|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się za to winić. - Naprawdę? - zawołała z irytacją. - A co ty byś zrobił, gdyby w nocy zraniło się jedno z twoich dzieci? Gdyby to była Lauren lub Cassie czy Tom? Gdyby któreś z nich czuło się osamotnione i bezradne? A ty przyjemnie spędzałbyś czas poza domem? Ed zachował spokój. 129 S R - W porządku. Masz rację, pewnie zarzucałbym sobie, że nie jestem z nimi, a ty przekonywałabyś mnie, że to nie moja wina. Zapanowało milczenie. Pozbawiona argumentu Perdita odwróciła głowę i patrzyła niewidzącym wzrokiem na spowite deszczem wzgórza. - To się nie uda, Ed. - Co masz na myśli? - Nas. Możemy nazywać to romansem, a nie prawdziwym związkiem, ale nie zmieni to faktu, że oboje mamy zbyt wiele innych obowiązków, żeby poświęcić sobie tyle uwagi, ile jest nam potrzebne. Mówiła opanowanym głosem, ale była bliska łez. - Myślę, że ułatwimy sobie życie, ograniczając nasz układ do sfery fizycznej, bo inaczej zawsze znajdzie się coś, co nam przeszkodzi. Teraz mamy kłopot z moją matką. Następnym razem może chodzić o któreś z twoich dzieci. W razie nagłej potrzeby zawsze będziesz musiał do nich pojechać, tak jak musiałeś pojechać, kiedy Cassie zadzwoniła tamtego wieczoru nad rzeką. Powinniśmy przestać udawać, że nasz związek może się udać. - Więc uważasz, że oboje jesteśmy skazani na życie w samotności do końca naszych dni? - Niekoniecznie - odparła Perdita, odwracając głowę, by nie dostrzegł malującej się w jej oczach rozpaczy. - Twoje dzieci dorosną i opuszczą dom. A moja matka umrze... Ale to nie zdarzy się od razu. Musimy oboje zdobyć się na cierpliwość. Być może nasze drogi jeszcze się zejdą w sytuacji, w której nie będziemy tak bardzo przeciążeni obowiązkami jak obecnie. Mam taką nadzieję. Ale na razie... jest na to za wcześnie. - A co powiesz o ubiegłej nocy? - spytał bardziej szorstkim tonem, niż zamierzał. - I o dzisiejszym poranku? Czy zamierzasz udawać, że to nigdy się nie wydarzyło? 130 S R - Nie - odrzekła niepewnie. - Zawsze będę to wspominać jak cudowną przygodę. To było jak sen... uciekliśmy i zapomnieliśmy o całym świecie, ale nie można tak żyć przez cały czas. W rzeczywistości ty musisz opiekować się swoją rodziną, a ja moją matką. Przykro mi, Ed. - Mnie też. Miał ochotę krzyknąć na Perditę, z całej siły nią potrząsnąć. Chciał zabronić jej tak myśleć, ale w tej chwili nie było sensu z nią dyskutować, bo dręczyły ją niepokój i poczucie winy, a to przeszkadza trzezwo rozumować. Polubił ją, potem pokochał, a teraz miał wrażenie, że ją traci. Ale nie mógł wymagać od niej, by nie martwiła się o matkę, ani obiecać, że nie będzie, w razie potrzeby, spieszył na pomoc swoim dzieciom. Nawet gdyby to zrobił, i tak by mu nie uwierzyła. Czy to oznacza, że musi pogodzić się ze stratą Perdity? I zadowolić się, tak jak ona, cudownymi wspomnieniami? Perdita wbiła widły w ziemię, a potem wyprostowała się i wzięła głęboki oddech. Za kwadrans czwarta, a już jest prawie ciemno, pomyślała. Ale w ciągu dnia też nie ma dużo światła. W końcu jest grudniowe popołudnie. Pragnąc uwolnić myśli od Eda, starała się jak najczęściej pracować w ogrodzie, który powoli zaczynał nabierać kształtu. Choć formalnie rzecz biorąc, miała mu poświęcać dwie godziny tygodniowo, zostawała tam z reguły aż do zmroku i kopała tak zapamiętale, że pod koniec dnia niemal padała z wyczerpania. Spędzała też w nim większość weekendów. Matka doszła do siebie po bolesnych stłuczeniach, ale wstrząs wywołany upadkiem nadal dawał o sobie znać. Trudno jej było skupić myśli, a choć miewała lepsze i gorsze dni, coraz bardziej pogrążała się w starczej demencji. 131 S R Perdita obserwowała to z bólem serca, ale była bezradna. Teraz ich role się odwróciły. To ona musiała opiekować się matką i podtrzymywać ją na duchu. Mogła wynająć opiekunki na całą dobę, ale postanowiła wystawić swoje mieszkanie na sprzedaż i przeprowadzić się do matki. Wiedziała, że Helen za nic na świecie nie ruszy się z własnego domu, a ona nie mogła zostawić jej samej. Jedyny problem polegał na tym, że tak blisko mieszka Ed. Ostatnio rzadko go widywała, a każde spotkanie było dla niej męczarnią, ale równocześnie impulsem zachęcającym do dalszego życia. Wiedziała, że musi do tego przywyknąć. Jej serce zaczynało bić szybciej, gdy widziała jego samochód na podjezdzie. A kiedy tylko słyszała trzaśnięcie drzwi wejściowych w jego domu, natychmiast wyglądała przez okno w nadziei, że go zobaczy. - Na litość boską, znów płaczę! - mruknęła do siebie, z wściekłością starając się powstrzymać łzy. - Nie ma sensu użalać się nad sobą. Ponownie wbiła widły w ziemię, postanawiając o niczym nie myśleć. Ma jeszcze pół godziny, a potem musi wracać do domu, by zmienić popołudniową opiekunkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|