|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich słuchać, zwłaszcza gdy Colin dodał: - Jest już za pózno na naprawienie krzywd, które wyrządziłem rodzicom, Rosalyn. Powinienem był ich odwiedzać. Zasłużyłem sobie na to, że zostałem sam. Masz mnie. Rosalyn nie wypowiedziała tych słów na głos. Bała się. Zamiast tego uczyniła to, co czyniła zawsze, gdy nie wiedziała, co powiedzieć mężowi. Pocałowała go. Rozdział 15 Pocałunek był dokładnie tym, czego Colin teraz potrzebował. Podziałał na niego jak kojący balsam i uspokoił nieco jego zbolałe serce. Colin był bowiem przerażony wizją własnego egoizmu i chciał, by ktoś zmniejszył ból wywołany uzmysłowieniem sobie własnych wad. Rosalyn nadawała się do tego wyśmienicie. Dopóki ich usta się nie spotkały, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo liczył na jej zrozumienie, jak bardzo zależało mu na jej wsparciu. Jej pocałunek miał posmak cierpkiej whisky i akceptacji. Wspaniałej, uwalniającej akceptacji. Podniesiony na duchu, Colin pogłębił pocałunek, wpijając się w usta Rosalyn jak człowiek spragniony wody. I bardzo się ucieszył, gdy Rosalyn go nie odepchnęła. Pozwoliła by pieścił dłońmi całe jej ciało, co ogromnie wzmogło jego pożądanie. Czuł, że jak nigdy potrzebuje rozładowania. I na szczęście Rosalyn była dostępna. Matt miał rację, mówiąc że jest zapatrzonym w siebie łajdakiem, bo nawet w tej chwili chciał czegoś dla siebie. Pocieszyć go mogła tylko żona - wypita wcześniej whisky nie wystarczyła. Nie dość go zamroczyła i nie usunęła z pamięci wspomnienia grzechów, których się dopuścił. Brat nie miał pojęcia o rozmiarach wyrzutów sumienia dręczących duszę Colina spowodowanych oglądaniem śmierci wielu osób, do których nierzadko dochodziło za jego sprawą. Colin na polu walki zabił bowiem niejednego człowieka. Dopuszczał się strasznych czynów, za które nawet nie odpokutował. Teraz miał nadzieję, że Rosalyn pomoże mu o wszystkim zapomnieć. Przynajmniej na kilka godzin. A potem, jeśli zdoła odzyskać równowagę, przestanie przejmować się oskarżeniami brata i będzie żył dalej. - Powinniśmy pójść na górę - usłyszał szept Rosalyn. Nie chciał nigdzie wychodzić. Chciał się kochać w salonie. - Nie mam na to sił - wymruczał, całując jej kark. - Smakujesz jak miód - westchnął. Rosalyn prawie się rozpłynęła w jego objęciach, on zaś uświadomił sobie, że od tej chwili może zrobić z nią, co zechce. Wszystko, co przyjdzie mu do głowy. Zmusił ją więc, by się położyła na podłodze. Znał Rosalyn, wiedział, które miejsca na jej ciele są najbardziej wrażliwe. W końcu to on nauczył ją miłości. Widzisz, Matt? - przemknęło mu przez myśl - a jednak nie jestem skończonym egoistą. Potrafię zadbać o przyjemność drugiej osoby. Uniósłszy dół sukni, przesunął rękę na łono partnerki. Ta natychmiast przerwała pocałunek i zerknęła ku drzwiom. - Chyba nie powinniśmy. Ktoś może tu wejść. - Nikt nie wejdzie. Zaufaj mi - zapewnił i uniósł się, żeby zdmuchnąć świece. - Służba pomyśli, że poszliśmy się położyć. Znowu pochylił się nad żoną i powolnym ruchem ściągnął z jej piersi stanik sukni, a potem objął ustami jeden sutek. Rosalyn wstrzymała oddech. On zaś czuł, że jest coraz bardziej podniecona, co i jemu się udzieliło. Nie mógł już dłużej się hamować. Nie ściągając spodni rozpiął rozporek i położywszy się na podłodze, pociągnął żonę na siebie. Nie kochali się jeszcze w tej pozycji, ale Rosalyn przyjęła ją z zaskoczeniem i wyrazną przyjemnością. Zadowolony jej reakcją, Colin uniósł nieco biodra i wbił się w żonę głębiej. A potem położł dłonie na jej biodrach i pokazał jak ma się poruszać, żeby ich ruchy do siebie pasowały. Z włosów Rosalyn, namiętnie wyginającej się pod jego dotykiem, posypały się spinki. Odchyliła głowę i jęknęła głośno. Colin mocniej się w nią wbił. - Ujeżdżaj mnie, najsłodsza - nakazał. - Spraw, żebym zapomniał o całym świecie. Rosalyn w mig go zrozumiała. Oparłszy dłonie o jego pierś, zaczęła unosić i opuszczać biodra - najpierw wolno, pózniej coraz szybciej. A Colin nie pozostawał bierny. Kochali się z takim oddaniem i zapamiętaniem jak jeszcze nigdy. Rosalyn dawała z siebie wszystko i bardzo szybko dotarła do punktu szczytowania. Gdy to nastąpiło z jej ust wydobył się okrzyk rozkoszy. Jest niesamowita, pomyślał Colin, położył ją na podłodze i wszedł w nią i sam też natychmiast osiągnął spełnienie. Miał wrażenie, że świat wokół nich przestał istnieć, a raczej, że w tym momencie całym jego światem jest Rosalyn. Leżeli potem długo na podłodze zupełnie wyczerpani. On wyciszony i spokojny, ona zdumiona własnym zachowaniem. Wprost nie mogła się nadziwić, że kochała się z mężem niemal jak dzikuska. Przyjemnie było czuć na sobie ciężar jego lekko spoconego ciała, całować jego ramiona i policzki. I byłaby może najszczęśliwszą osobą na całym świecie, gdyby nie niejasne przeczucie, że coś jednak nie jest w porządku. Kiedy Colin podniósł się uzmysłowiła sobie, że jest kompletnie ubrana. Miała na sobie nawet buty. Colin usiadł. Usłyszała, że zapina spodnie. - Wszystko dobrze? - spytał, nachylając się nad nią. W jego głosie pobrzmiewało zakłopotanie. Czyżby wstydził się tego, co się przed chwilą wydarzyło? - Oczywiście - zapewniła, nie wyjawiając, jak bardzo jest zaskoczona swoim zachowaniem i że odczuwa wyrzuty sumienia za swoją spontaniczność. Najwyrazniej nawyk hołubienia w sobie poczucia winy nie tak łatwo przełamać. Mimo to była zadowolona, że pozwoliła sobie na niczym nieskrępowane zbliżenie. To było uwalniające. Colin uniósł jej dłoń i złożył na niej ciepły pocałunek. - Mam nadzieję, że nie sprawiłem ci bólu? Nie powinienem był tak szaleć... Uciszyła go pocałunkiem. - Podobało mi się to szaleństwo i chcę cię prosić, żebyś w przyszłości kochał się ze mną po kolei w każdym pokoju w tym domu. W ciemności błysnęła biel jego zębów. Colin przesunął palcem po krzywiznie jej ramienia. - Możemy zacząć już teraz, albo chodzmy do naszej sypialni, której zresztą jeszcze nie widziałem. Naszej sypialni, powtórzyła Rosalyn w myślach. - Pomóż mi się podnieść - poprosiła. Poderwał się na nogi i podał jej rękę. Nie widziała potrzeby zapinania sukni, bo
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|