|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myśląc, że choć jedwabny szal, udrapowany na jej ramionach, pochodzi z tamtego miejsca, mimo wszystko wygląda uroczo. Naszyjniki lśniły. Zdjęła je. Były wprawdzie kosztowne, ale księciu nie podobałyby się, ponieważ dostała je od innego mężczyzny. Zrzuciła bransoletki. Usłyszała szum silnika i zrozumiała, że wypłynęli z przystani. Templecombe ocalił ją w ostatniej chwili i powiedział, że ją kocha! Cała reszta przestała się liczyć. Kochał ją! Nie wierzyła, że to możliwe, a jednak jej marzenie się spełniło. W drzwiach stanął książę, a za nim kapitan. Templecombe podszedł do Saleny i ujął jej rękę. - To jest legalne, kochanie - powiedział. - Kapitan statku ma prawo udzielić ślubu pasażerom. Uśmiechnęła się do niego radośnie. Wiedziała, dlaczego to powiedział. Nie chciał, aby uważała tę ceremonię za kolejny fałszywy ślub. Nie mogła mówić. Zacisnęła palce na dłoni księcia. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Salena miała wrażenie, że stała się częścią księcia i już nigdy nie będzie się czuła samotna i przerażona. Jacht spokojnie kołysał się na falach. Książę uprzedził Salenę, że w nocy nie będą wykonywać gwałtownych manewrów. Obróciła się i czując pod głową ramię mężczyzny zrozumiała, że i on nie śpi. - Spałam... - wyszeptała. - Musiałaś być wyczerpana, najdroższa. Tyle wczoraj przeszłaś, a ja egoistycznie zmusiłem cię do robienia innych rzeczy. - To było cudowne! - szepnęła. - Nie wiedziałam, że miłość może być tak wspaniała... taka boska! - Jesteś szczęśliwa? - zapytał. - Nie umiem tego wyrazić - odparła. - Kocham cię i chcę ci to stale wyznawać. W jej głosie zabrzmiała namiętność. Książę odezwał się cicho: - Modliłem się o to, ukochana. - Ja też modliłam się, abyś mnie kochał choć trochę - odrzekła. - Ale ty jesteś tak wspaniały... mądry, odważny. Nigdy nie myślałam, że moje prośby będą wysłuchane. - Nie kocham cię trochę" - zaprotestował. - Moja miłość jest bez granic, tak jak morze i niebo. Salena wstrzymała oddech. - Nauczysz mnie, jak zatrzymać twą miłość? - Nie bój się, że ją stracisz, Saleno. To coś wyjątkowego. Kiedy cię pokochałem, a stało się to natychmiast po twym przybyciu na Afrodytę", obawiałem się, że na zawsze zostanie w tobie strach przed mężczyznami i miłością. - Byłam głupia nie dostrzegając, że jesteś inny i nie widząc, że mój podziw dla ciebie to miłość. - Przerwała i dodała z wahaniem: - Dopiero kiedy... lady... Książę położył palce na jej ustach. - Zapomnij o tym - oświadczył. - Zapomnij o tym, co było. Tamci ludzie nic dla nas nie znaczą. Ważna jest tylko nasza przyszłość. Salena westchnęła, przytuliła się jeszcze mocniej i powiedziała: - Masz rację, nie będziemy mówić o nich, ale... jest coś, co muszę wiedzieć... bo jestem ciekawa... - Co takiego? - Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać, skoro odjechałam na wielbłądzie? Bałam się, że zabiorą mnie w góry i nie będziesz wiedział, gdzie jestem. - Mogło tak się stać - przyznał - gdybym nie wydobył informacji od kogoś, kto wiedział, dokąd cię zabrano. Jego głos brzmiał surowo. Przypomniał sobie, że omal nie udusił Imogeny, wypytując ją o księcia Pietrowskiego. Miał szczęście, gdyż jeden z jego ludzi służył kiedyś pod rozkazami sułtana. Niesprawiedliwość pana tłumaczyła brak lojalności, więc ten człowiek zgodził się zaprowadzić księcia na miejsce pierwszego postoju karawan, opuszczających Tanger. Bez tej pomocy odnalezienie Saleny wśród oaz i palm daktylowych byłoby trudne, o ile w ogóle możliwe. Jednak szczęście zastąpiło grozę; postanowił więc uznać przeszłość za zamkniętą i żyć wyłącznie przyszłością. - Warren zapakował nasze ubrania i dostarczył je tutaj. Będziemy zatrzymywać się w różnych portach, kochana, i nabędziemy wszystko, co chcę ci dać, a czego dotąd nie chciałaś przyjąć. - Nie chciałam, żebyś wydawał na mnie pieniądze, których nigdy nie mogłabym ci zwrócić. Książę zaśmiał się. Przypomniał sobie, jak protestowała, gdy chciał kupić jej coś więcej ponad to, co niezbędne. W Tangerze upierała się, aby kupować wyłącznie najtańsze materiały i powierzać je marokańskim krawcom. Rozumiał, że to z powodu Pietrowskiego. Tamten nauczył ją, czym jest dług wdzięczności. On zaś pragnął jedynie oprawić jej urodę tak, jak na to zasługiwała. - Teraz mogę dać ci w prezencie nie tylko piękne stroje - powiedział głośno - ale także klejnoty. W Konstantynopolu na pewno kupimy wspaniałe perły i inną biżuterię. - Czy tam właśnie płyniemy? - spytała. - Nazywają to miasto Perłą Wschodu" - odrzekł. - A ja chcę pokazać tam Perłę Zachodu", najcenniejszą i najpiękniejszą, taką, której nie potrzeba żadnych ozdób poza moimi pocałunkami. Ucałował czoło i brwi Saleny. Poczuła się tak, jakby jej ciało przeszył promień słońca. Całował jej oczy i czubek nosa. Podała mu usta, lecz on najpierw musnął wargami jej podbródek, policzki i kąciki ust. Narastało w niej palące pragnienie. Musiała odwzajemnić pocałunek i zrobiła to tak namiętnie, jak tego oczekiwał. - Pragnę cię - szepnął książę. - Pragnę cię, moja piękna; tak bardzo uciekałaś od miłości. Jego głos docierał do Saleny jakby z daleka. Wydawało jej się, że wszystko zalane jest niebiańskim światłem. Kochała i było to wspanialsze uczucie, niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. - Ja... też cię pragnę - chciała wyszeptać. - Pragnę cię i potrzebuję. Jestem twoja... cała i na zawsze. Słowa nie wydobyły się z jej ust, gdyż książę całował ją i pieścił. Wreszcie wszystko zniknęło. W całym wszechświecie były tylko jego usta, dłonie, bicie jego serca i on.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|