|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Do granicy majątku jeszcze godzina jazdy. Luke posiadał olbrzymi szmat pustej ziemi. Co za kontrast z zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku, Man- hattanu! Dotychczas wspomnienia o rodzinnym mieście zawsze wywoływały miłe wzruszenie, a tym razem tak się nie stało. Głośno westchnęła. - Od Gracie wiem, że Sandy'emu śnił się mój powrót do Warrapina. To chyba nie był proroczy sen. - Proroctwo wygląda trochę inaczej. Nie było mowy o powrocie do Warrapina. To miał być powrót do szefa. Westchnęła jeszcze głośniej. Nie wolno rozmyślać o Luke'u, bo takie myśli grożą załamaniem. Usiłowała przypomnieć sobie ćwiczenia medytacyjne, których uczyła się na kursie jogi. Nim zastosowała pierwsze, usłyszała dochodzący z daleka szum motoru. - Co to takiego? Nails wykręcił głowę w prawo, w lewo, aby znalezć zródło dzwięku. - Cholera! Co on wyprawia? - Kto? Co się dzieje? Nails zwolnił i po chwili przeleciał nad nimi mały samolot. Niebezpiecznie nisko. - Szef gdzieś się wybiera. Erin pobladła ze strachu. - Czemu leci tak nisko? - Widocznie chce lądować. Zdumiona popatrzyła naokoło. - Przecież tu nie ma lądowiska. - To bez znaczenia. Oboje wpatrywali się w samolot, który zatoczył wielki łuk i leciał w ich stronę, coraz niżej i niżej. Aborygen zahamował, kręcił głową, śmiał się pod nosem. Luke istotnie zamierzał wylądować na polnej drodze przed nimi. Samolot dotknął ziemi stosunkowo gładko. Erin, oniemiała ze zdumienia, bała się dociekać, co to wszystko znaczy. Nie chciała dopuścić do siebie sza- lonej nadziei. Samolot toczył się coraz bliżej, wzbijając czerwony kurz. Raptem Erin ogarnęły złe przeczucia. Widocznie stało się jakieś nieszczęście i Luke postanowił natych- miast przekazać okropną wiadomość. - Zabrał z sobą dziecko - odezwał się Nails. Rze- czywiście. W kabinie pilota siedziały dwie osoby, jedna duża, druga mała. Mniejsza energicznie machała rączką. Erin przez łzy widziała wysiadającego Luke a. Naj- pierw ukazały się długie nogi, a potem cały pilot, który ruszył biegiem. Erin próbowała otworzyć drzwi, ale się zacięły, więc szarpnęła klamkę. - O co chodzi? - zawołała. - Dostałeś złą wiado- mość? Luke zatrzymał się kilka metrów od niej. Miał zaczerwienioną twarz, rozognione oczy. - Mów, co się stało! - krzyknęła głośniej. - Prędko. - Drugi raz mi nie uciekniesz - odparł Luke. - Tym razem ci nie pozwolę. Erin szczerze się zdziwiła. Nie może uciec, bo on jej zabroni? Co chciał przez to powiedzieć? Czy zażąda jej powrotu do Warrapina, ponieważ Joey zaczął się awan- turować? - Jadę do Byron Bay - powiedziała spokojnie i sta- nowczo. - Nie przeszkadzaj mi. - Muszę przeszkodzić. - Oczy mu rozbłysły. - Pa- miętasz ten dzień, gdy spotkaliśmy się w Nowym Jor- ku? Zastąpiłem ci drogę, bo nie chciałem zgubić cię w tłumie. Przed laty pozwoliłem ci uciec, ale więcej tego błędu nie popełnię. Tym razem, jeśli zechcesz odjechać, będę ci towarzyszył. Erin miała ochotę krzyczeć z radości, a udawała obojętność. - Przecież Joey chce być tutaj. - Dziecko pragnie być razem z nami. - Luke zdobył się na blady uśmiech. - Nie przeżyję następnego rozsta- nia. Za bardzo cię kocham. Erin chciała powiedzieć, że też go kocha, ale z jej ust wydobył się dzwięk podobny do szlochu. Wycią- gnęła ręce i sekundę pózniej padli sobie w objęcia. Mocno się trzymali, jakby ze strachu przed rozstaniem. Erin czuła bicie dwóch serc. Między jednym poca- łunkiem a drugim oboje śmiali się podnieceni. Zmiech przeplatał się z płaczem, pocałunkami. Obejmowali się z ulgą ogarniającą człowieka, który właśnie odzyskał coś cennego, co na długo utracił. Erin oparła głowę na ramieniu Luke a. - Kocham cię - szepnęła. - Wiem. - Nigdy nie przestałam cię kochać, ale brakowało mi odwagi, żeby ci to powiedzieć. - Nieprawda. Już wcześniej mi powiedziałaś. - Jak to? - Uniosła głowę i popatrzyła na niego zdzi- wiona. - Kiedy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|