|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nia w domu i znajdowała w tym wiele radości. Nadal zdarzało jej się doznawać uczucia, że Elizabeth jest obok niej, ale nie tak niepokojąco intensywnego jak ubiegłej nocy. Oddając się swojej pasji projektowania wnętrz, Kim zgromadziła mnóstwo książek na temat pokrycia podłóg i ścian, zasłon i mebli kolonialnych. Naznosiła próbek i porozrzucała w różnych miejscach po domu, żeby zobaczyć, jak się gdzie prezentują. Dla ukoronowania dzieła całymi godzinami myszkowała 185 po okolicznych sklepach z antykami, polując na takie właśnie meble z epoki . Zaangażowała też sporo swojego czasu w zamek. Szukała to na poddaszu, to w piwnicy. Odkrycie pamiętnika niebywale ją podnieciło. Przezwyciężyło też zniechęcenie poprzednich bezowocnych godzin. Na samym początku września, podczas swojej pierwszej od czasu znalezie- nia pamiętnika wyprawy do zamku, Kim natrafiła na nowy ważny list. Był nawet w tym samym kufrze podróżnym, zaadresowany do Ronalda Stewarta, a podpisa- ny przez Jonathana Corwina, sędziego, który kiedyś zamieszkiwał obecny Dom Czarownicy. 20 lipca 1692 Miasto Salem Drogi Ronaldzie, Względy ostrożności nakazują mi zwrócić ci uwagę, że widziano cię, jak zabierałeś ciało Elizabeth z miejsca pochówku na Wzgórzu Straceń. Widział cię Roger Simmons, i on takoż widział syna gospo- dyni Nurse, jak czynił to samo z ciałem swojej matki. Błagam cię, mój przyjacielu, byś nie pysznił się tym postępkiem w tych czasach tak burzliwych, jeśli nie chcesz ściągnąć na głowę swoją i swojej ro- dziny jeszcze więcej nieszczęść, gdyż wielu mniema, iż wydobycie szczątków zmarłych jest dziełem diabelskim. I ja też nigdy w ludz- kiej przytomności słowa nie powiem o tym grobie, z tego powodu, ażeby nie ściągnąć na ciebie niesłusznego oskarżenia. Mówiłem z rze- czonym Rogerem Simmonsem i poprzysiągł przede mną, że o twoim czynie nie powie nikomu, prócz sędziego, jeśli zostanie wezwany do złożenia zeznań. Bóg z tobą. Twój sługa i przyjaciel Jonathan Corwin Po znalezieniu listu Corwina nastąpiły dwa tygodnie daremnych poszukiwań, które nie przyniosły nic, co byłoby związane z Ronaldem lub Elizabeth. Ale to nie zmniejszyło zapału Kim. Nadal spędzała mnóstwo czasu w zamku. Zorientowaw- szy się, że prawie wszystkie dokumenty zgromadzone na poddaszu i w piwnicy 186 mają wartość historyczną, postanowiła je uporządkować, a nie tylko szukać mate- riałów z siedemnastego wieku. I tu, i tam wydzieliła miejsce na gromadzenie papierów z poszczególnych okresów obejmujących kolejne półwiecza. Od razu dzieliła je też według tematy- ki: oddzielnie związane z interesami, oddzielnie z polityką i oddzielnie dotyczące spraw osobistych. Było to gigantyczne zadanie, ale dawało jej satysfakcję, mimo że dokumentów dotyczących jej przodków z siedemnastego wieku nie przybywało. W ten sposób pierwsza połowa września upłynęła jej przyjemnie, po części na urządzaniu domu, a po części na porządkowaniu archiwów zamkowych. Prak- tycznie nie bywała w laboratorium i rzadko tylko widywała kogokolwiek z pra- cowników. Nieczęsto widywała też Edwarda, który wracał coraz pózniejszą nocą i coraz wcześniej rano wychodził. ROZDZIAA 12 PONIEDZIAAEK, 19 WRZEZNIA 1994 Był przepiękny jesienny dzień. Jaskrawe słońce tak grzało, że temperatura przekroczyła dwadzieścia pięć stopni. Kim zachwycała się barwami drzew, które w niżej położonych, podmokłych częściach lasu zaczynały już mienić się jesien- nym bogactwem. Pola wokół zamku pokrywał gęsty dywan złotej rózgi. Kim nie widziała się z Edwardem. Obudziła się o siódmej, ale on wstał wcze- śniej i poszedł do laboratorium bez śniadania. Wiedziała, bo w zlewie nie było brudnych naczyń. Kilka dni temu Edward powiedział, że zaczęli jadać wspólnie w laboratorium, żeby zaoszczędzić trochę czasu. Mówił, że robią niebywałe po- stępy. Kim spędziła ranek w domu, na projektowaniu wnętrz. Po tygodniu wahań podjęła w końcu decyzję co do materiału na kapy, baldachimy i zasłony w obu sypialniach na piętrze. Wybór był trudny, ale gdy go wreszcie dokonała, odczuła wyrazną ulgę. Zadzwoniła do znajomej w centrali usług wnętrzarskich w Bostonie i podała numer próbki i swoje zamówienie. Po sympatycznym lunchu złożonym z sałatki i mrożonej herbaty Kim udała się do zamku na swoje popołudniowe szperanie i porządkowanie. W siedzibie rodowej znów stanęła przed dylematem, czy spędzić resztę dnia w piwnicy czy na poddaszu. Poddasze wygrało ze względu na piękne słońce. Będzie jeszcze wiele ponurych, deszczowych dni, kiedy i piwnica wyda jej się przyjemna. Przeszła przez całe poddasze aż do najodleglejszego kąta nad skrzydłem dla służby i zabrała się do pracy nad rządkiem czarnych szafek kartotecznych. Wzięła ze sobą tekturowe pudła, które zostały po przeprowadzce przyjechały w nich książki Edwarda i segregowała papiery w taki sam sposób jak w ubiegłym ty- godniu. Były to przeważnie dokumenty z początków dziewiętnastego wieku zwią- zane z biznesem. Kim nabrała już biegłości w czytaniu rękopisów i wystarczyło jej rzucić okiem na stronę tytułową, jeśli takowa była, albo na pierwszy akapit, żeby umieścić dany dokument w odpowiednim pudełku. Póznym popołudniem porządkowała ostatnią
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|