|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
traktował tak samo. Czasami był miły... Zwłaszcza, gdy chodził ubrany w garnitur. Tak. Już nigdy nie pomyślę o nim, jak o Killerze. W mojej pamięci już zawsze będzie ekscentrycznym, ale poczciwym panem W. 16 kwietnia, wtorek Jutro pogrzeb pana W. Atmosfera na uczelni już jest grobowa. Wszyscy chodzą osowiali. Pewnie dlatego nikt nie zauważył mojego nastroju. I dobrze. Przynajmniej nie muszę się tłumaczyć, dlaczego mój superchłopak nie przyszedł dzisiaj po mnie, nie rozdał kilku autografów napalonym wariatkom i nie opowiedział żadnej anegdotki z wielkiego świata (o którym tak naprawdę niewiele wie, ale dobrze zmyśla). Uświadomiłam sobie, że od paru dni wylewam łzy w poduszkę z powodu jakiegoś nikczemnika, padalca, podłego zdrajcy (który według filozofii Rockefellera i tak w rezultacie dostanie dokładnie to, na co sobie zapracował w ciągu swojego marnego żywota - dlatego Rockefeller był taki szczodry: chciał iść prosto do nieba!), tymczasem zapomniałam, że w życiu może mnie spotkać coś znacznie gorszego niż złamane serce. Od tej chwili nie uronię już ani jednej łzy z powodu nieudanego życia osobistego. Tak mi dopomóż zdrowy rozsądku! 17 kwietnia, środa, rano Dzisiaj nie mamy zajęć. Wszyscy idą na pogrzeb. To bardzo, bardzo smutny dzień... 17kwietnia, środa, 12.00 Przyszło dużo ludzi. Chyba cała uczelnia. Wszyscy ubrani w ciemne płaszcze. Gdyby nie wieńce, wyglądalibyśmy jak wielka czarna plama. Ustawiłam się z Kasią na samym końcu pochodu. Najpierw ksiądz wygłosił mowę, potem rektor, który wyliczał liczny dorobek naukowy pana W. Byłam ciekawa, jak wygląda jego rodzina. Musiał mieć jakąś, bo mówił przecież o wnuku. Stanęłam z boku, tak aby widzieć grób. Blondynka w średnim wieku, to pewnie jego córka. Aadna. Obok niej stał facet, który do złudzenia przypominał Herkulesa Poirot, czyli pana komendanta. Obok młody chłopak, obrócony tyłem. To penie jego wnuk. Podeszłam trochę bliżej, bo chciałam im się lepiej przyjrzeć... Jestem okrutna! Ci ludzie cierpią, a ja chcę zaspokoić swoją ciekawość. Wścibstwo wygrało. Przez cały pogrzeb intensywnie wpatrywałam się w bliskich pana W. Plecy wnuka cały czas stały w bezruchu. W pewnym momencie drgnęły. Najpierw ruszyła się prawa ręka, trzymająca czerwoną różę, potem głowa odchyliła się lekko w bok. Zaraz! To przecież... Niemożliwe! To Jacek! Jacek Wolski jest wnukiem pana W.!!! Tak, to na pewno on! Odruchowo schowałam się za plecami Kasi. Ciekawe, co by powiedział profesor, gdyby wiedział o moich przygodach z Jackiem! Albo, nie daj Bóg, pan komendant opowiadał przy niedzielnym obiedzie o wariatce podejrzanej o morderstwo biednej staruszki! Na tę myśl skóra zjeżyła mi się na plecach! Wytrwałam do końca pogrzebu, zastanawiając się, co powinnam zrobić: podejść do Jacka czy wiać. To drugie nie wychodziło mi nigdy najlepiej, zwłaszcza gdy uciekałam właśnie przed nim... Maja, uspokój się! Jesteś już dorosła i powinnaś zachować się dojrzale! Zrób to, co kazałaby ci zrobić twoja mama! Ona na pewno powiedziałaby, żebyś podeszła do niego i złożyła kondolencje. Tak, tak właśnie zrobię! Gdy już wszyscy złożyli kwiaty, ruszyłam w stronę rodziny. Jacek stał z rodzicami, każdy do nich podchodził, coś mówił. Aadna blondynka co chwilę wycierała nos w chusteczkę. Ustawiłam się na końcu kolejki. Jacek wyglądał bardzo zle. Był blady. W pewnym momencie spojrzał na mnie. Aż przeszedł mnie prąd. Patrzył długo, jakby mnie nie poznawał. Po chwili na jego twarzy pojawił się ślad uśmiechu. Podszedł do mnie: - Cześć, Maja... - powiedział cicho. - Tak mi przykro. Bardzo... Znałam twojego dziadka -tłumaczyłam się ze swojej obecności. - Domyśliłem się... |Nie dzwoniłem... Dziadek był w szpitalu... - Tak, wiem... - Co u ciebie? - A wszystko dobrze... - kłamałam. - Zadzwonię... Muszę już iść... Jacek złapał mnie za rękę. Spojrzał na mnie jeszcze i poszedł... Ale smutny dzień... Maj Co za dużo, to nie zdrowo!" 2 maja, czwartek Ciocia się wyprowadza! A wszystko przez Zeląga! Przyjechał do mamy z planu zdjęciowego z kwiatami, otworzyła ciocia i stało się! Gdy mama przyszła z pracy do domu, jej siostra już była spakowana, a pakiet promocyjny przewieziony do dziadków! - Kurza dupa! To ulubione przekleństwo cioci. - ...nigdy nie sądziłam, że ty mi to zrobisz! Własna siostra! - wrzeszczała na odchodnym zdruzgotana Krystyna. Trzaskając drzwiami, wykrzyczała jeszcze parę zdań o męskiej niewierności i o naiwności mojej mamy, po czym obrażona zwinęła żagle. Jak się okazało, na dobre. Mama przyjęła całą historię z zażenowaniem, przez parę dni dzwoniła do babci, dopytując się o samopoczucie cioci, a po tygodniu przestała się już interesować fochami nadąsanej Kryśki i jej menopauzy i wzięła urlop, Grubą Bertę i pojechała z Zelągiem na Mazury pożeglować na jachcie. Ja, póki co, siedzę u Agi. Mamy nie ma, w domu został bałagan. Jeśli chodzi o moje życie osobiste, to go nie mam. Raz Kasia, którą wtajemniczyłam w historię z Markiem, próbowała mnie umówić ze swoim kuzynem, ale jak się dowiedziałam, że ma na imię Bożydar, to stwierdziłam, że mógłby jezdzić nawet jaguarem, i tak nie byłabym w stanie przedstawić go Adze. Tak więc nie widziałam dalszego sensu szukania mojej drugiej połowy, co więcej, zaczęłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|