|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zmiech Libby zagłuszył dalszy ciąg wypowiedzi. - Carlo, daj spokój. Wszystko jest w najlepszym porządku. - Libby, chyba cię uduszę. Chcesz powiedzieć, że sobie to wszystko wymyśliłaś? %7łe to nieprawda? Libby otarła oczy. - Prawda - zapewniła kuzynkę. - To długa historia, a mu- szę jeszcze zapakować cały swój sprzęt. Opowiem ci o wszy- stkim w domu. Matt obiecał, że mi pomoże w wyprowadzce, ale teraz zajmuje się wraz z Elim usprawnianiem robotów i trudno przewidzieć, kiedy skończą. Nie mam ochoty czekać tu na niego przez cały dzień. - Mam lepszy pomysł. Przyjadę i ci pomogę. Możemy rozmawiać przy pakowaniu twoich. - Doskonale. I po raz ostatni napijemy się kawy Eliego. Zapadał zmierzch, kiedy Matt opuścił ukryty warsztat. I natychmiast wyczuł, że coś złego się stało. Libby odjechała. Poczuł znajomy chłód przenikający ciało do kości. %7łył z tym uczuciem od zawsze. Właściwie nie wiedział nawet, że S R to chłód, dopóki nie zamieszkał z Libby. Wówczas przekonał się, ile kojącego ciepła emanuje z zakochanej kobiety. Gabinet bez komputera znowu stał się zapasowym poko- jem, a pusta sypialnia potwierdziła tylko to, co już wiedział. Rozejrzał się szukając listu, przekonany, że go nie znajdzie. - Kiedy skończy się umowa z Elim, będziemy musieli wrócić do realnej rzeczywistości. Wówczas porozmawiamy". Poczuł przypływ paniki i nieprzyjemny ucisk w żołądku. Libby chce z nim porozmawiać, a on nadal nie wie, co po- wiedzieć. Tak wyjątkowa kobieta potrzebuje mężczyzny, któ- ry uczyni ją szczęśliwą do końca życia, a on nie wie, czy jest do tego zdolny. Zaklął, wrzucając ubrania do torby. Powinni być ze sobą jeszcze przez dwa tygodnie, mieć czas, by nauczyć się budo- wać mosty w przyszłość. Trzynaście dni, prawie w całości spędzonych osobno, to za mało. Libby siedziała na osłoniętej werandzie swego domu, słu- chała cykania świerszczy i czekała. Z oddali dobiegał czasem dzwięk samochodowego klaksonu i pisk hamulców. Po po- wrocie przewietrzyła dom, podlała kwiaty, przygotowała ko- lację dla siebie i Sama, wzięła prysznic, jeszcze raz umyła głowę i zmieniła pościel. Wiedziała, że Matt ją odwiedzi. Może dzisiaj, może jutro, może jeszcze pózniej, ale przyjdzie na pewno. Tym razem jej nie porzuci, a przynajmniej nie bez wcześniejszej rozmowy. Siedziała na fotelu, patrzyła w gwiazdy i próbowała uspokoić głośno bijące serce. Matt ją odwiedzi. Zdawało się, że minęły wieki, zanim usłyszała skrzypienie furtki, potem cichy odgłos kroków. - Libby? - zapytał ściszonym głosem. S R - Jestem tutaj - odpowiedziała, otworzyła ażurowe drzwi i padła w jego ramiona. - Czekałam. - Jeszcze parę minut temu pracowałem z Elim. Wrzuciłem rzeczy do torby i przyjechałem najszybciej, jak mogłem. Przyjrzała mu się. - Twoja torba... - Została w samochodzie. Drgnęła, słysząc jego opanowany głos. - Wiedziałam, że przyjdziesz. Matt objął ją. Miała na sobie szorty, ale trochę zmarzła, bo wieczór był chłodny. Wziął ją na ręce, posadził sobie na kolanach i przytulił mocno. - Boże, Libby... Czy wiesz, jak bardzo cię kocham? Kiwnęła głową. Radość przepełniała jej serce. - Tak, wiem. Ja także cię kocham. - Uświadomiła sobie, że od dawna wiedziała, co Matt do niej czuje. I kiedy odszedł, cierpiała tym bardziej. - Ale nigdy mi tego nie mówiłeś. - Oto kolejny dowód mojej głupoty. - Ale to nie wystarczy, Matt. Potrzebuję czegoś więcej. Zaufania. - Westchnęła. - Kochałeś mnie wtedy, prawda? - Co za pytanie... - mruknął. - Wiesz, że tak. - Miałam nadzieję. - Zawahała się. - Ale i tak mnie po- rzuciłeś. Dlatego, zanim znowu zaryzykuję, muszę wiedzieć, dlaczego. Powiedz, bo nie mogę dopuścić do tego, żebyś znów ode mnie odszedł. Poruszył się gwałtownie, a ona chwyciła za rozpięty koł- nierzyk jego koszuli, jakby chciała go przed czymś powstrzy- mać. - Libby... Pomyślałem, że będziesz szczęśliwsza z kimś innym. Już ci mówiłem... - Wiem. I chcę wiedzieć, dlaczego tak pomyślałeś. Czy sugerowałam kiedyś, że nie jestem z tobą szczęśliwa? - Nigdy. - Pokręcił głową. - Nawet przez chwilę. - Za- stanowił się i dodał: - Nie, właściwie nie. S R - Co to znaczy właściwie nie"? Westchnął ciężko. - Przez ostatnie parę tygodni myślałem, że kochasz Jasona Trenta. - Jasona? Matt, jak mogłeś? - Byłem wściekle zazdrosny i tyle. Bez przerwy o nim mówiłaś. Jason to, Jason tamto... - To wszystko? Odszedłeś z powodu Jasona? - Matt pró- bował się podnieść, ale przytrzymała go. - Czy może był jesz- cze inny powód, dla którego uznałeś, że bez ciebie będzie mi lepiej? Milczenie zdawało się trwać całą wieczność. Wreszcie Matt zaklął pod nosem i przeczesał palcami włosy. - Libby, nie lubię mówić o przeszłości. Co było, minęło i nie warto znowu rozdrapywać starych ran. Libby uważnie obserwowała jego twarz. - Jakich ran? Nie przypominam sobie, żeby podczas na- szego wspólnego życia zdarzyło się coś, o czym tak trudno jest ci mówić. Rozumiem... Tobie nie chodzi o nas, prawda? - Nie. - Matt poruszył w fotelu. - Libby, to nie ma sensu. Nie warto do tego wracać. - I tak nas to czeka. - Jakich ran? zastanawiała się nerwo- wo. Sondując po omacku, spytała: - Jak daleko musimy się cofnąć, Matt? Sześć miesięcy? Sześć lat? Dwadzieścia? - A kiedy nie odpowiadał, westchnęła. - W porządku. Jeśli trzeba, spędzimy tu całą noc. Usadowiła się wygodniej i rzuciła niedbale: - Nigdy mi nie opowiadałeś o rodzicach. Skoro mamy zamiar gawędzić przez resztę nocy... a nawet resztę miesią- ca... chciałabym czegoś się o nich dowiedzieć. - Matt drgnął gwałtownie, więc zarzuciła mu ręce na szyję. Instynktownie wyczuwała, że rozmowa nie będzie łatwa. - Jacy oni byli? - Opiekowali się mn - odparł bezbarwnym głosem. Wzru- szył ramionami. - Dawali mi wszystko, czego potrzebowałem. S R No tak, to wiele wyjaśnia, pomyślała, wspominając miłość i opiekuńczość swoich rodziców. Byli to wspaniali ludzie: hałaśliwi, weseli, oferujący współczucie albo pomoc, gdy jej potrzebowała. - Więc dostawałeś wszystko, czego potrzebowałeś - po- wtórzyła - Czy również i to, czego pragnąłeś? - Nie zastanawiali się nigdy, czego pragnę. Rzecz w tym, że nigdy nie spełniłem ich oczekiwań. - A czego od ciebie oczekiwali? - zdziwiła się. - Byłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|