|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
OtrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™, jakby odpÄ™dzajÄ…c od siebie jakÄ…Å› niezwykle drÄ™czÄ…cÄ… go obsesjÄ™, po czym spojrzaÅ‚ na Jacka już z uÅ›miechem. Porzućmy ten temat zaproponowaÅ‚ przynajmniej na dzisiejszy wieczór. Jack skwapliwie przyjÄ…Å‚ tÄ™ sugestiÄ™, choć nieÅ‚atwo mu byÅ‚o usunąć niepokój ze swych myÅ›li. W czasie weekendu przeprowadziÅ‚ energiczne Å›ledztwo na wÅ‚asnÄ… rÄ™kÄ™, ale nie dowiedziaÅ‚ siÄ™ o wiele wiÄ™cej niż doktor. W każdym razie postanowiÅ‚ zrezygnować z gry w golfa przed Å›niadaniem. NastÄ™pne ogniwo w Å‚aÅ„cuchu miaÅ‚o nieoczekiwane zródÅ‚o. Pewnego dnia, kiedy Jack wróciÅ‚ do hotelu, poinformowano go, że czeka na niego jakaÅ› mÅ‚oda dama. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu okazaÅ‚a siÄ™ niÄ… dziewczyna z ogrodu. ByÅ‚a bardzo zdenerwowana i zmieszana. ProszÄ™ mi wybaczyć, Monsieur, że nachodzÄ™ pana w taki sposób, ale chciaÅ‚abym panu coÅ› wyznać& Ja& RozejrzaÅ‚a siÄ™ niepewnie wokół siebie. Wejdzmy tutaj zaproponowaÅ‚ natychmiast Jack, wprowadzajÄ…c jÄ… do pustego o tej porze hotelowego saloniku, ponurego pomieszczenia, w którego wystroju przeważaÅ‚ czerwony plusz. ProszÄ™ usiąść, panno& panno& Marchaud, Monsieur, Felise Marchaud. ProszÄ™ usiąść, Mademoiselle Marchaud i powiedzieć mi, o co chodzi. Felise posÅ‚usznie usiadÅ‚a. MiaÅ‚a na sobie ciemnozielonÄ… sukniÄ™, a piÄ™kno i wdziÄ™k jej dumnej twarzy rzucaÅ‚y siÄ™ w oczy bardziej niż kiedykolwiek dotÄ…d. Kiedy usiadÅ‚ obok niej, serce zaczęło mu bić nieco szybciej. To jest tak zaczęła Felise. Mieszkamy tu od niedawna i od samego poczÄ…tku sÅ‚yszymy, że w tym domu, w naszym ukochanym, maÅ‚ym domku, straszy. %7Å‚adna sÅ‚użąca nie chce w nim zamieszkać. Nie ma to wiÄ™kszego znaczenia, bo potrafiÄ™ zajmować siÄ™ ménage, a gotowanie nie sprawia mi trudnoÅ›ci. Istny anioÅ‚ pomyÅ›laÅ‚ Jack z zachwytem. Jest cudowna. ZachowaÅ‚ jednak pozory rzeczowoÅ›ci i powagi. CaÅ‚a ta gadanina o duchach to czyste szaleÅ„stwo tak przynajmniej uważaÅ‚am jeszcze przed czterema dniami. Ale, Monsieur, przez cztery noce z rzÄ™du miaÅ‚am ten sam sen. Stoi obok mnie jakaÅ› kobieta piÄ™kna, wysoka blondynka. Trzyma w rÄ™kach bÅ‚Ä™kitnÄ… chiÅ„skÄ… wazÄ™. Jest zrozpaczona, ogromnie zrozpaczona i co chwila wyciÄ…ga do mnie tÄ™ wazÄ™, jakby bÅ‚agajÄ…c, żebym coÅ› z niÄ… zrobiÅ‚a, ale niestety, nie może mówić, wiÄ™c ja& nie wiem, o co mnie prosi. Tak przedstawiaÅ‚ siÄ™ ten sen przez pierwsze dwie noce, ale przedwczoraj byÅ‚ dÅ‚uższy. Ona i bÅ‚Ä™kitna waza zniknęły i nagle usÅ‚yszaÅ‚am jej krzyk. WiedziaÅ‚am, że to jej gÅ‚os, rozumie pan& i, och! Monsieur, wyrzekÅ‚a sÅ‚owa, które powtórzyÅ‚ mi pan tego ranka: Morderstwo! Ratunku! Morderstwo! ObudziÅ‚am siÄ™ przerażona. PowiedziaÅ‚am sobie, że to tylko koszmarny sen, a sÅ‚owa, które pan sÅ‚yszaÅ‚, to przypadek. Ale ostatniej nocy sen znów siÄ™ powtórzyÅ‚. Monsieur, co to może oznaczać? Pan przecież także to sÅ‚yszaÅ‚. Co teraz zrobimy? Na twarzy Felise malowaÅ‚ siÄ™ paniczny strach. ZaciskaÅ‚a nerwowo swe drobne dÅ‚onie, spoglÄ…dajÄ…c bÅ‚agalnie na Jacka. On zaÅ› postanowiÅ‚ udawać spokój, którego bynajmniej nie czuÅ‚. Wszystko jest w porzÄ…dku, Mademoiselle Marchaud. ProszÄ™ siÄ™ nie martwić. JeÅ›li nie ma pani nic przeciwko temu, chciaÅ‚bym, aby powtórzyÅ‚a pani caÅ‚Ä… historiÄ™ memu przyjacielowi doktorowi Lavington, który tutaj mieszka. Felise przystaÅ‚a na tÄ™ propozycjÄ™, wiÄ™c zaraz udaÅ‚ siÄ™ na poszukiwania Lavingtona. WróciÅ‚ z nim zaledwie w kilka minut pózniej. Kiedy Jack pospiesznie ich sobie przedstawiaÅ‚, Lavington bacznie przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ dziewczynie. UspokoiÅ‚ jÄ… przy pomocy kilku życzliwych słów, a potem wysÅ‚uchaÅ‚ uważnie jej opowieÅ›ci. To bardzo interesujÄ…ce stwierdziÅ‚, kiedy skoÅ„czyÅ‚a. Czy powiedziaÅ‚a pani o tym swemu ojcu? Felise potrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Nie chciaÅ‚am go niepokoić. Jest poważnie chory. W jej oczach pojawiÅ‚y siÄ™ Å‚zy. Trzymam go z dala od wszystkiego, co mogÅ‚oby go pobudzić lub zdenerwować. Rozumiem rzekÅ‚ Å‚agodnie Lavington. I cieszÄ™ siÄ™, że pani do nas z tym przyszÅ‚a, Mademoiselle Marchaud. Jak pani wie, obecny tu pan Hartington przeżyÅ‚ podobny wstrzÄ…s. Można chyba uznać, że jesteÅ›my na tropie. Czy nic wiÄ™cej nie przychodzi pani do gÅ‚owy? Felise drgnęła gwaÅ‚townie. OczywiÅ›cie! Jaka jestem gÅ‚upia. Przecież w tym leży sedno caÅ‚ej sprawy. ProszÄ™ popatrzeć, Monsieur, co znalazÅ‚am w gÅ‚Ä™bi jednej z szaf; musiaÅ‚o siÄ™ to zsunąć za półkÄ™. PokazaÅ‚a im zabrudzony kawaÅ‚ek papieru rysunkowego, na którym namalowano akwarelÄ… portret jakiejÅ› kobiety. ByÅ‚ to zaledwie szkic, lecz chyba dość wiernie oddawaÅ‚ podobieÅ„stwo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|