|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MENDEL Wiemy już, iż w chaosie poglądów na sposoby przekazywania cech z rodziców na dzieci, z których każdy był podbudowany osobistą" obserwacją -i każdy sprzeczny z wynikami spostrzeżeń innych ludzi, nareszcie pewne obiektywnie sprawdzalne prawidłowości wykazał wcale nie zawodowy przyrodnik czy hodowca, ale ksiądz, ściślej mówiąc mnich, parający się ogrodnictwem raczej z amatorstwa. Istotne zresztą dla sprawy będzie i to, że posiadał dość gruntowne wykształcenie matematyczne gdyż niewątpliwie ten fakt sporo dopomógł do wyboru przez badacza właściwej metody postępowania. Samo ujęcie sprawy przez Mendla było w swym założeniu niezwykle proste. Co tu wiele mówić o podobieństwie rodzica i potomka? Podobieństwo opiniuje się ńa podstawie oceny zespołu cech jednego i drugiego osobnika, a ta jest przecież bardzo subiektywna. Dlatego to ktoś dane dwie osoby uważa za podobne, a inny twierdzi, że nic w jednej nie przypomina drugiej. Chcąc zatem dojść w tej dziedzinie do wniosków konkretnych, trzeba oprzeć się na właściwościach obiektywnie sprawdzalnych, na przykład, jeśli chodzi o ro- śliny. na barwie kwiatu. Ponadto zaś nie należy rozpraszać się na śledzenie dziedziczenia kilku cech naraz, a przynajmniej początkowo pilnować jednej, dajmy ma to właśnie owej barwy. Zapewne te uwagi nie wydadzą się nikomu specjalnie genialne, przecież to wszystko jest jak najbardziej oczywiste dla każdego zdrowo myślącego człowieka. Niewątpliwie, tylko że w tych sprawach, jak mówiłem, tyle ludzi już zabierało głos wciąż pomnażając tylko chaos, że owe najbardziej zwyczajne zasady, którymi odznaczało się postępowanie Mendla, mają najtypowszy posmak owego słynnego jajka kolumbo- wego. A zresztą genialność umysłu naszego badacza wyłoni się dopiero, w całej pełni po prześledzeniu z końca do końca tych jego najprostszych, a zawsze słusznych z punktu widzenia zdrowego sensu posunięć. A co powiecie na tego rodzaju jego uwagę? Przecież nieraz się zdarza, że ci sami rodzice, dajmy na to blondyni, mają dwoje dzieci brunetów, a na dokładkę jednego typowego rudzielca, czasem znów blondyna i bruneta albo tylko samych blondynów... Najczęściej w dodatku takie dzie- dziczeniowe obserwacje przeprowadzamy na ludziach, a czy ludzie są właściwym obiektem do podobnych badań? Bo pomyślmy tylko. Jeżeli z tych dwojga rodziców blondynów zrodziło się jedno dziecko o czarnych włosach, a drugie o rudych, to widocznie wśród plemników ojca czy komórek jajowych matki muszą występować co najmniej dwa odrębne typy: jedne desygnujące rudość, inne zaś ciemne włosy. Co najmniej dwa powtarzam bo wcale nie wiemy, czy trzecie dziecko tej pary, gdyby się zdecydowali mieć takowe, nie miałoby włosów jasnych jak len. Tak powiada Mendel człowiek miewa najczęściej sześcioro siedmioro dzieci (nie dziwcie się, że tyle, gdyż był to początek .drugiej połowy zeszłego stulecia, kiedy świadome macierzyństwo nie święciło takich jak dziś sukcesów), a tymczasem komórek rozrodczych mężczyzna produkuje miliardy miliardów, a kobieta też nie sześć siedem, ale co najmniej około pięciuset. Cóż więc za wnioski 1 możemy wyprowadzić z wyglądu tych kilku urodzonych osobników, kiedy tak olbrzymie ilości komórek rozrodczych o różnych zdolnościach dziedzicznych zostają pod tym względem nie rozszyfrowane. Sami powiedzcie, gdybym postawił przed wami na wysokiej estradzie olbrzymi półkorcowy wór ziarna, do którego środka zajrzeć byście nie mogli, i tylko wyjął zeń i pokazał jedno ziarnko żyta, dwa grochu i jedno jęczmienia... czy podjęlibyście się na podstawie takiego badania" zaopiniować, jakimi nasionami napełniony jest worek? Nie S rozumuje Mendel do doświadczeń nad przekazywaniem cech nadają się tylko takie organizmy, u których większość możliwości dziedzicznych komórek rozrodczych da się ujawnić w postaci ich urodzonego potomstwa. A więc nie istota taka jak człowiek, która w ciągu swego życia wyda maksymalnie ćwierć setki dzieci, ale dajmy na to kura, która w ciągu roku dać ich może z górą dwieście. A jeszcze lepsze w tym względzie są rośliny, u których ten sam osobnik w jednym okresie wegetacyjnym wyprodukuje czasem nawet tysiące nasion, czyli zarodków tysiąca nowych roślin następnego pokolenia. Mendel zatem zdecydował się na groch jako roślinę eksperymentalną, na barwę zaś kwiatów jako cechę, która będzie śledzić, konkretnie wybierając czerwoną i białą rasę. Wy prawdopodobnie na jego miejscu już od razu zabralibyśc"e się do wysiewania na grządkach kilkunastu nasion czerwonej i kilkunastu białej odmiany, a następnie do ich zapylania na krzyż. Ale nasz mnich był, jak mówiłem, nie tylko człowiekiem bardzo logicznie rozumującym, ale i bardzo przewidującym. Celem moim jest przekonanie się, w jaki sposób dziedziczyć się będzie cecha barwy, jeśli skrzyżuję osobnika o kwiatach białych z osobnikiem o kwiatach czerwonych. Tylko, przepraszam, jaką mam mieć pewność, że ten mój wyjściowy biały groch i ten wyjściowy czerwony są rasowo czyste? Nie, najpierw przez dwa trzy lata będziemy hodowali osobno biały i osobno czerwony, to znaczy już dopilnujemy, aby na znamię czerwonych słupków nie dostał się inny pyłek, jak tylko z czerwonego kwiatu, a na białych biały. Czy nie sądzicie, iż tego rodzaju przezorność była jednak bardzo wskazana?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|