|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Katherine zerwała się z fotela. W jednej chwili od- żyły w niej wszystkie urazy i lęki, które ostatnio ze- pchnęła w podświadomość. - Sprzedać ranczo, sprzedać ranczo! Tylko o tym potrafisz mówić, a mnie na sam dzwięk tych słów chwytają mdłości. Otóż wbij sobie do głowy, że go nie sprzedamy. Nigdy! - Jesteś moją żoną. Moim obowiązkiem jest dbać o ciebie i dziecko, ale nie będę go mógł wypełniać do- Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only. póty, dopóki będzie wisiała nad nami ta klątwa. Dla- tego od dzisiaj nie ruszasz się z domu. Zamilkł i czekał na odpowiedz. Dla niego jasne by- ło przynajmniej jedno. To mianowicie, że nie cofnie swojej decyzji. Niechyby nawet kłóciła się z nim do samego rana. Lecz Katherine, o dziwo, nie podniosła rzuconej rę- kawicy. Opadła na fotel smutna i jakby czymś zgnę- biona. Spodziewał się wybuchu wulkanu, doczekał martwej ciszy. - Już dłużej tego nie wytrzymam - szepnęła po chwili milczenia. Odczuł pokusę utulenia i pocieszenia jej, lecz mu- siał rzecz doprowadzić do końca. - Powiem twojej matce, że ona i Daniel mogą spro- wadzić się do nas. - Czyli tym samym powiesz jej, że nie zasłużyła sobie na własne miejsce na ziemi. A przecież całe ży- cie tak ciężko pracowała, i to właśnie z myślą o swoim domu. Teraz zaś ma żyć z cudzego miłosier- dzia. - Bzdura. Użyłaś najmniej odpowiedniego słowa. - Może na dzisiaj. Za kilka lat byłoby najbardziej odpowiednim. W każdym razie dzisiaj jest tak, że nie mogę się rozerwać i być równocześnie tu i tam. Poczuł, że cała krew odpływa mu z twarzy, a wargi drętwieją. " Co chcesz przez to powiedzieć? " To tylko, że wracam tam, skąd właśnie przyje- chałam. Moja matka potrzebuje mnie bardziej, niż ty. Nie wierzył własnym uszom. - Mylisz się, Katherine. Potrzebuję cię bardziej, niż potrafię to wyrazić. Wstała i przez łzy spojrzała na swojego męża. Ko- chała go. Kochała całym sercem. Ale życie nie było bajką, przypominało raczej szaradę ułożoną przez zło- śliwego demona. " Pobraliśmy się pod dyktatem konieczności, w nadziei, że a nuż nam się uda. Nie udało się. Jeśli zażądasz rozwodu, otrzymasz moją zgodę. Dziecko, oczywiście, możesz... - jej głos załamał się i wybiegła na korytarz. " Katherine! Nie rób tego! Usłyszał w głębi trzask zamykanych drzwi. Nie biegł, nie pędził, nie gonił. Stał nadal na środku sy- pialni. Paraliżowało go zdumienie. Nadal nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. A potem, gdy naga, brutalna prawda dotarła wre- szcie do jego świadomości, duma przykuła go do miej- sca. Nie będzie żebrał o okruchy uczucia u kobiety, która właśnie wzgardziła jego miłością. Katherine otarła łzy i nacisnęła klamkę frontowych Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software http://www.foxitsoftware.com For evaluation only. drzwi rodzinnego domu. Jej matka, Daniel i Jake sie- dzieli właśnie przy kolacji. Trzy pary oczu spojrzały na nią jak na zjawę. Najchętniej zaszyłaby się w naj- ciemniejszym kącie, zamiast tego przywołała na twarz wątły, prawie bolesny uśmiech. - Smacznego - powiedziała jak ktoś, kto przycho- dzi z sąsiedzką wizytą. Sarah poderwała się zza stołu. " Katherine, na miłość boską, czy coś się stało? Przecież Jake odwiózł cię do domu. " Wszystko w porządku, mamo - skłamała. " Uważaj, bo jeszcze w to uwierzę - powiedziała Sarah tyleż sarkastycznym, co podenerwowanym to- nem. - Na razie siadaj i jedz. " Jadłam w domu - skłamała po raz wtóry, czując, że nie mogłaby przełknąć ani kęsa. " Danielu, zrób siostrze herbatę - rozkazała mat- ka. " Zaraz będzie gotowa. Katherine opadła bezwładnie na podsunięte jej krzesło. Słowa Logana ciągle dudniły jej w głowie, ni- czym pędzące stado bizonów. Czuła się opuszczona, chora, zraniona. Przyjechała tutaj, aby wyżalić się przed najbliższą jej sercu istotą, która zawsze ją ro- zumiała i zawsze potrafiła natchnąć otuchą. Ale tym- czasem, zamiast otworzyć głębię swej zbolałej duszy, odgrywała przed matką komedię. - Mamo, postanowiłam zostać u was kilka dni dłu- żej, jeśli nie macie nic przeciwko temu. Jake pochylił się ku niej nad stołem. - Ale, o ile pamiętam, miałaś przyjechać dopiero pojutrze. Sarah zmierzyła go wymownym spojrzeniem i ski- nęła głową w kierunku drzwi. Uniósł brew na znak zrozumienia. - Chodzmy, Danielu - powiedział, wstając. - Her- bata może poczekać. Myślę, że obie panie chcą po- rozmawiać. My skorzystamy z okazji i nasypiemy ko- niom obroku. Daniel odstawił czajnik z gotującą się z wodą, po czym obaj mężczyzni, nałożywszy kapelusze, opuścili kuchnię. Sarah przesunęła krzesło i usiadła naprzeciwko
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|