|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żyje niejako na polu bitwy, pan wie, że wojna jest mniej straszna niż ten złowieszczy spokój: pan wie, że ci próżnujący młodzieńcy, którzy nosili te szpady pod panowaniem Franciszka czy Elżbiety, albo też prostak szlachcic czy baron, który wywijał tą maczugą podczas walk w Pikardii lub w Northumberland, pan, powtarzam, wie dobrze, że ci ludzie byli okropnie hała- śliwi, ale nie byli, tak jak my, okropnie spokojni. Czy to stróż przeszłości miał trochę nieczyste sumienie, co do pochodzenia i wieku bro- ni, o których była mowa, czy też z natury był skłonny do przygnębienia, dosyć, że miał minę raczej trochę zakłopotaną. Ale ciągnął Wayne ja nie wierzę, żeby ta okropna cisza świata współczesnego mogła trwać długo, jakkolwiek sądzę, że na razie jeszcze się wzmoże. Cóż to za farsa ten cały liberalizm współczesny. Wolność słowa oznacza w naszej cywilizacji współczesnej, że musi- my mówić tylko o mało ważnych rzeczach. Nie wolno nam mówić o religii, bo to nie jest liberalne; nie wolno nam mówić o chlebie i serze, bo to jest mówienie o osobistych sprawach; nie wolno mówić o śmierci, bo to przygnębia; nie wolno mówić o narodzinach, bo to jest niedelikatne. Tak dłużej być nie może. Coś musi przerwać tę dziwną obojętność, ten dziwny drzemiący egoizm, to dziwne osamotnienie milionów jednostek w tłumie. Coś musi to prze- rwać. Dlaczegóż nie mielibyśmy tego dokonać, pan i ja? Czyż pan nie potrafi robić nic lepszego, niż strzec tych relikwii przeszłości? Mina kupca powoli rozjaśniła się w sposób, który ludziom nie sympatyzującym ze sprawą Czerwonego Lwa mógł nasuwać przypuszczenie, że staruszek jedynie do ostatniego zdania przywiązuje jakąś wagę. Jestem już za stary na zmiany odrzekł i wyznaję, że nie wiem, jaki nowy zawód mógłbym sobie obrać. Dlaczegoby pan, na przykład, nie miał zostać pułkownikiem? spytał delikatnie Wayne, gdyż zdawało mu się, że osiągnął punkt przełomowy swych subtelnych perswazji. Jest bardzo prawdopodobne, że od tej właśnie chwili rozmowy zaczęły przybierać obrót niezbyt pomyślny. Antykwariusz początkowo zdawał się skłaniać do poglądu, że sugestia, aby został pułkownikiem nie nadaje się w ogóle do natychmiastowej rzeczowej dyskusji. Za- wiłe rozumowanie dowodzące nieuniknionej wojny o niepodległość, połączone z kupnem po wygórowanej cenie jakiejś wątpliwej szpady z szesnastego wieku, doprowadziły do poprawy stosunków. W każdym razie Wayne opuścił sklep nieco zarażony melancholią jego właścicie- la. Melancholia ta pogłębiła się jeszcze podczas wizyty u fryzjera. Golenie, proszę pana? zapytał ten artysta z głębi swego sklepu. Wojna, mój panie! rzucił Wayne, stojąc na progu. Przepraszam, co pan powiada? spytał tamten ostro. Wojna! powtórzył Wayne z zapałem. Ale wojna nie o ideały sprzeczne ze sztukami pięknymi i cywilizacją. Wojna o piękno! O społeczeństwo! O pokój! Nastręcza się panu wyborna sposobność, aby zadać kłam tym wszystkim oszczerstwom, które, wbrew życiu tylu artystów, przypisują tchórzostwo ludziom, którzy upiększają i wygładzają niejako po- wierzchnię naszego życia. Dlaczego fryzjerzy nie mieliby zostać bohaterami? Dlaczego... Proszę wyjść! krzyknął cyrulik z wściekłością. Nie potrzebujemy tutaj ludzi tego rodzaju. Proszę wyjść! I postąpił naprzód z rozpaczliwą irytacją, jakiej ulegają ludzie łagodni a rozwścieczeni. Na chwilę Adam Wayne położył dłoń na rękojeść szpady, lecz natychmiast opuścił ją. Notting Hill będzie potrzebować najdzielniejszych swych synów powiedział i smutnie skierował się do kupca zabawek. Sklep z zabawkami był jednym z tych dziwnych małych sklepików, w jakie obfitują bo- czne ulice Londynu, a które dlatego nazywają się sklepami zabawek, ponieważ na ogół biorąc dominują w nich zabawki. Reszta towaru zdawała składać się prawie z wszystkiego innego na świecie: tytoniu, podręczników szkolnych, słodyczy, powieści w tanich wydaniach, klamerek po pół pensa, temperówek, sznurowadeł do bucików i tanich fajerwerków. Sprzedawano tam również dzienniki, a przed samym sklepem wisiały rzędem przybrudzone plakaty. Obawiam się szeptał do siebie Wayne wchodząc że nie wychodzi mi z tymi kupcami tak dobrze jak powinno. Może dlatego, że nie potrafiłem w pełni zrozumieć ich pra- cy? Czy w ich sklepach kryje się jakaś tajemnica, której nie potrafi zgłębić zwyczajny poeta? Zgnębiony podszedł do kontuaru. Jednak szybko potrafił się opanować, gdy zwrócił się do człowieka stojącego przed nim a był to człowiek o przedwcześnie posiwiałych włosach, małego wzrostu i z twarzą dużego dziecka. Proszę pana rzekł do niego Wayne chodzę po naszej ulicy od domu do domu i staram się uświadomić ludziom niebezpieczeństwo, zagrażające naszemu miastu. Lecz nigdzie ten obowiązek nie wydał mi się trudniejszy do spełnienia niż tutaj. Bo człowiek, który utrzymuje sklep z zabawkami, jest stróżem tego, co nam pozostało z raju, zanim rozpoczęły się pierwsze wojny. Przebywa pan tutaj w stanie ciągłej medytacji nad potrzebami tego cudo- wnego wieku, w którym lada schodki prowadzą do gwiazd, a każda ścieżka w parku do nie- istniejącej krainy bajki. Nie przyszedłem tu bez zastanowienia, niech mi pan wierzy; namy- ślałem się długo, czy uderzyć w ponury bęben alarmowy w tym raju dziecięcym. Niech pan zastanowi się i nie potępia mnie zbyt pochopnie. Nawet ten raj dziecięcy zawiera wieść albo początek tego niebezpieczeństwa, tak samo, jak w raju prawdziwym, stworzonym do dosko- nałości, istniało to straszne drzewo. Bo osądz pan dzieciństwo choćby tylko na podstawie twego własnego arsenału jego przyjemności. Sprzedaje pan klocki do budownictwa, a zatem jest pan niewątpliwie świadkiem instynktu budownictwa starszego niż instynkt destrukcyjny. Sprzedaje pan też lalki i staje się pan kapłanem tego boskiego bałwochwalstwa. Ma pan również Arki Noego i w ten sposób uwiecznia pamięć ocalenia życia, wszelkiego życia, które
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|