|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kątem oka dostrzegł, że żona poruszyła się i poprawiła okulary na nosie. W roku tysiąc dziewięćset czterdziestym pierwszym znalazłam się na terenie Związku Radzieckiego. To był jej głos. Kapitan Doliński pamiętał doskonale, że redaktor wtedy, gdy ich odwiedził, nagrywał najpierw jego. 74 Pomyślał więc, że postąpił ładnie, pozwalając w audycji żonie wystąpić jako pierwszej. I kiedy w tysiąc dziewięćset czterdziestym trzecim roku powstawała pierwsza polska dywizja, ja i wiele innych dziewcząt zostałyśmy powołane do polskiego wojska. Było to w maju. Jechałyśmy cały miesiąc do obozu sieleckiego. Obóz ten mieścił się nad Oką... nad rzeką Oką, w lesie. Było pięknie. Miałyśmy przygotowane już namioty. Posta- wili je mężczyzni, którzy przyjechali wcześniej od nas... Jako dżentelmeni... to był głos autora audycji. Tak, jako dżentelmeni. Tak... Nasz teren bardzo ład- nie udekorowali, dookoła namiotów miałyśmy porobione ścieżki, były kwietniki, powykładane różne dekoracje z kamyków i tłuczonej cegły... W każdym razie obóz na- prawdę wyglądał cudownie. Przyznam się, że na początku podróży trochę popłakałyśmy. Miałyśmy przecież po sie- demnaście, osiemnaście lat i jechałyśmy w nieznane. Było nam smutno, trzeba przyznać, ale... Jak przyjechałyśmy na miejsce, zapomniałyśmy o wszystkim. Zrobiło się jakoś weselej. Zaraz po przyjezdzie, na drugi dzień, zostałyśmy umundurowane. Dostałyśmy mundurki, nawet zgrabne, spódniczki i buty i zapomniałyśmy już o rodzicach. Jakoś było nam razniej. Pózniej zaczęły się ćwiczenia. Były dość uciążliwe. Musiałyśmy pełzać, biegać za czołgami, a to nie było łatwe. Ale przyzwyczaiłyśmy się. 75 Jednym słowem były to normalne wojskowe ćwicze- nia. Tak. Do obiadu byłyśmy zajęte na ćwiczeniach, po- tem, po obiedzie, miałyśmy różne pogadanki. A z tymi ćwi- czeniami też bywało różnie. Miałyśmy dowódcę, poruczni- ka. Strasznie był ostry. Nie miał żadnej litości. Kiedy szedł z nami w pole, to nam dawał... no... W kość, tak? O tak, i to porządnie. Nieraz sobie nawet po cichutku popłakałyśmy. Ganiał nas okropnie. Kiedyś, pamiętam, wracałyśmy z ćwiczeń, w drodze złapał nas deszcz. Oczy- wiście, zaczęłyśmy biec. Chciałyśmy jak najprędzej znalezć się w obozie. A porucznik kazał nam stanąć, w miejscu maszerować i do tego śpiewać. Płakałyśmy i śpiewałyśmy. Przemokłyśmy do nitki. Ale wracając do obozu wyschły- śmy po drodze i znów było wesoło, i znów było dobrze. A po trzech miesiącach przyszedł czas, kiedy pierwsza dywi- zja miała wyruszyć na front pod Lenino. Dziewczęta two- rzyły trzy kompanie. Z tych trzech kompanii miała być wy- brana jedna kompania wyborowa. Oczywiście, musiałyśmy przejść egzamin strzelecki. Dziewczęta, które najlepiej strzelają, miały być do niej wybrane. Do tej kompanii, oczywiście. Ja miałam wielkiego pietra, że tak powiem, ponieważ jestem krótkowidzem. Bałam się, że w ogóle strzelać nie potrafię. Okazało się, że miałam jednak bardzo dużo szczęścia. I byłam chyba nawet jedną z lepszych dziewcząt w strzelaniu. Na dziesięć strzałów, siedem do celu trafiłam. To, mam wrażenie, było bardzo dobrze. 76 I tak z tą pierwszą kompanią trafiłam na front. W tysiąc dziewięćset trzydziestym dziewiątym, po zakończonych działaniach wojennych, los rzucił wielu Po- laków do Związku Radzieckiego... Kapitan Doliński, mimo że już od dłuższej chwili ocze- kiwał tego momentu, drgnął nagle, kiedy usłyszał swój głos. Między innymi i ja się tam znalazłem. Do czterdzie- stego trzeciego roku przebywałem na północy, w okolicach Archangielska. W styczniu tego roku zostałem powołany do Armii Radzieckiej, gdzie byłem przez pięć miesięcy. I wła- śnie tam dowiedziałem się o tworzeniu pierwszej polskiej dywizji piechoty imienia Tadeusza Kościuszki powstającej na terenie Związku Radzieckiego. Wielu z nas, i ja także, z wielką radością przyjęło wia- domość, że po tylu łatach wojny tworzy się polska dywizja, która niewątpliwie wezmie czynny udział w walkach u boku Armii Radzieckiej przeciwko hitlerowskiemu najezdzcy. I tak rzeczywiście się stało. W dniu trzydziestego kwietnia zostaliśmy zwolnieni do swoich miejsc zamieszkania, ja mieszkałem wówczas w dierewni Biereznik, i w kilka dni pózniej dostaliśmy wezwanie do Wojenkomatu, gdzie wrę- czono nam karty powołania do polskiego wojska. Trzeciego maja parostatkiem Maksym Gorki , razem z kilkoma kole- gami, pojechałem do Archangielska, stamtąd do Moskwy i z
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|