|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cią był okazałą, żylastą, awanturniczą i zgoła legendarną, ludność miejscowa bała się go śmiertelnie. Dzięki tym czynnikom Justyna ujrzała wnętrze niemal dokładnie takie, jakie pamiętała z dzieciństwa i jakie uchowało się z czasów jej prababki. Tyle że nieco podupadłe, wielkim głosem domagające się odnowienia i gdzieniegdzie zaopa- trzone w tajemnicze pieczecie. Napis na pieczęciach, niewyrazny i skomplikowa- ny, głosił coś o zabytkach i okazach muzealnych, narodowi przynależnych. Jakim cudem to się uchowało przez wojnę? zdumiała się Justyna, świa- doma poczynań okupanta. Poldzio gdzieś schował odparła tajemniczo Dorota, która zdążyła już z paroma osobami pogadać. Powiada, że nawet nie w piwnicach, bo tam Niem- 30 cy włazili, wina szukali, wypili, co było, do ostatniej kropli. . . Mam nadzieję, że im zaszkodziło. . . Dobre wino nikomu nie zaszkodzi. Ale zamurował w ścianie, sam, powia- da, własną ręką. . . Osiemdziesieciodwuletni były chłopak kredensowy do dzisiejszego dnia siłą przyzwyczajenia nazywany był Poldziem. Dumny z siebie, wtajemniczył jaśnie panią w swoje wojenne poczynania. Na miejscu wszak cały czas pozostawał, do wojska, z racji wieku, już go nie wzięli, a nikomu z tych tumanów do głowy nawet nie przyszło, ile on jeszcze ma siły. Niemce okazały się jeszcze głupsze od naszych. A on dobrze wie i pamięta, na czyim chlebie tak wyrósł i swojej siły i zdrowia nabrał. . . Co też mama mówi, dał radę? zdumiała się Justyna. Obejrzawszy się, czy nikt nie słyszy, Dorota wyjawiła córce plotkę. Florka twierdzi, poufnie mi się zwierzyła, że on podobno jeszcze teraz za dziewczynami się ogląda. . . Nie do wiary rzekła Justyna z podziwem i lekkim roztargnieniem. Boże drogi, tyle tego. . . A jeszcze przecież strych został! Sama pamiętam, że na tym strychu stare rzeczy stały. . . 1 tak, moja droga, już widzę, że wszystkiego zabrać nie damy rady, chociaż w normalnym kraju majątek można by za to dostać. Ale Poldzio prosił, żeby mu jawnego świństwa nie robić. Utrzyma całość, powiada, pod warunkiem, że to bę- dzie zabytek. Muzeum regionalne, tak to nazwał, a różne hieny się na to rzucają. . . No, zresztą, sama z nim pogadaj. . . Rezultat pogadania był taki, że wywiezione z Błędowa pamiątki zmieściły się do tej jednej karety. Resztę, choćby i z pieczęciami, Poldzio obiecał bezpiecznie przechować do lepszych czasów, boć przecież taka bolszewicka głupota wiecznie trwać nie może. Co bez pieczęci, niech jaśnie panie biorą, byle szumu i hałasu nie robić. Myśli mama, że mamy prawo zabrać rzeczy panny Dominiki? spytała niespokojnie Justyna w chwili pakowania skromnych szczątków mienia. Nie kradniemy tego? Czy masz zle w głowie, moje dziecko? zgorszyła się Dorota. Skąd ci w ogóle przychodzi na myśl, że są tu jakieś rzeczy panny Dominiki? Pamiętam ją przecież. Gospodarstwa mnie uczyła. Ten sekretarzyk, w jej pokoju to stało, pisała przy nim, robiła rachunki. . . No i co z tego, że w jej pokoju, nie przyjechała tu przecież z własnymi meblami, domowe to było, tutejsze. Używała i tyle. Bo co. . . ? Bo ja bym go wzięła dla siebie. Prześliczny jest, istne cudo! I wąski dosyć, u ciotki Barbary się zmieści. To bierz. Ale czekaj, opróżnić go trzeba, pełno w nim jakichś szpargałów. . . W tym miejscu córka wykazała więcej rozumu niż matka. 31 Ale skąd, właśnie ze wszystkim! Mamo, to takie piękne, te rachunki, te opi- sy która kura jakie jajko zniosła, te wyliczenia cukru, pieprzu, mięsa, te przepisy na roladę, te recepty na zioła. . . Ależ bierz, jeśli chcesz! Szufladki i drzwiczki zamykane, czekaj, kluczy- ki. . . Są tutaj, na jednym kółku. Aż się dziwię, że nie zginęły, ona musiała być nieziemsko porządna! Umarła, zdaje się, jakoś nagle, i niech mama popatrzy, za- dbała, żeby wszystko było na swoim miejscu! Bo jestem pewna, że to ona, naj- pierw zawiesiła na haczyku kluczyki, a potem położyła się, żeby umrzeć. Może nawet jakąś ostatnią wolę tu gdzieś zostawiła. . . Gdzie jej było do ostatniej woli, skoro nikogo nie miała na świecie westchnęła Dorota. Pamiętam ją lepiej niż ty, całe życie tu spędziła, sierota bez grosza. Nie miała szczęścia do przodków, trzy pokolenia, o ile wiem, samych utracjuszy i rozpustników, już jej dziadek stracił Błędów, a ojciec roztrwonił reszt- ki i umarł młodo. Matka jeszcze wcześniej. Powinowaci nam byli i dlatego babcia wzięła ją do siebie. . . Co ja mówię, jaka babcia, babcia babci to była, małą dziew- czynką wzięła ją do siebie. W Justynie zalęgła się chęć upamiętnienia jakoś panny Dominiki, reliktu prze- szłości. Tym bardziej biorę całość. Panna Dominika też zabytek. Niech jej rachunki przejdą do historii. A proszę cię bardzo, niech przejdą. Skoro są kluczyki, wszystko można zamknąć i niech przejedzie w dwóch częściach, góra i dół. . . Wezmę to biurko dla ojca, nie poznali się na nim. No i oczywiście książki. . . Tym sposobem uchowane jako tako resztki zawartości błędowskiego dworu ulokowane zostały w trzech miejscach. Trochę w Kośminie, a trochę u Ludwika na Służewie i u Barbary na ulicy Madalińskiego. Zauroczona sekretarzykiem pan- ny Dominiki Justyna znalazła przedwojennego stolarza meblowego, który podjął się renowacji antyku. Rzecz oczywista, przy renowacji należało mebel opróżnić z całej zawartości. . . Nie pracująca zawodowo, nie cierpiąca z racji opieki Barbary zbyt wielkich braków finansowych, nie zagęszczona mieszkaniowe dzięki przytomności umy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|