|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powie mu, co o nim myśli. Ale jeszcze nie dzisiaj. Stary wzruszył ramionami ze zwykłą znudzoną miną i coś zamruczał w odpowiedzi. Suzy nie rozumiała, po co hrabina go trzyma u siebie. Podobno był tu od zawsze, tak przynajmniej twierdził Guido. Bardzo szlachetne i wzruszające to przywiązanie contessy do starego sługi, ale drugiego takiego gbura trzeba by ze świecą szukać. Krętą klatką schodową przeszli do najstarszej części pałacu. Pod jedną ze ścian stały rusztowania. Stary burknął coś o remoncie. Suzy zdziwiła się: contessa nie lubiła wydawać pieniędzy, była chorobliwie skąpa. Stała czekając teraz w ciemnej i dosyć zaniedbanej galeryjce, służącej jednocześnie za przedpokój. Zastanawiała się, co robią tutaj stojące rzędem pod ścianą walizki. Wyglądało to, jakby Moroschini wyprowadzali się. - Och, Suzy, miło cię znowu widzieć! Odwróciła się i zobaczyła Guida, księcia Moroschini. Był ogromnym, zwalistym mężczyzną i nawet w eleganckim, ba, wytwornym ubraniu nie wyglądał na arystokratę. Można by Strona 50 z 131 RS pomyśleć, że to ktoś ze służby, a nie książę krwi, potomek rodu, którego początki sięgały XII wieku. Jego matka była zupełnie inna. Nawet w worku pokutniczym wyglądałaby jak dama o błękitnej krwi. - Jak się masz, Guido. Cóż to, wyjeżdżacie? Chyba nie przestraszyliście się Fiorenza Veronese? - Ach, nie! Skąd! To nowy pomysł matki. Wyprowadzamy się i wynajmujemy pałac bogatemu Amerykaninowi. To jakiś bankier czy biznesmen. Podobno zjawia się już dzisiaj. Co można zrobić, kiedy facet wypisuje ci na czeku sumę z taką liczbą zer, że wystarczyłaby na załatanie tegorocznej dziury w budżecie państwa? Suzy uśmiechnęła się. - To świetnie! Więc co, przenosicie się do willi na lagunie? Guido spochmurniał. - Nie. Nie byliśmy tam od czasu śmierci wuja. Jedziemy do naszego domu w Asolo. - Odpoczniecie wreszcie od tego Veronese. Czy mam nadal go śledzić? Twarz Guida rozjaśnił uśmiech zadowolenia. - Nie sądzę, żeby było dla ciebie jeszcze coś do roboty. Nie wiedziała, czy powinna się z tej wiadomości ucieszyć. - Ach, to ty, kochanie! Zjawiłaś się wreszcie! Chodz, napij się z nami szampana. - Elektryczny wózek z wypielęgnowaną jak zwykle contessą wytoczył się bezszelestnie na galeryjkę. - Dzień dobry, księżno - skłoniła głowę. - Zwietnie pani wygląda. Contessą Flavia łaskawie skinęła głową. - Tak, czuję się znakomicie. Zostaw to tutaj, Fonso - zwróciła się do Alfonsa, który wkroczył tuż za nią, niosąc na tacy napełnione kieliszki. - Za naszą przyszłość! Salute! - Contessą Flavia uniosła w górę kielich. - Księżno... nie chcę mącić pani szczęścia, ale uważam, że powinnam panią ostrzec przed Fiorenzem Veronesem. Szykuje coś Strona 51 z 131 RS złego. Trochę się obawiam, czy decyzja wyjazdu jest w tym momencie fortunna... Starsza pani uśmiechnęła się tylko. - Nie sądzę, moje dziecko, żeby miał nam jeszcze sprawiać kłopoty. - Wymieniła spojrzenia z Alfonsem, który wzruszył ramionami i wyszedł. Suzy stała zdziwiona, nie wiedząc, co się właściwie stało. - Są jakieś nowe wiadomości? Czyżby udało się pani przekonać go, żeby przestał panią prześladować? - Niezupełnie. Ponieważ miałaś wczoraj wolne, posłaliśmy Fonsa, żeby go miał na oku - wyrzucił z siebie Guido. - Veronese nie nocował wczoraj u siebie. Matka sądzi, że dał za wygraną. Pewnie wrócił do domu. - Obawiam się, że tak się nie stało. Nie było go wczoraj u siebie z innego powodu - powiedziała Suzy. - Widzi pani, księżno, ja wczoraj nie miałam wcale wolnego dnia: widziałam się z nim i częściowo musiałam się zdekonspirować. Kielich księżnej omal nie wypadł jej z ręki. - Jak to? Zledziłaś go? Przecież kazałam ci odpocząć! Suzy pokrótce opowiedziała o wydarzeniach wczorajszego wieczoru. Kiedy mówiła o policyjnej motorówce, księżna wyprostowała się, a jej ręce zacisnęły na poręczy wózka. - Mój Boże! Więc... nic mu się nie stało? - Został tylko trochę poturbowany. To wszystko. Zapadła cisza. Contessa nerwowo jezdziła tam i z powrotem, i tylko drewniany podest galeryjki skrzypiał pod kołami jej wózka. W pewnej chwili rozległ się dzwięk tłuczonego szkła. Odwróciła się. Guido patrzył w okno, oddychając ciężko. - Madonna! On jest tam... - wyszeptał. - Przyszedł. - Kto? Veronese? - Suzy podbiegła do okna. Znowu zaczął padać śnieg i Wenecja wyglądała jak tort weselny posypany cukrem. Za Canal Grande był mały placyk, który schodził prosto do wody. I tam stał Fiorenzo. Czarny, nieporuszony niczym posąg, wpatrzony w Strona 52 z 131 RS pałacowe okna. - Wielki Boże! - zawołała contessa. - Ośmielił się przyjść tutaj? Co on zamierza? Guido! Zrób coś! Odpędz go! - zaczęła krzyczeć histerycznie, potrząsając ufryzowaną głową. Suzy patrzyła na nią zdumiona. Księżna wyglądała na bardzo przestraszoną: nie mogła opanować drżenia rąk, miała rozbiegane oczy, a twarz białą jak kreda. Pomyślała, że ten Fiorenzo musi być bardziej niebezpieczny, niż to sobie wyobrażała. Co to za tajemnica, której contessa nie chce jej wyjawić? Guido pogładził matkę po ramieniu. On także wydawał się ogromnie zdenerwowany. - Więc co robimy? - zapytał niezdecydowanym głosem. - Nie możemy teraz wyjechać. Powiedziałaś, że Alfonso upewnił się, iż ten łajdak zniknął. - Bo to prawda. Ja także byłam tego pewna. - Myślę, że powinna mi pani powiedzieć, co się właściwie stało. Może mogłabym w czymś pomóc... - odezwała się Suzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|