|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najlepiej świadczy o mnie jako lekarzu. Jeśli chcesz zostać psem superdoktora, to musisz wyglądać jak reklama witamin. Masz tu drugi kawałek. Jake i Boris. Oparła się o ścianę, by dalej bezczelnie go podsłuchiwać. - Niedługo wracamy do domu, stary. Znalezliśmy się tu w roli ochrony, ale zagrożenie minęło. Pies szczeknął żałośnie, a Kirsty wyobraziła sobie, że Boris siedzi, opierając łeb na kolanach Jake'a, i patrzy mu w oczy. - Racja, bardzo nam tu dobrze, ale tylko głupiec mógłby sobie wyobrażać, że tak będzie zawsze. Nie ma szczęśliwych rodzin. Znowu szczeknięcie. - Niestety, taka jest prawda. - W jego głosie zabrzmiała nuta smutku. - Wolisz bekon mocno przyrumieniony, prawda? Odgłos smażenia. - Gdyby nie ona, zostałbym tu trochę dłużej - zniżył głos - ale ona tu jest. Dziewczynki, ty i ja... jesteśmy rodziną i nie dopuszczę, żeby Endra & polgara ous l anda sc ktokolwiek nam przeszkadzał. Powinna wejść do kuchni skuszona smakowitym zapachem smażonego bekonu, ale się pohamowała. Pójdzie zajrzeć do Angusa. Jake nie pozwoli, by ktokolwiek zagroził jego rodzinie", a ona nie chce, by Jake zagroził jej niezależności. W porządku. Oboje są zdecydowani. Chciało jej się płakać. Zajmij się Angusem i nie myśl o łzach. Ani o mężczyznach. Oprócz Angusa. Zapukała, ale gdy nie usłyszała zaproszenia, uchyliła lekko drzwi, by go nie obudzić. Angus nie spal. Leżał na podłodze. Potknął się o dywan, przebiegło jej przez myśl. Obok staruszka leżał przewrócony pojemnik z tlenem i rurka, która wypadła mu z nosa. - Jake!!! On nie oddycha. Nie ma pulsu! Dotknęła tętnicy szyjnej. Skóra ciepła, ale gdzie puls?! Zawał? Udar? - Jake!!! Nie umieraj! Odwróciła go na plecy, żeby przystąpić do reanimacji. Jak długo on tu leży? Gdy zajrzała do niego o czwartej nad ranem, spał w łóżku. Od kiedy nie oddycha? Jest ciepły, więc może... może... Usłyszała, jak Jake gna po schodach. - Co się tu....?! - Chyba zawał. Masz...? - Zaraz przyniosę. - Znowu łoskot butów na schodach. Oddech, piętnaście krótkich, energicznych ucisków, oddech... W drzwiach stanęła Susie. Jak pokonała schody? Za nią Margie i blizniaczki. Na wszystkich twarzach malowało się przerażenie. - Margie, zabierz dzieci - rzuciła między oddechami. Do sypialni wpadł Jake z przenośnym defibrylatorem i natychmiast zaczął go podłączać. - Mam puls - stwierdził po chwili. - Bardzo słaby. - Potem założył choremu maskę tlenową i zaczął pompować czysty tlen do schorowanych płuc. Potrzebna kroplówka, pomyślała Kirsty, ustępując mu miejsca. Uzupełnić zasób zasad, atropina... Angus ma niedokrwienną chorobę serca, przypomniała sobie. Jeśli Endra & polgara ous l anda sc puls nie zanikł, to może jest to niewielki zawał. Może uda się go uratować. Byłby to najbardziej optymistyczny scenariusz. Oby nie był to zawał ze wszystkimi poważnymi komplikacjami. Za wszelką cenę trzeba przywrócić oddychanie. Być może zwiększenie zasobu zasad wystarczy, by zapobiec trwałym uszkodzeniom. Jeśli jest puls, to znaczy, że stało się to przed chwilą. Może Angus wstał zwabiony zapachem bekonu i po prostu się potknął? Chory kaszlnął. Tak cicho, że ledwie to usłyszeli, ale chwilę potem rozległo się donośne, suche kaszlnięcie. Oddycha! Bogu niech będą dzięki. Pomarszczone powieki lekko się uniosły i Angus zaczął wodzić niezbyt przytomnym wzrokiem po Kirsty i Jake'u. - Su... Susie - szepnął. Susie, opierając się na kulach, podeszła bliżej, by znalezć się w jego polu widzenia. - Jestem tu, jestem. Patrzył na nią zdumiony. Chciał coś powiedzieć, więc Jake na chwilę zdjął mu maskę. - Uważaj na siebie, Susie - wyszeptał Angus. - Susie... Rory... - Nic mi nie grozi - odparła Susie, kładąc rękę na swoim brzuchu, jakby domyśliła się, o co staruszek się niepokoi. - Spike... umrze... Jest nadzieja, jeśli w takiej chwili on boi się o los swojej dyni. - Susie nią się zajmie - zapewnił go Jake. - Susie nie da dyni umrzeć. Ty jednak nie zapominaj, że Susie przyjechała tu z drugiego końca świata, żeby tu urodzić i żeby jej dziecko miało stryjecznego dziadka, więc lepiej wez się w garść. Jedziemy do szpitala. - Nie jedziemy. - Zostało to powiedziane z taką mocą i stanowczością, że Kirsty omal nie wybuchnęła śmiechem. Tak, w tym zawodzie zdarzają się cuda. I wtedy ten zawód da się kochać. - Na nic twoje protesty - mówił Jake przez ściśnięte wzruszeniem gardło. - Zrobimy ci badania. Nie chcesz tu być, kiedy będzie się rodziło dziecko Susie? - Ja... Nie... Kirsty podała mu morfinę. - To znaczy, że jedziesz do szpitala. Endra & polgara ous l anda sc - Spike... - szepnął Angus. - Obiecuję, że będę się nią opiekować - zapewniła go Susie. - Razem z Benem. - Idziemy. - Jake wziął Angusa na ręce. - Kirsty, pojedziesz z nami? - Ja mogę chodzić - oznajmił Angus słabym głosem. - Tak jak ja fruwać - mruknął Jake. Endra & polgara ous l anda sc ROZDZIAA DZIEWITY Dwie godziny pózniej Kirsty wracała do zamku autem wypożyczonym ze szpitala. Była w niezłym nastroju, bo Angus już spał spokojnie w szpitalnej sali, dochodząc do siebie. - Jak najszybciej wyślę go do Sydney - warknął Jake. - Tam nareszcie porządnie go przebadają. To jest pierwszy raz, kiedy mam tego upartego osła w szpitalu, ale jak już tu jest, to ani się nie obejrzy, jak kardiolodzy dostaną go w swoje łapy. - Zawahał się. - Kirsty... - Chcesz, żebym z nim pojechała do Sydney? - Byłbym ci bardzo wdzięczny... Zaopiekuję się Susie, naprawdę. - Wierzę - westchnęła, odwracając głowę. Dlaczego jej serce bije tak mocno dla tego miejsca, dla tych ludzi... dla tego mężczyzny? Kocham całą tę społeczność, pomyślała ponuro, jadąc do domu, ponieważ nie wiedziała, co z tym zrobić. Parę dni w Sydney pozwoli jej odpocząć od tego wszystkiego. Po południu wyruszy z Angusem karetką do wielkomiejskiej kliniki. Jako jego opiekun medyczny... oraz członek rodziny. Jest tak niezależnie od twojej woli, pomyślała. Nie ma co tego roztrząsać. Rób, co do ciebie należy. Jedz do domu, spakuj się i daj się
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|