|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Twarz Vibeke zalał teraz rumieniec. Nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa. Namiestnik roześmiał się, puścił ją i odwrócił się, żeby odejść. Był tego dnia w zbyt dobrym humorze, by pragnąć znalezć się na miejscu kogoś ze służby, tak jak było to tamtego wieczoru, gdy ujrzał jej wargi napuchnięte od miłości. - Jeśli mogę ci w czymś pomóc, to przyjdz po obiedzie do mego gabinetu - powiedział życzliwie. - Muszę dziś pracować do pózna w nocy. Vibeke z bijącym sercem poszła za nim przez drzwi do mieszkania księżniczki. Potem tak prędko, jak tylko mogła, przemknęła obok wejścia do salonu i pobiegła do własnego pokoju, żeby się przebrać. Gdy chwilę pózniej usługiwała przy obiedzie, myśli nieprzerwanie obracały się wokół tego, co rzekł namiestnik. Czy on mógłby uratować Tonnisa, gdyby o wszystkim mu opowiedziała? To było niemal zbyt cudowne, by mogło być prawdziwe. Pracowała tak sprawnie, jak tylko była w stanie, i starała się serwować bezszelestnie i zgrabnie. Od czasu do czasu czuła na sobie wzrok namiestnika, uśmiechała się wtedy zawstydzona i czerwieniła. Raz zdarzyło się, że w tym samym momencie jej wzrok padł na księżniczkę. Młoda pani na zamku sie- działa na swym krześle sztywna, w czarnej aksamitnej sukni z wąskimi rękawami i głębokim dekoltem. Gorset miała zaciśnięty tak mocno, że ledwie mogła oddychać, a spódnice tak obfite, że prawie nie mieściły się na krześle. Garderobiana upięła jej włosy ciaśniej niż zazwyczaj. Fryzura była nietwarzowa, podkreślała nieprzyjemnie ostry zarys brody księżniczki i wąską twarz. Teraz Christiane przenosiła wzrok od męża na Vibeke i z powrotem na namiestnika. Z oczu wyzierała jej podejrzliwość. Vibeke spostrzegła to i zrozumiała, ku swemu przerażeniu, jakie myśli przyszły księżniczce do głowy. Przez resztę posiłku starała się zachowywać bardzo uważnie i unikała patrzenia w stronę namiestnika. Podczas tych paru miesięcy służby w skrzydle namiestnikostwa do jej uszu dotarły różne plotki. Dwie ze służących wcześniej pracowały na królewskim zamku w Kopenhadze i wiedziały o członkach rodziny królewskiej więcej, niż powinny. Vibeke zwykle myślała swoje i choć miała ochotę kazać im przestać wygadywać bzdury, na ogół ciekawość w niej zwyciężała. Matka Christiane, Kirsten Munk, nie została poślubiona królowi w nakazany obyczajem sposób, lecz żyła z nim jak żona przez wiele długich lat i wydawała na świat jego dzieci. Christiane więc, jako dziecko z nieprawego łoża, właściwie nie była księżniczką krwi, a na domiar wszystkiego jej matka okazała się przebiegłą i wyrachowaną osobą, która żyła z królem jedynie po to, by zyskać władzę. Kilka lat wcześniej zupełnie jawnie wzięła sobie na kochanka pewnego hrabiego i nikt nie wiedział już, czy jej córka Dorothea Elisabeth jest dzieckiem króla czy hrabiego. Nieszczęsną Dorotheę Elisabeth wysłano do Niemiec i krążyły plotki o tym, że została oddana do klasztoru, gdyż król nie chciał jej widzieć na oczy. Najstraszniejsza z dworskich plotek przywiezionych przez służące mówiła o tym, że Kirsten Munk usiłowała otruć króla cukrem ołowiowym, tłumacząc mu, że to lekarstwo na wzmocnienie. Usunięto ją z zamku i skazano na areszt domowy. Vibeke z niedowierzaniem kręciła głową. Tutaj pe- wien nieszczęśnik mial zapłacić życiem za kradzież dziesięciu talarów z królewskiej kasy, podczas gdy kobieta, która usiłowała zgładzić króla, za tak niecny czyn została jedynie odprawiona z zamku! Doprawdy, nie ma sprawiedliwości na tym świecie! Jej spojrzenie ukradkiem powędrowało do młodej księżniczki. Być może nie ma nic dziwnego w tym, że Christiane jest taka, jaka jest, skoro dorastała w takim otoczeniu. Cóż pomogą talerze ze srebra i suto zastawiony stół, kiedy w powietrzu jest duszno od nieszczerości i kłamstw? Gdy tylko obiad się skończył i Vibeke nie miała już żadnych obowiązków na ten dzień, pospieszyła do siebie i przebrawszy się w czysty fartuszek i czepek, stanęła przy oknie, by obserwować, kiedy w gabinecie namiestnika zapali się światło. Nagle serce podskoczyło jej w piersi. W mieszkaniu rachmistrza za szybą widniała czyjaś twarz. Czło- wiek ten podniósł latarnię do góry i zamachał ręką. Vibeke czym prędzej poszła po własną latarnię, również podniosła ją wyżej i odmachala. Serce uderzało jej mocno i szybko, na policzki wystąpił rumieniec. Miała nadzieję, że wreszcie go zobaczy, i marzyła o tym co dzień, odkąd się umówili. Impulsywnie przyłożyła palce do warg, a potem dotknęła nimi szyby. On również odwzajemnił pocałunek. Vibeke roześmiała się z radości. - Danielu... - wykrzyknęła półgłosem. - Mój ukochany Danielu! Znów przyłożyła palce do warg, przymknęła oczy i wolno przesunęła rękę w jego stronę. Gdy uśmiechnięta uniosła powieki, żeby przyjąć jego niemą pieszczotę, w jednej chwili zdrętwiała. W oknie tuż nad mieszkaniem Daniela migotało żółtawe słabe światełko, a za szybą wyraznie było widać ciemną męską twarz. Vibeke opuściła latarnię, jak gdyby się nią sparzyła, i cofnęła się przerażona. Przez długą chwilę stała, ledwie śmiąc oddychać. Znów się wygłupiła przed namiestnikiem! A jeśli on sobie pomyśli, że posyłała pocałunki właśnie jemu? Zaczerwieniła się ze wstydu. Po tym, co się stało, niemożliwe, żeby poszła do niego wstawić się za Elise i Tonnisem! Bezradnie popatrzyła przed siebie. Miałaby zdradzić Elise tylko dlatego, że się wygłupiła? Nie, bez względu na to, co namiestnik sobie o niej pomyśli, musi do niego iść. Wciąż zmieszana, mocniej otuliła ramiona chustą, wolnym krokiem wyszła na ciemny korytarz i chwilę pózniej była na zamkowym dziedzińcu. Na zamku panował wieczorny spokój. Dziedziniec opustoszał, nawet kamieniarze zajmujący się nową bramą zakończyli już pracę na ten dzień. Daniel dostrzegłby ją, gdyby wciąż stał w oknie, pomyślałby, że idzie do niego. Będzie musiała się pospieszyć i wyjaśnić mu całą tę sytuację, jeśli ruszy jej na spotkanie. Należy mieć tylko nadzieję, że namiestnik nie nadejdzie tą samą drogą. Drzwi do Wieży Romerike na szczęście nie były zamknięte na klucz. Czym prędzej weszła do środka i pobiegła po schodach na górę. Pod drzwiami mieszkania Daniela przystanęła na moment, nasłuchując. Była wprost chora z tęsknoty za tym, by go zobaczyć, pobyć przy nim choć przez chwilę, ale wiedziała, że musi okazać charakter. Gdyby namiestnik zastał ją tutaj, straciłaby wszelkie szanse na pomoc Tonniso-wi i Elise. Ku jej zaskoczeniu zza drzwi nic nie usłyszała. Widać Daniel mimo wszystko nie spostrzegł jej nadej- ścia. Czym prędzej pobiegła kręconymi schodami na wyższe piętro. Serce waliło jej mocno ze strachu, gdy stanęła przed gabinetem namiestnika, i chwilę potrwało, nim zebrała się na odwagę, by wejść do środka. Ręce jej się spociły, w ustach zaschło. Gdy wreszcie zapukała, drzwi otwarły się zaskakująco szybko i stanął w nich namiestnik. - Ach, a więc jesteś? - powiedział tylko, wpuszczając ją do środka. Wydawał się zachowywać całkiem zwyczajnie i przez moment Vibeke pomyślała, że może jednak nie zobaczył jej przez okno. Pokój słabo oświetlał ogień płonący w kominku i lampka na stole. Nigdy wcześniej tu nie była i w oczy rzuciło jej się ciepło i przytulność umeblowania, dywanów i obrazów. Jedną ścianę całkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|