|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmierć go załamała, ból odebrał mu chęć do życia. Za nic w świecie nie chciał powtórki. I nagle zrozumiał, że kocha Alexis. W tym samym momencie ogarnął go niemal zwierzęcy strach, bo w jego świadomości miłość wiązała się ze stratą. Gdyby, nie daj Boże, Alexis umarła tak jak Bree, to byłby jego koniec. Na pewno już by się nie podniósł. Musi bronić się przed uczuciem, stać się zimny jak głaz. Całkiem niezle mu szło, zanim Alexis się pojawiła w jego życiu i zaczęła wpychać mu w ramio- na Ruby. Swoją dobrocią, wdziękiem, ciepłem sprawiła, że zaczął się otwierać i znów był podatny na zranienie. Cholera, nie planował się zakochać, nawet nie chciał Alexis pożądać. A pożądał jej. I kochał. Najchętniej pobiegłby do 97 R L T niej do pokoju zobaczyć, jak się czuje i czy niczego jej nie trzeba. Powstrzymywał się, bo nie ufał samemu sobie. Jej też nie ufał. Musi wziąć się w garść, okryć się na nowo skorupą, otoczyć murem. Ale tym razem solidnym, którego nie sposób zburzyć. Podjąwszy decyzję, poczuł się silniejszy. Wyciągnął z kieszeni komórkę i zaczął przeglądać listę kontaktów. Okej, jest: numer do ginekologa Bree. Szybko, zanim zmieni zdanie, wcisnął połącz . Mimo śmierci Bree facet był jednym z najlepszych lekarzy w kraju. On, Raoul, nie zamierzał puścić Alexis do kogoś przypadkowego. Miał szczęście, bo jakaś pacjentka odwołała wizytę. Umówiwszy Alexis na jej miejsce, schował telefon do kieszeni. Przez kilka dni musi zająć myśli pracą, a serce... serce zamknąć za żelazną kratą, tak by nic i nikt nie miało do niego dostępu. Nie rozumiem, dlaczego nie mogliśmy zaczekać, aż szpital poda mi termin wizyty powiedziała Alexis, kiedy dwa dni pózniej Raoul wiózł ją do Christchurch. Nie chcesz wiedzieć, co spowodowało krwawienie? To się czasem zdarza, Raoul. Często bez przyczyny. Niezadowolony z odpowiedzi pokręcił głową. Zawsze jest powód i zawsze jest rozwiązanie. Usłyszał ciche westchnienie. Kątem oka zobaczył, że Alexis odwraca się w stronę szyby. Dobrze się czujesz? Pytał ją o to kilka razy dziennie. Tak. Trochę mnie mdli, ale to normalne. Zwykle jak siedzę w fotelu pasażera, dopada mnie choroba lokomocyjna. Wolisz prowadzić? Nie, nic mi nie będzie. 98 R L T Powiedz, gdybyś chciała, żebym się zatrzymał. Oczywiście. Ponownie westchnęła. Myślisz, że Catherine poradzi sobie z Ruby? Mała strasznie grymasiła, kiedy odjeżdżaliśmy. Wszystko będzie dobrze. Ale jeśli się martwisz, zadzwoń do Catherine. Nie, masz rację. Będzie dobrze. Resztę drogi trwającej godzinę i kwadrans przebyli w milczeniu. Raoul zaparkował samochód na parkingu. To tu, w budynku nieopodal, wydarzyła się poprzednia tragedia. Poczuł bolesny ucisk w brzuchu. Może jednak to nie był najlepszy pomysł, aby towarzyszyć Alexis? Pomógł jej wysiąść z auta i poprowadził ją w stronę recepcji. Alexis podała swoje nazwisko kobiecie za ladą i dołączyła do Raoula w poczekalni. Widział, że jest zdenerwowana. Gdyby byli normalną parą, wziąłby ją za rękę i starał się dodać jej otuchy. Ale nie byli normalną parą, więc Alexis, blada i spięta, przysiadła na krawędzi sąsiedniego krzesła. Nic mi nie jest, przestań mi się przyglądać rzekła przez zęby. Nie rozpadnę się na kawałki. Dobrze wiedzieć. Z udawaną obojętnością sięgnął po pozostawioną przez kogoś gazetę. Pani Fabrini? zawołał męski głos. Tak, to ja. Alexis wstała. Raoul ruszył za nią. Peter Taylor przedstawił się lekarz. Wyciągając rękę na powitanie, obejrzał się za siebie i dostrzegł Raoula. Raoul! Dobrze cię widzieć. Jak się miewa Ruby? Rośnie. Już chodzi. Lekarz przeniósł wzrok z Raoula na Alexis. Zapadła niezręczna cisza. 99 R L T Jestem opiekunką Ruby wyjaśniła Alexis. Rozumiem. Dobrze, zapraszam was do gabinetu. Raoul tu poczeka. Chciał zaprotestować, oznajmić, że ma prawo z nią wejść, ale wiedział, że to nieprawda. Niczego jej nie obiecywał, przeciwnie, nalegał na związek bez zobowiązań. A Alexis najwyrazniej nie zależało na jego obecności. Jak niepyszny wrócił na miejsce. Miał wrażenie, że historia się powtarza. Podobnie jak Bree, Alexis
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|