[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w holu. Rozpoznała kroki Gerharda. Wiedziała już, że
nie powie o niczym mężowi. PrÄ™dzej czy pózniej zapew­
ne sam zorientuje siÄ™ w sytuacji. O ile wczeÅ›niej Kon­
stanse nie uÅ›wiadomi sobie konsekwencji tej znajomo­
ści. Karsten strasznie zawiódł swoją żonę, zdradzając ją
z inną. To prawda, że Konstanse nie jest mu nic winna.
Emily uśmiechnęła się do Gerharda i poznała, że jest
bardzo zmartwiony. Zadręczał się z powodu kłopotów
z handlem lodem. Po co mu jeszcze dokÅ‚adać zmart­
wień? Stanęła na palcach i pocałowała go, ale w głębi
serca odczuwała lęk przed tym, co może rozpętać Aron
0stbye. Przypomina piÄ™knego drapieżnika, który zacza­
iÅ‚ siÄ™ na swÄ… ofiarÄ™. Ale równoczeÅ›nie jest Egerhøi bar-
dzo oddany i dba o gospodarstwo, jakby byÅ‚o jego wÅ‚as­
nością.
Rozdział 8
Pauline obudziła się wcześnie. Przypomniała sobie
bezwzglÄ™dne sÅ‚owa wypowiedziane przez Liama po­
przedniego wieczoru, oprzytomniała i wiedziała, że już
nie zaśnie. Wstała, popatrzyła na śpiącego mężczyznę
i zamyśliła się. W końcu mimo wszystko pobiegł za nią
i spaÅ‚ w domu Dorothei przez caÅ‚Ä… noc. On, który za­
rzekał się, że jego noga więcej nie postanie w tym domu.
Może więc nie należy całkiem tracić nadziei?
Obawiając się, że go obudzi, wymknęła się do kuchni
z zamiarem przyrządzenia smacznego śniadania. Może
zjedzą je razem w ogrodzie? Nie, zaniesie mu śniadanie
do łóżka. Wsunie się pod kołdrę obok niego i przedłuży
w ten sposób tę osobliwą noc, podczas której znów, z jej
powodu, złamał swoje śluby. Dawał jej nadzieję, że
zechce zmienić zdanie także w sprawie wyjazdu do
Rzymu. Nawet była tego pewna. W każdym razie nie
zamierzała rezygnować, by go o tym przekonać. Wyjazd
właśnie teraz, kiedy połączyła ich tak wielka miłość i jest
im ze sobą tak dobrze, byłby szaleństwem.
UgotowaÅ‚a kawÄ™ i wnet po domu rozszedÅ‚ siÄ™ sma­
kowity aromat. Jajka na miękko włożyła do kieliszków
z niebieskim wzorkiem, do tego pokrojony chleb i ser.
Wszystko to umieÅ›ciÅ‚a na tacy i skierowaÅ‚a siÄ™ do sy­
pialni.
Liam z poważną miną siedział w łóżku i wpatrywał
się w ścianę. O czym myśli? Czy znów żałuje?
Uśmiechnął się do niej ciepłym, pełnym miłości
uśmiechem.
- Dzień dobry, Pauline!
- Dzień dobry. Przynoszę śniadanie.
Nagle się zawstydziła i poczuła trochę niezręcznie
w tej zupełnie nowej sytuacji. Pierwszy raz był u niej
w domu i spał w jej łóżku.
- Jestem głodny jak wilk.
Umieściła tacę na środku łóżka i siadła w nogach.
Sama przełknęła tylko kęs. Wolała patrzeć na niego, jak
pochłania z apetytem śniadanie.
- O, teraz mi dobrze - rzekł i sięgnąwszy po kubek
z kawą, rozejrzał się po sypialni.
Czekała.
- Nie sądziłem, że kiedyś zdołam się przełamać, by
wejść do tego domu.
Nadal się nie odzywała. Miała wrażenie, że ma jej
do powiedzenia coÅ› ważnego. WalczyÅ‚a z zupeÅ‚nie ab­
surdalnymi wyobrażeniami o nim i o Dorothei. W swej
rozpaczy obawiała się nawet, że to Liam był ojcem
dziecka, którego siÄ™ spodziewaÅ‚a Dorothea. Pauline od­
wiedzała cmentarz, kładła kwiaty na jej grobie i błagała
nieżyjącą już kobietę, by pozostawiła w spokoju stary
dom, tak aby Liam zechciał ją odwiedzić. I chyba te
prośby zostały wysłuchane, bo Liam siedział w jej domu
i nie sprawiaÅ‚ wrażenia, by chciaÅ‚ go poÅ›piesznie opuÅ›­
cić.
- Chyba ten dom stał się twój, Pauline - odezwał się
z uśmiechem. - Upiory zniknęły.
- Opowiedz mi, co się wtedy wydarzyło - poprosiła
cicho, ale natychmiast pożaÅ‚owaÅ‚a swoich słów. Nie po­
winna go zmuszać do rozgrzebywania tak bolesnej dla
niego przeszłości.
- Tak. Chyba nadeszła pora.
Drgnęła i ogarnÄ…Å‚ jÄ… lÄ™k przed tym, co miaÅ‚ do opo­
wiedzenia.
- Nikt jej nie pomógł - zaczął.
- Kiedy umierała?
- Nie, wczeÅ›niej. Jej brat, Sivert Pedersenn, to wy­
jątkowo zły człowiek. Traktował Dorotheę jak więznia.
Wszyscy o tym wiedzieli, ale woleli się nie wtrącać.
- Jak to możliwe? Przecież nie mieszkali razem.
- Przez ostatni rok. Dorothea odziedziczyła ten dom
po jakiejÅ› ciotce i wyprowadziÅ‚a siÄ™ z gospodarstwa bra­
ta. Myślę, że próbowała żyć własnym życiem.
- Ale do gospodarstwa jest stÄ…d blisko. Pewnie prze­
prowadzka na niewiele się zdała?
- Nie, ale Dorothea chyba nie chciała się przenosić
nigdzie dalej. Aączyła ją z Sivertem osobliwa więz.
- Aksel słyszał plotki, że to brat był ojcem dziecka,
którego się spodziewała.
Twarz Liama wykrzywiła się w bolesnym grymasie.
- Rzeczywiście ludzie tak gadają, ale nie sądzę, by
w tych plotkach tkwiła prawda.
- Kto więc był ojcem dziecka? - zapytała niemal
szeptem.
- Na kilka miesiÄ™cy przed Å›mierciÄ… Dorothea opo­
wiadała mi, że potajemnie się zaręczyła. Było to, zanim
ktokolwiek zauważył, że spodziewa się dziecka.
- Zaręczyła się?
- Tak, z jakimś marynarzem. Nie wymieniła jego
nazwiska, nikt go też nie widział na oczy, ale ja jej
wierzę. Wydawała się bardzo zakochana. Brat odchodził
od zmysłów z zazdrości.
- A więc sądzisz, że ten marynarz był ojcem dziecka.
Czy zostawił ją, gdy się dowiedział, że jest w ciąży?
Może był żonaty?
- Nie wiem. Z tego, co sÅ‚yszaÅ‚em, mógÅ‚ zginąć w ka­
tastrofie.
Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu. Pauline
przypomniała sobie ten dzień, kiedy otworzyła dom
i zastaÅ‚a wszystko nietkniÄ™te. PamiÄ™taÅ‚a to dziwne uczu­
cie, że wtargnęła do cudzego świata.
- Brat zamknął drzwi na klucz i wrzucił go do studni.
Gdy weszłam do tego domu po raz pierwszy, wewnątrz
wszystko pozostało tak, jak w dniu jej śmierci.
Liam pokiwał głową.
- TÅ‚umaczyÅ‚ mi, że postÄ…piÅ‚ tak z rozpaczy, ponie­
waż odczuwał straszną tęsknotę za siostrą - dodała.
- A może dręczyły go wyrzuty sumienia i dlatego nie
miaÅ‚ odwagi zbliżyć siÄ™ do tego domu? Trudno stwier­
dzić, co drzemie w tym człowieku.
- RzeczywiÅ›cie. Pierwszy raz, gdy z nim rozmawia­
łam, pomyślałam sobie, że trudno byłoby go namalować,
bo głęboko skrywa swoje uczucia.
- Tak. WÅ‚aÅ›ciwie oprócz siostry nie miaÅ‚ nikogo blis­
kiego. Przynajmniej z tego, co wiem.
- A więc nie kochał żadnej kobiety?
- Nie. Myślę, że kobietom może się wydawać zimny
i antypatyczny. Nie słyszałem właściwie, by ktokolwiek
powiedział o nim dobre słowo.
- Pracuje na roli, ale potrafi też pisać. Chyba ma
jakieś wykształcenie.
- Nie pochodzi stÄ…d. Razem z DorotheÄ… przybyli
w te strony, kiedy odziedziczyli gospodarstwo po starej
ciotce, która nie miała innych spadkobierców. A pózniej
DorotheÄ… dostaÅ‚a w spadku ten dom od innej niezamęż­
nej ciotki.
- A więc nie wiesz właściwie, kim naprawdę jest
Sivert Pedersønn.
- Nie.
Zamilkli na chwilÄ™, by posÅ‚uchać kosa, który wyÅ›pie­
wywał w letni poranek radosne trele.
- Ktoś ją odwiedził tego dnia, gdy umarła - odezwała
siÄ™ cicho Pauline.
- Co masz na myśli? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blacksoulman.xlx.pl
  •  

    Powered by WordPress dla [Nie kocha siÄ™ ojca ani matki ani żony ani dzieca, lecz kocha siÄ™ przyjemne uczucia, które w nas wzbudzajÄ…]. • Design by Free WordPress Themes.