|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmierzałyśmy; to miejsce także było przeznaczone dla pitbuli, ale nie odmawiało azylu innych rasom. Nigdy nie mieli tam pirenejczyka dodała Billie. I to był koniec rozmowy o psach. Jakbyśmy się zmówiły, jechałyśmy w milczeniu aż do wyjazdu na Rye, gdzie szczęśliwie obyło się bez korków. Matka zabierała nas często do Playlandu powiedziała Billie. Parę minut drogi stąd. Była tam Gonitwa , karuzela z końmi, które wyglądały, jakby uciekały w popłochu. Po cztery konie w rzędzie, razem chyba z pięćdziesiąt. Karuzela poruszała się z prędkością chyba stu kilometrów na godzinę. Zadziwiające, ale nikt się na niej nie zabił, natomiast siedmioletni chłopiec umarł z powodu uderzenia tępym narzędziem w głowę na karuzeli Stary Młyn , która była spokojna i powolna. W pewnej chwili Billie włączyła radio samochodowe marki Sirius. Audycja nazywała się Coffee House łatwa muzyka w klimacie indie. Moja babcia ma tu dom oznajmiła, kiedy przejeżdżałyśmy przez Greenwich. U niej jezdziłam na prawdziwych koniach. To fajnie bąknęłam. Wyjechałyśmy na drogę prowadzącą do New Milford, przez kilka mil miałyśmy ciekawszy widok z pięknymi drzewami. Spodziewałam się ujrzeć bydło na pastwiskach, ale zamiast tego mijałyśmy małe firmy i centra handlowe. Billie zaproponowała, byśmy zatrzymały się na kawę. Ucieszyłam się z propozycji i zatrzymałyśmy się, żeby kupić w barze kawę na wynos. Wróciłyśmy do samochodu z dwoma gorącymi kawami, ale miałyśmy tylko jeden uchwyt na kubek. Bawiłam się myślą o grze na refleks, w której stawką byłby ten jedyny uchwyt, chociaż w takiej sytuacji zazwyczaj przypada on kierowcy. Billie, jakby czytając w moich myślach, wyciągnęła uchwyt ku mnie i zobaczyłam, że są w nim otwory na dwa kubki. Skręciłyśmy z głównej drogi na słabo oznaczoną drogę gruntową, którą jechałyśmy jakieś pół kilometra, po czym Billie zatrzymała się przed pomalowanym na czerwono wiejskim domem na podmurówce. Nie było żadnego szyldu, ale widziałam, że posiadłość rozciąga się bardzo daleko. Z jednej strony domu zbudowano psi tor przeszkód, z drugiej płynął na wpół zamarznięty strumień. Zanim zdążyłyśmy zadzwonić do drzwi, w progu przywitał nas młody wąsacz z ciemnymi włosami. Kierowniczka wyszła nakarmić psy, ale ja mogę was oprowadzić powiedział. Zabrał nas na dół, gdzie w każdym pomieszczeniu znajdowały się dwie lub trzy druciane klatki wielkości kawalerki. W każdej z nich był pies, spoczywający na stercie polarowych koców, posiadający własną miskę z wodą, skórzane kości do obgryzania oraz zabawki. Psy mieszkają w domu? zdziwiłam się, przyzwyczajona do podłych warunków panujących w schronisku. Każdy ma osobną klatkę w domu, poza tym jest też przestrzeń do socjalizacji na górze, gdzie biegają luzem i razem się bawią. Na dworze mamy tor przeszkód i miejsca do mocowania smyczy, gdy pogoda dopisuje. Naszym celem jest odstresowanie psów, zapewnienie im ruchu i opieki weterynaryjnej, a w razie potrzeby także nauki posłuszeństwa i tego wszystkiego, co pomoże im znalezć domy na stałe wyjaśnił Alfredo. Na górze jest tak samo, znajdzie się tam miejsce dla trzydziestu psów. Skąd bierzecie na to fundusze? zapytałam. Z darowizn. Założycielka ma prawdziwy talent do pozyskiwania funduszy. Są też anioły... ludzie, którzy nie żądają niczego w zamian za pomoc finansową, a ofiarowują naprawdę bardzo wysokie kwoty. Przyjechałem z Gwatemali, żeby pracować jako architekt krajobrazu. Zostałem zatrudniony do pielęgnacji podwórza, ale któregoś dnia kierowniczka poprosiła mnie o pomoc w wyprowadzeniu sześciu niesfornych psów. Kiedy trzymałem je na smyczy, natychmiast ucichły i szły zgodnie w grupie. %7ładen z nich nawet nie zaszczekał. Nie ciągnęły za smycz, żeby gonić za innymi psami w parku. Nie musiałem podnosić na nie głosu. Ale co z psem, któremu nie można znalezć domu? Mój będzie tu do końca życia wyznałam. Jej pirenejczyka uznano za niebezpiecznego wyjaśniła Billie. Alfredo zaprowadził nas do dawnego garażu. Pomieszczenie było ogrzewane, tak samo jak reszta domu. W kącie stała przemysłowa pralka i suszarka, a także regały wypełnione sprzętem do strzyżenia i pielęgnacji sierści oraz mnóstwo haczyków na smycze. Na podeście wysokim na około trzydzieści centymetrów stała duża druciana klatka. Umieszczono ją tak, żeby zamknięty w środku pies mógł wyglądać przez okno. W klatce, wyposażonej w koce i zabawki, leżał wygodnie owczarek niemiecki. Czyżby to tutaj miałaby zamieszkać Cloud? W garażu? Przez cały dzień ktoś wchodzi i wychodzi uspokoił mnie Alfredo. Psy, które tu mieszkają, mają zapewnioną stymulację, urozmaicenia... Zabieramy je na zewnątrz, żeby się pobawiły, ale nie z innymi psami. Przy ścianie naprzeciwko owczarka niemieckiego stała jeszcze jedna klatka. Z początku nie dostrzegłam w niej psa, zakopanego pod kocami. Dopiero kiedy Alfredo przeszedł obok klatki, pies wysunął pysk i polizał pręty. Był to myśliwski mieszaniec, z siwym pyskiem i zamglonymi oczami. Czy to jego śmierć umożliwi przyjęcie Cloud? Samej siebie nienawidziłam za ten egoizm. Jak się miewa suka, którą przywiozłam? zapytała Billie. Jest na spacerze wyjaśnił Alfredo. Bridget ją wyprowadziła. Dodał, że Bridget jest nową wolontariuszką, pracuje jako pielęgniarka w pobliskim szpitalu i przychodzi im pomagać po pracy, a rottweilerka bardzo się uspokoiła, od kiedy zamieszkała w For Pitties Sake. To świetnie powiedziała Billie. Martwiłam się o nią. Kiedy moglibyście przyjąć Cloud? zwróciłam się do Alfreda. Weterynarz mówi, że Bossowi, temu mieszańcowi, którego widziałaś zostało w najlepszym wypadku kilka tygodni życia. Chciałam poznać kierowniczkę, ale Billie oznajmiła, że musimy wracać, ponieważ ma bilety na przedstawienie w St Ann s Warehouse. Użyła liczby mnogiej, bilety , więc domyśliłam się, z kim idzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|