|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może kilka nie zainfekowanych osób wpadło w panikę Jesse próbował się domyślić. Może wymiar sprawiedliwości taki, jaki dotąd znaliśmy, dłużej już nie funkcjonuje. Co teraz zrobimy? zastanowiła się Cassy. To, po co tu przyszliśmy odparł Jesse. Kurczę, przecież teraz jest nawet łatwiej. Myślałem, że może będę musiał włamać się do sklepu. Podeszli ostrożnie do jednego z dużych, stłuczonych okien wystawowych i zajrzeli do środka. W sklepie panował spokój. Bałagan, ale zdaje się, że niewiele towarów wyniesiono. Wygląda na to, że sprawcy raczej zainteresowani byli kasą uznała Nancy. Z miejsca, w którym stali, widzieli, że wszystkie kasy stały otworem. Głupcy! skomentował Jesse. Jeśli władze cywilne upadną, pieniądz papierowy wart będzie tyle, ile zapłacą za makulaturę. Jeszcze raz rozejrzał się po pustym parkingu. Nie dostrzegł żywej duszy. Ciekawe, dlaczego nikogo nie ma w pobliżu? Zdaje się, że wszyscy kręcą się w innych częściach miasta. No, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Zróbmy to. Weszli przez wybite okno i głównym przejściem poszli w stronę działu z farmaceutykami, znajdującego się z tyłu marketu. Nie było to łatwe, bo w pomieszczeniu panował półmrok, a na podłodze porozrzucane były puszki, butelki i pudełka z jedzeniem. Dział farmaceutyczny oddzielony był od reszty sklepu metalową siatką sięgającą od podłogi aż po sufit. Ten, kto buszował po półkach z żywnością, zajrzał również do apteki. Leżącymi nadal na podłodze nożycami do drutu wycięto sporą dziurę w siatce. Jesse odciągnął na boki poszarpane krawędzie otworu, a Nancy prześliznęła się na drugą stronę. Szybko rozejrzała się za ladą. Jak to wygląda? spytał Jesse, stojąc cały czas po drugiej stronie siatki. Zniknęły narkotyki, ale to nie problem. Leki antywirusowe są na miejscu i antybiotyki także. Daj mi dziesięć minut, a będę miała wszystko, czego potrzebuję. Jesse odwrócił się do Cassy. Zajmijmy się zaprowiantowaniem. Wzięli siatki i ruszyli wzdłuż sklepowych półek. Cassy wybierała produkty, a Jesse przejął funkcję tragarza. Znajdowali się w połowie stoiska z makaronami, gdy porucznik pośliznął się na płynie wylanym z rozbitej butelki. Na winylowej podłodze było dosłownie lodowisko. Cassy w ostatniej chwili złapała go za ramię i pomogła utrzymać równowagę. Pomimo że ją odzyskał, jego stopy ciągle się ślizgały, zmuszając go do posuwania się na szeroko rozstawionych nogach. Przypominało to prawdziwą komedię. Cassy schyliła się i przyjrzała butelce. Nic dziwnego. To olej, więc musisz być ostrożny. Ostrożność to moje drugie imię. Myślisz, że jak udało mi się przetrwać trzydzieści lat w policji? Uśmiechnął się i pokręcił głową. Zabawne, ale miałem nadzieję na jeszcze jedno duże hura przed emeryturą. Jednak ten epizod to znacznie więcej, niż oczekiwałem. To znacznie więcej, niż ktokolwiek z nas oczekiwał zauważyła. Skręcili w następny rząd półek, tym razem z produktami mącznymi. Cassy musiała się przedostać przez potężną górę pudełek i dużych kartonów. Nagle wciągnęła gwałtownie powietrze, jak ktoś zszokowany tym, co nieoczekiwanie zobaczył. Co jest? Jesse natychmiast znalazł się przy niej. Cassy wskazała ręką. Wewnątrz skleconego z kartonów domku dojrzeli cherubinkową buzię małego chłopca. Miał nie więcej niż pięć lat. Był brudny, a ubranie miał poszarpane. Dobry Boże! rzucił Jesse. Co on tu robi? Cassy instynktownie nachyliła się, żeby podnieść dziecko. Chwileczkę powstrzymał ją. Niczego o nim nie wiemy. Cassy spróbowała wykręcić rękę z uścisku, lecz Jesse nie puścił. To tylko dziecko powiedziała. Jest przerażony. Ale nie wiemy... zaczął. Przecież nie możemy go tu zostawić. Z wahaniem puścił ramię dziewczyny. Schyliła się i wyjęła chłopca z jego kartonowego schronienia. Chłopiec przytulił się do dziewczyny, wtulając swoją buzię między szyję a ramię Cassy. Jak masz na imię? spytała, głaszcząc malca delikatnie po plecach. Zaskoczona była siłą, z jaką chłopiec ją trzymał. Cassy i Jesse wymienili spojrzenia. Oboje myśleli o tym samym: jak to niespodziewane wydarzenie wpłynie na ich i tak już trudną sytuację? Chodzmy powiedziała. Wszystko będzie dobrze. Ale musimy znać twoje imię, aby móc mówić do ciebie. Dziecko powoli odchyliło się w tył. Cassy uśmiechnęła się ciepło do chłopca i raz jeszcze chciała go upewnić, że jest bezpieczny, gdy zauważyła, że malec śmieje się pełen zachwytu. Ale jeszcze bardziej szokujące były jego oczy. Wielkie zrenice świecące jakby wewnętrznym światłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|