, a nie
Amerykanie. %7łe to my Jankesów łoiliśmy, co niemiara i w pole wciąż wyprowadzali, a jeśli
w ostatniej chwili zmuszono nas do kapitulacji, była to zwycięska, chlubna kapitulacja: bo
dopiero gdy Amerykanie strąbili telegrafem posiłki z całych Stanów Zjednoczonych i gdy
było ich w końcu pięćdziesięciu Długich Noży na naszego jednego wojownika Nezpersów,
dopiero wtedy zdołali Jankesi wziąć nad nami górę.
Różne szczepy na Dalekim Zachodzie przekonały się z naszych przeżyć, że Jankesów
można zdrowo bić, a ponieważ doznawały od białych najezdzców brutalnych prześladowań,
podobnych do tego, co nas spotykało w dolinie Wallowa, już niebawem zaczęło się wśród
szczepów wielkie wrzenie.
Wczesną wiosną 1878 roku kilkuset Indian Banoków sięgnęło po broń i skutecznie
napadło na Fort Hall w południowym Idaho, po czym ruszyło na zachód, by przesmykami
dorzecza Columbia River umknąć do Kanady. Zrazu daremnie ich gonił generał Howard. Ale
gdy w pierwszych potyczkach wódz Banoków, Buffalo Horn, poległ, powstanie załamało się,
jeszcze zanim zdążyły przybyć posiłki od strony buntujących się Indian Pajutów i od Białego
Ptaka z Kanady.
w nieposkromiony wódz na wieść o ruchawce Banoków natychmiast poderwał swą
grupę Nezpersów zimującą w Kanadzie i w te pędy ruszył na południe. Po przekroczeniu
granicy część swych ludzi wysłał do ojczystych stron nad rzeką Salmon w Idaho, sam zaś z
głównym orszakiem pomknął na zachód ku rzece Kolumbia Banokom na pomoc. Nie zdążył.
Powstańcy byli już w rozgromieniu, zryw ich dogasał, rozbitków wytłukiwały mściwe bandy
białych ochotników.
W tym okresie grupa Białego Ptaka kluczyła w pobliżu wojsk generała Howarda i
nękała jego podjazdy wysyłane w teren. Pewnego dnia w czerwcu w pobliżu mieściny
Spokane Biały Ptak poturbował amerykański zwiad składający się z kilku białych
ochotników, dwóch z nich zabijając, a jednego raniąc. Ten ranny chciał nawiać jak reszta
czołówki, ale nasi w pościgu ustrzelili mu konia i zwalili go na ziemię.
Gdy Biały Ptak doskoczył do niego, poznał rannego i osłupiał: był to James Mason,
jeden z czterech morderców Radosnej Aani, dziewczyny Czarnego Jastrzębia, i morderca
Ralpha Wintersa, naszego przyjaciela.
Chwilę nieuwagi Białego Ptaka Mason wykorzystał, by wystrzelić do niego z
pistoletu. Kula chybiła. Jankes był raniony w prawe ramię, więc niezdarnie wypalił z lewej
ręki. Niemal równocześnie najbliższy z wojowników rąbnął go tomahawkiem w głowę.
Rąbnął tak, że ostrze ześliznęło się po czaszce i zdarło skórę z lewej strony twarzy wraz z
całym policzkiem. Nie był to śmiertelny cios, ale uderzony Mason zalał się krwią i padł
nieprzytomny.
Kilku wojowników doskoczyło, by go dobić, lecz Biały Ptak powstrzymał ich
gwałtownym ruchem karabinu. Chciał Masona mieć żywego.
- On ma żyć?! - krzyknęli rozdrażnieni wojownicy. - Nie chcesz go zabić?
- Ukatrupimy go trochę pózniej, gdy odzyska przytomność...
- Dlaczego zwlekać, do diabła?
- To zbrodniarz, jakich mało!... Musi wiedzieć, za co go pozbawimy życia!... - mówił
Biały Ptak.
Leżał jak nieżywy. Wojownicy obstąpili go kołem i z zabobonnym wstrętem na niego
spozierali. Zanim tomahawk tak ohydnie twarz mu rozpłatał, miał zawsze wygląd łotra
wyzutego z wszelkich uczuć ludzkich, i taką bestią go znaliśmy.
Wkrótce zaczął odzyskiwać przytomność i powoli otwierać prawe oko, lewe zalane
było krwią. Wszyscy dokoła skupili spojrzenia na tym otwierającym się oku. Z początku było
zupełnie bez wyrazu, jak gdyby Mason wracał z innego świata i jeszcze nie był całkiem przy
zmysłach. Potem spostrzegł wojowników i coś jakby niedowierzanie zamigotało w jego
zrenicy. Po chwili wyjrzał z oka spłoszony zwierz.
Mason wiódł dokoła niespokojnym wejrzeniem, nie ruszając głowy, i rosło jego
zdumienie, że tyle wrogich postaci go otaczało. Wszyscy, i on, i wojownicy, wiedzieli, że
czeka go teraz nieodwołalna śmierć za zbrodnie popełnione tylokrotnie na ludziach szczepu
Nezpersów. Więc wojownicy, znający jego dzikość, spodziewali się wybuchu złorzeczeń.
Nic podobnego nie zaszło. Wojownicy stali zafrapowani.
- Hej, Mason, zbudz się, draniu! Poznajesz nas? - zawołał jeden z nich szorstkim
głosem.
Coś w oku Masona w istocie się zbudziło. Ale to nie była wściekłość ani chęć
przeklinania. To był strach. Z każdą chwilą potężniejący strach, blady, paniczny strach
tchórza. I obłęd ze strachu. U okrutnego zabijaki rzecz tak niebywała, że niejeden z Indian
nie wierzył własnym oczom.
Także Biały Ptak się zdumiał. Widział w jego oku koszmarne przerażenie i nie mógł [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha się ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha się przyjemne uczucia, które w nas wzbudzają]. Design by Free WordPress Themes.