|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
silnik - to była jej własna furgonetka. Tony wrócił do domu cały i zdrowy. Przynajmniej jeden problem rozwiązany. Kiedy się poruszyła, Tyler zamruczał coś i otworzył oczy. - Tony wrócił - powiedziała Kylie. - Właśnie przyjechał. Tyler rozejrzał się dokoła, jakby zdziwiony, że jest w jej łóżku. - Musisz iść z nim porozmawiać? 103 RS - Tak. Chcę wiedzieć, czy wszystko u niego w porządku. Ty ze zrozumieniem kiwnął głową, więc Kylie wstała z łóżka i narzuciła na siebie szlafrok. - Mama wyzdrowieje - rzekł Tony, kiedy tylko zobaczył ją na ganku. - O, tak się cieszę! - Kylie natychmiast przytuliła go do siebie. - Wyszła już ze szpitala? Tony skinął głową. - Mój brat, Arturo, wziął ją na jakiś czas do siebie. I młodsze dzieciaki też. - To dobrze - powiedziała ostrożnie Kylie, bo czuła, że to nie wszystko. - Twojej furgonetce nic się nie stało - mruknął Tony. - Wcale się o nią nie martwiłam. - A powinnaś. Byłem w okropnym miejscu, wiesz? - Wiem. Cieszę się, że się stamtąd wyrwałeś. Chciałabym, żeby udało nam się wszystkich stamtąd zabrać. Tony spojrzał najpierw na nią, potem na furgonetkę, a potem na swoje stopy. - O co chodzi, Tony? - Natknąłem się na tych ludzi. - Kylie wiedziała, kogo Tony ma na myśli: chłopaków, którzy zabili Miguelita. - Chciałem coś zrobić, zemścić się, zabić. I mógłbym. Bez trudu zdobyłbym tam broń. - Ale nie zrobiłeś nic. Tony potrząsnął głową. - Pomyślałem o tobie. O wszystkim, co dla mnie zrobiłaś. I po prostu sobie poszedłem. W oczach Kylie pojawiły się łzy. ' - Tony, właśnie wynagrodziłeś mi tysiąckrotnie wszystko, co kiedykolwiek dla ciebie uczyniłam. Zawstydzony Tony wzruszył tylko ramionami. Nagle spojrzał na Kylie uważnie i zmrużył oczy. - A u ciebie? Czy u ciebie wszystko w porządku? - Tak, dlaczego pytasz? - Widzę, że jego auto tu jest. Kylie się zarumieniła. 104 RS - Jesteś pewna, że dobrze robisz? - Nie. Właściwie jestem nawet pewna, że robię zle. Ale chyba nie mam już wyboru. - Gdybyś mnie potrzebowała, to jestem tutaj - rzekł cicho Tony i udał się do swojego pokoiku nad stajniami. Kylie wolno zaczęła wchodzić po schodkach. - yle robisz? Tyler, tylko w dżinsach, stał w progu. - Dlaczego? - spytał, kiedy, mijając go, weszła do domu. Nie odpowiedziała, lecz w milczeniu szła korytarzem. Chwycił więc ją za rękę i przytrzymał. - Dlaczego, Kylie? Dlaczego to zle? Zrozumiała, że będzie mu musiała powiedzieć, a ponieważ dopiero przed chwilą była z nim w łóżku, stało się to jeszcze trudniejsze. Odsunęła się od niego, usiadła na kanapie i podwinęła pod siebie nogi. - Nie, nie mogę żyć tak dalej. Kylie bardziej wyczuła, niż zobaczyła, że Tyler sztywnieje. Ostrożnie wyciągnął rękę, zapalił światło i usiadł obok niej. - Jak? - Nie mogę cieszyć się tylko z tej odrobiny, którą chcesz mi ofiarować. Wiedząc, że z powodu tego, co wiele lat temu zrobiła Kim, jest w tobie coś, czego nigdy nie dostanę, nie dotknę, nie poznam. - Chciałbym... - Tyler splótł palce, by Kylie nie zauważyła, jak drżą. - Ty... I Amy. Boże, ja... - Uspokój się. - W obliczu cierpienia Tylera jej ból stał się nieistotny. - Amy wróci. Kiedy się uspokoi, zrozumie, co dla niej poświęciłeś. Niełatwo jest pogodzić się z utratą marzeń. - Tak, wiem. Do dziś jest mi głupio, że dałem się Kim tak opętać. Mogła przebierać w chłopakach jak w ulęgałkach, a wybrała mnie. Nie mogłem w to uwierzyć. - A ja mogę. Pewnie była popularna w szkole, co? - Jasne. A ponieważ kapitan drużyny był zajęty, zainteresowała się resztą drużyny. Dopiero pózniej zorientowałem się, że zwróciła 105 RS na mnie uwagę właśnie wtedy, kiedy rozeszły się plotki, że podpiszę kontrakt. Kim wiedziała, ile zarabia dobry zawodnik. - Naprawdę była taka wyrachowana? - Tak - westchnął Ty. - Dziś miałem dużo czasu na myślenie. O wielu rzeczach. Także o tym, co powiedziała Amy. - Amy była zła i zdenerwowana. - Wiem. I zdaję sobie sprawę, że to nie ja zmusiłem jej matkę do ucieczki. Odeszła, bo tego pragnęła. Bo nie chciała być odpowiedzialna za Amy. Znów to słowo - skrzywił się. - Odpowiedzialność. Może rzeczywiście mam fioła na tym punkcie. Całe życie musiałem być odpowiedzialny. Po śmierci ojca czułem się odpowiedzialny za matkę. Potem za Kim, bo była w ciąży. Pózniej za Amy. Znów za matkę, kiedy zachorowała. - Przecież - szepnęła Kylie - możesz być odpowiedzialny, nie czując się więzniem. Przez dłuższą chwilę Ty rozważał jej słowa. - Pamiętasz, co mi powiedziałaś, kiedy spytałem, czemu zwierzę tak potężne jak koń pozwala takiej drobinie jak człowiek nad sobą panować? - Kylie skinęła głową. - Powiedziałaś, że to z tego samego powodu, dla którego skacze przez płot, choć nie widzi, co jest po drugiej stronie ogrodzenia, i nie wie, czy bezpiecznie wyląduje. Chodzi o zaufanie. Ja nigdy nie potrafiłem tak zaufać, Kylie. Może dlatego, że to mnie zawsze wszyscy ufali - że zrobię, co należy, że się nimi zajmę, że ze mną będą bezpieczni. - A kto zajmował się tobą? - spytała Kylie, choć znała
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|