|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odgadnąć, kto nim jest. Wszyscy oszukują i kłamią. W kłamstwach jesteśmy dobrzy. Najlepszy jest Wiktor. Kłamie bez zmrużenia oka. Szczególnie patrząc mi prosto w oczy. Mam wrażenie, że w tym spojrzeniu jest wulgarna propozycja. Generalnie cała gra jest mocno erotyczna, więc prawie na pewno zaraz wylądujemy w łóżkach. Carmen już oszukuje, dobierając się do Wiktora. Jej dłoń ociera się co chwila o mężczyznę. W końcu nie wytrzymują i idą pod pokład. Zataczają się, ogarnięci pożądaniem, zlepieni rozpalonymi ciałami. Tylko na chwilę. Nie wiem, co robią, ale tym razem jest to ciche i tajemnicze. Wracają bardzo zadowoleni. Oskar otwiera butelkę beaujolais i pali cygaro. Zaciągam się nim raz i kaszlę. Zmieją się ze mnie. Wiktor proponuje jakieś ruskie papierosy i one są jeszcze gorsze. Potem wygrzebuje z zakamarka marihuanę, ale ona tylko mnie zamula. Nie mam z niej żadnej przyjemności. Nie mam ochoty na seks. Za to oni znów jej nabierają. Znikają pod pokładem i zaczynają się pieprzyć. Oskar wciąż pali cygaro, spoglądając w niebo, wypatrując gwiazd, innego życia, głęboko oddychając. Nad Cannes ktoś puszcza fajerwerki. Omiatają pałac festiwalowy, port jachtowy, hotele i bulwary snopami iskier. Wiesz, w pewnym momencie, kiedy już byłem z Julią, miałem wrażenie, że naprawdę mi się udało. %7łe otrzymałem od życia wszystko, co najlepsze, że jestem absolutnym panem sytuacji. Wierzyłem, że zaraz pojawią się dzieci, potężne kontrakty, potem sukcesy na innych polach, w polityce, może gdzieś w świecie. %7łe uda mi się stworzyć z tych wszystkich klocków coś ważnego. Wierzyłem w to szczerze, a diabeł siedział z boku i się śmiał. Rechotał i szeptał pod nosem: ależ jesteś idiotą, Oskarze, ależ łatwo cię zwieść. Szczęście to jest taka kostka do gry. Raz wyrzucasz sześć oczek, a raz jedno. I to jeszcze nie koniec gry, bo przeciwnik ma dokładnie te same możliwości. A jednak zawsze można odmówić rozstawienia i zrobić coś szalonego, nieprzewidzianego. Patrzy mi w oczy i czuję się przez tę jedną chwilę szalenie pożądana i kochana. Moje prawdziwe życie jest daleko, za morzem, wieloma państwami, górami, rzekami. Jest inną bajką. Nie ma Pawła, Kingi, Karola. Moja rodzina stała się częścią niebytu. Jesteśmy tylko ja i Oskar. Nie zabiłeś jej, prawda!? Powiedz mi, że jej nie zabiłeś! 30. Dryfujemy pod wodą. Wokół nas wielki błękit. Bąbelki powietrza powoli uciekają z naszych złączonych ust, wirując, ulatują w górę, rosną i przyspieszają, tak jak my w tym lunatycznym tańcu. Uszy zatkane wodą odbierają każdą dudniącą zmianę ciśnienia. Dzwięki naszej miłości rozpływają się w niebycie. Powoli opadają w mroczną głębinę. Widzę w niej mgliste ślady morskich zwierząt i upiorów z ciekawością przyglądających się niecodziennemu teatrowi. Jesteśmy cząstką podwodnego świata. Ja całkowicie nago, trzy metry przezroczystej toni nad głową, przebłyski światła, rozszczepiające się, ginące w błękicie smugi. Oskar koło mnie, tuż obok, we mnie. Wisząc w stanie nieważkości, nie może tak bardzo nade mną panować, jego wysiłki zmierzające do zniewolenia mojego ciała skazane są na porażkę. Oddychamy z jednej butli, którą ma zawieszoną na plecach. To i pas z odważnikami to jedyne nasze odzienie. Nabiera powietrza, oddaje mi ustnik automatu oddechowego, całuje usta, szyję, piersi. Nasze ciała są pod wodą twardsze, bardziej zwarte, spięte. Wszędzie jest zimno, tylko tam na dole, w miejscu naszego połączenia tworzy się palące gorąco. Czasem udaje mu się związać mnie na dłużej, przytrzymać nogą, ramionami i wtedy ja też go obejmuję nogami, ściskam w talii, obijam piętami pośladki, zawadzając o butlę, zachęcam do bardziej zdecydowanych działań, do drogi ku spełnieniu. Nauczyłam się już własnego orgazmu. Znam go jak nigdy dotąd. Może z czasem stanie się jeszcze bardziej świadomy, ale już jest wystarczający. Satysfakcjonuje mnie. Nie potrzebuję żadnych wzmacniaczy, karaibskich sztuk voodoo. Jestem na skraju już dwa, trzy razy, lecz on wtedy ucieka, przerywa, nie pozwala mi skończyć, bo sam jeszcze nie jest gotów, jeszcze chce mnie pomęczyć, nakręcić spiralę rozkoszy, zakończyć to starcie w sposób definitywny i spektakularny, tym bardziej że nieważkość nie jest okolicznością sprzyjającą. Wynurzamy się, zaczerpujemy gwałtownie oddechu i już nie musimy uważać, nie musimy go oszczędzać. Ramiona Oskara natrafiają na pomost opuszczony z łodzi. Chwyta go, przytrzymuje, podciąga moje ciało. Ma wreszcie oparcie, które pozwoli mu robić to jak należy. Jego mięśnie wydają się naprężone do granic, boleśnie płoną z długotrwałego wysiłku, lecz on na to nie zważa, nie poddaje się zmęczeniu i bólowi. Posuwa mnie na cztery takty, rytmicznie jak nigdy, w dość niezwykły jak na nas sposób. Ucieka wzrokiem, więc nie widzę w jego oczach Julii. Staram się o niej nie myśleć, lecz nie jest to łatwe. Każde moje westchnienie, każdy ruch bioder, każde zaciśnięcie pochwy jest jednocześnie pytaniem. Rżniesz mnie, czy może jednak ją? Jestem tylko hologramem twojej niewygasłej miłości czy rzeczywistym pragnieniem? Porusza się coraz szybciej, chce już kończyć, ja też jestem gotowa. Kaskady orgazmu gromadzą się w jednym miejscu, wzbierają, podchodzą najwyżej jak mogą, przelewają się już prawie, czekają na eksplozję i wtedy on na chwilę zamiera, dopasowuje się, jakby dawał mi sygnał, że teraz już nie ma przebacz, że teraz to nie jest żadna ściema, próba sił, że nadchodzi ostateczność. Czas na finał! Traci rytm, wierzga coraz szybciej, w końcu wybucha, raz, drugi, trzeci. Czuję gorąco i moja tama też puszcza, rozwala skruszone mury, kolejne partie wody buchają jak na okręcie rozerwanym torpedą. Z betonowych murów zostaje tylko miał i rozkoszna mgiełka. Woda przelewa się, wpadając głośnym hukiem do morza. Czas staje. Wszystko dzieje się wolniej. Zamiera. Matrix się zawiesił, rozsypał w niezliczone piksele, wreszcie ruszył znów do przodu. Moja cipka pulsuje w niekontrolowanych skurczach. Chwytam się za włosy, błagam o
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|