|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyszkolonych. Na nierozważny ruch w takich okolicznościach fachowcy mają jedno słowo: samobójstwo. - Ten, kto zebrał informacje o mnie, coś pominął - powiedział. - Co takiego? - Moją znajomość z Winem. Twarz Granitowego ani drgnęła. - Mówi pan o Windsorze Hornie Lockwoodzie Trzecim? Do jego rodziny należy firma maklerska Locke-Horne. Na studiach w Duke u dzieliliście pokój. Po przeprowadzce z poddasza na Spring Street, które dzielił pan z Jessicą Culver, zamieszkał pan w jego apartamencie w Dakocie. Aączą was bliskie więzi biznesowe i osobiste, można nawet powiedzieć: przyjazń. O taką znajomość chodzi? - Zgadza się. - Wiem o tym. Wiem także o, hm... - Granitowy urwał, szukając właściwego słowa - talentach pana Lockwooda. - A zatem wie pan również, że jeżeli tego młotka zaswędzi palec - Myron wskazał głową ochroniarza z pistoletem - umrze pan. Tym razem, po krótkiej walce z mięśniami twarzy, Granitowy zdobył się, choć nie bez trudu, na uśmiech. W głowie Myrona rozbrzmiała piosenka Barracuda zespołu Heart. - Ja też nie jestem pozbawiony, hm, talentów, panie Bolitar. - Naprawdę? W takim razie za mało pan wie o, hm, talentach Wina. - Nie będę się z panem spierał. Powiem tylko, że nie dysponuje on armią ludzi. A zatem dowiem się, dlaczego rozpytuje pan o Dennisa Leksa? - Już powiedziałem. - Upiera się pan przy historii o umierającym dziecku? - Jest prawdziwa. - Skąd pan się dowiedział o Dennisie Leksie? - Z banku szpiku kostnego. - Podali panu jego nazwisko? - Ja również nie jestem pozbawiony, hm, talentów - rzekł Myron, uznawszy, że teraz jego kolej się pochwalić. Niestety, nie zabrzmiało to dobrze. - A więc w banku szpiku kostnego dowiedział się pan, że Dennis Lex jest dawcą. To chce pan powiedzieć? - Nic nie powiem. To ulica dwukierunkowa. Chcę informacji. - Pomyłka. To ulica jednokierunkowa - odparł Granitowy. - Ja jestem tirem, a pan jajkiem na jego drodze. Myron skinął głową. - Złośliwiec. Ale jeśli nic od was nie dostanę, to wy ode mnie też nic. Ochroniarz z pistoletem zbliżył się. Myronowi zadrżały nogi, ale nawet nie mrugnął. Można przedobrzyć z żartami, lecz nie wolno okazać strachu. Przenigdy. - Nie oszukujmy się, obaj wiemy, że mnie za to nie zabijecie. Nie jesteście głupi. Granitowy uśmiechnął się. - Mogę pana obić. - Wy nie chcecie kłopotów i ja też. Nie obchodzi mnie rodzina Leksów, jej los ani nic. Próbuję tylko ocalić życie dziecku. Granitowy udał, że gra na skrzypcach. - Dennis Lex pana nie zbawi - rzekł po chwili. - Mam uwierzyć panu na słowo? - Nie jest dawcą, którego pan szuka. Ręczę za to. - Nie żyje? Granitowy splótł ręce na piersi wielkiej jak stół pingpongowy. - Jeżeli mówi pan prawdę, to albo ci z banku szpiku pana okłamali, albo się pan pomylił. - Może też być, że to wy kłamiecie - odparł Myron. - Lub mylicie się - dodał po chwili. - Ochroniarze odprowadzą pana do wyjścia. - I tak mogę pójść do prasy. - Obaj wiemy, że pan tego nie zrobi - rzekł Granitowy na odchodne. - Pan też nie jest głupi. 16 Bruce Taylor był w typowym przyodziewku dziennikarskim - ciuchach wykopanych chyba z dna kosza na brudną bielizną. Zasiadłszy przy barze, zaczerpnął garść darmowych precli i włożył je do ust tak łapczywie, jakby miał chęć połknąć własną ręką. - Nienawidzę ich - powiedział do Myrona. - Właśnie widzę. - Jestem w barze, jak pragnę zdrowia. Muszę jeść. Ale nikt już nie podaje orzeszków. Wciskają ci, że za bardzo tuczą, albo inną bzdurę. I podsuwają zamiast nich precle. Ale nie prawdziwe precle. Tylko te gówienka. - Zademonstrował precelek Myronowi. - Co to jest? - No, a politycy - włączył się Myron. - Na okrągło wałkują kontrolę sprzedaży broni. - Czego się napijesz? Tylko nie rób obciachu. Nie zamawiaj tego głupiego yoo-hoo. - Co dla ciebie? - To samo co zawsze, kiedy stawiasz. Dwunastoletnią szkocką. - Ja zadowolę się mineralną z cytryną. - Sierota. - Bruce złożył zamówienie. - O co chodzi tym razem? - spytał. - Znasz Stana Gibbsa? - O-ho-ho! - O-ho-ho? - Widzę, że wdepnąłeś w straszne gówno, Myron. Dlaczego on? Co cię łączy, do jasnej ciasnej, z Gibbsem? - Pewnie nic. - Mhm. - Opowiedz mi o nim. Bruce wzruszył ramionami. - Ambitny sukinkot, który przeholował. Co jeszcze chcesz wiedzieć? - Wszystko. - Od czego zacząć? - Co dokładnie zmalował? - Kretyn popełnił plagiat. To nic niezwykłego. Ale żeby tak głupio? - Za głupio? - O co pytasz? - Przyznasz, że skradzenie pomysłu z opublikowanej książki jest nie tylko nieetyczne, ale i idiotyczne. - No i? - Pytam, czy nie zbyt idiotyczne. - Myślisz, że jest niewinny? - A ty? Bruce połknął kilka precli. - Coś ty. Stan Gibbs jest winny jak cholera. Postąpił głupio, ale znam wielu głupszych od niego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|