|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak. Chwycił ją za ramię i niemal unosząc w powietrzu, zaprowadził do zatęchłej klitki. Sznury wpiły się jej w mięśnie i kostki, aż wzdrygnęła się z bólu. Tu jest zasuwka, Sharon powiedział. Możesz ją zasunąć, jeśli chcesz, bo inaczej drzwi się nie zamkną. Ale lepiej zaraz wychodz. Pogładził ją po policzku. Bo jeśli nie, a ja się wkurzę, to chłopak oberwie. Odsunął się, zamykając za sobą drzwi. Szybko zasunęła zasuwkę i rozejrzała się wokoło. W ciemności panującej w małej kabinie, wyczuła rękami coś ostrego. Obmacała też podłogę. Pośpiesz się, Sharon. W porządku... Kiedy zaczęła otwierać drzwi, zepsuta klamka zwisła jej w dłoni. Chciała ją urwać i schować do kieszeni spódnicy. Ale, niestety, nie potrafiła jej zdjąć. Wychodz stamtąd! zawołał porywacz głosem pełnym irytacji. Szybko otworzyła drzwi. Próbowała wyjść, ale mając spętane nogi, potykała się niezdarnie. Gdy mężczyzna podszedł do niej, umyślnie objęła go za szyję. Przezwyciężając wstręt, pocałowała złoczyńcę w policzek i w usta. Poczuła, jak gwałtownie zaczyna bić mu serce. Przesuwała ręce wzdłuż jego ramion i pleców, palcami delikatnie pieściła szyję. W końcu bardzo ostrożnie wsunęła prawą dłoń do kieszeni płaszcza i dotknęła metalu. Pchnął ją do tyłu. Upadła na betonową posadzkę z nogami podkurczonymi pod siebie. Ostry ból przeszył jej prawą kostkę. Jesteś taka jak cała reszta, Sharon! wrzasnął. Widziała go przez fale bólu, które sprawiły, że dopiero co zjedzony posiłek dławił ją w gardle. Kiedy się nad nią nachylił, jego twarz wydawała się oddzielona od reszty ciała, czerwone plamy podkreślały ostre linie policzków, a oczy były jak wąskie, czarne otwory ziejące wściekłością. Pod jednym pulsowała żyła. Ty suko powiedział. Ty suko. Poderwawszy ją do góry, rzucił na łóżko z rękami wykręconymi do tyłu. Ból otoczył ją wielką mglistą czernią. Moja kostka... Czy to był jej głos? Sharon!... Sharon!... Co się stało? pytał Neil przerażony. Z ogromnym wysiłkiem zdusiła w sobie jęk. Przewróciłam się odpowiedziała drżącym głosem. Tak jak wszystkie inne... Udawała... Nawet gorzej... Próbowała mnie nabrać... Wiedziałem, że mnie oszukujesz... kłamiesz... wiedziałem... Dłonie mężczyzny zaciskały się na jej szyi. Nie wykrztusiła. Ucisk zniknął. Głowa opadła jej do tyłu. Sharon! Sharon! Neil płakał, głos mu się łamał ze zdenerwowania. Z trudem łykając powietrze, przysunęła twarz do twarzy chłopca. Powieki miała bardzo ciężkie. Zmusiła się, aby je unieść. Foxy stał przy zardzewiałym zlewie i spryskiwał twarz zimną wodą. Próbował się uspokoić. Był bliski zabicia jej. Co go powstrzymywało? Może uznał, że będzie jej jeszcze potrzebował? Zagryzła wargi z bólu. Nie było żadnego wyjścia, żadnego. Jutro, kiedy otrzyma pieniądze, zabije ją i Neila. A Ronald Thompson umrze za zbrodnię, której nie popełnił. Ona i Neil jako jedyni mogli udowodnić jego niewinność. Kostka Sharon puchła, rozpychając skórzany but. Więzy wrzynały się w ciało. Drżała z bólu, twarz pokrywały jej kropelki potu. Patrzyła, jak Foxy wyciera twarz chustką do nosa. Potem podszedł i metodycznie związał na nowo ręce Neila. Założył obojgu kneble i przyłączył kabel z walizki do drzwi. Wychodzę, Sharon powiedział. Wrócę jutro. Wrócę jeszcze raz... Nie zamierzał tak wcześnie wychodzić, ale wiedział, że jeśli zostanie choć chwilę dłużej, to ją zabije. A mógł jej jeszcze potrzebować, gdyby żądali więcej dowodów na to, że ona i chłopiec są żywi. Musi mieć pieniądze. Nie może ryzykować, zabijając ją teraz. O jedenastej przyjeżdżał pociąg z Mount Vernon. Musiał poczekać parę minut, aż nadjedzie. Stał obok wejścia do tunelu. Kroki. Przykleił się do ściany i wyjrzał ostrożnie. Strażnik! Mężczyzna rozglądał się uważnie, chodził tam i z powrotem, z ciekawością przyglądając się rurom i otworom wentylacyjnym, rzucił okiem na schody do pomieszczenia i odszedł wolno z powrotem na peron. Foxy czuł, jak lodowaty pot pokrywa mu całe ciało. Szczęście go opuszczało, czuł to. Musi zakończyć sprawę i wynosić się stąd. Usłyszał łomot i pisk hamulców. Ostrożnie dostał się na peron i wtopił w tłum wysiadających pasażerów. Dochodziła jedenasta. Nie chciał siedzieć w hotelu, był zbyt niespokojny. Idąc na zachód przez Czterdziestą Drugą, trafił do kina. Przez cztery i pół godziny oglądał filmy porno, które drażniły jego zmysły i zaspokajały potrzeby. Pięć minut po czwartej był w pociągu do Carley. Nie widział Petersona, dopóki ten nie wszedł do przedziału. Foxy akurat podniósł wzrok, kiedy facet przechodził. Na szczęście mężczyzna był już zasłonięty gazetą. Steve niósł ciężką walizkę. To były pieniądze! Foxy był tego pewien. I dzisiaj wieczorem on je dostanie. Wrażenie nadchodzącej katastrofy go opuściło. Z ufnością i w dobrym humorze opuścił stację w Carley, upewniwszy się, że Peterson odjechał. %7łwawo przedzierał się przez śnieg osiem przecznic do swojego domu niechlujnego garażu przy ślepej uliczce. Napis głosił: A.R. Taggert naprawa samochodów . Otworzył drzwi i szybko wszedł do środka. Nie znalazł żadnych kartek wetkniętych pod drzwi. To dobrze. Nikt nie próbował się z nim zobaczyć. A jeśli nawet, to jego nieobecność nikogo nie powinna dziwić. Często naprawiał ludziom samochody przed ich własnymi domami. Garaż był zimny i brudny, wyglądał niewiele lepiej niż ukryty pokój na Grand Central. Nie ulegało wątpliwości, że Foxy zawsze pracował w cuchnących norach. Stał tu jego samochód, gotowy dojazdy. Zatankował go ze zbiornika na rogu. Zainstalowanie tej pompy było najlepszym pomysłem, jaki miał kiedykolwiek. Wygodna dla klientów, gdyż
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|