|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mógłby zawiadomić naszą placówkę bez namysłu. W Orzyszu prędzej sprzedadzą starą księgę. Pewnie jeszcze wczoraj się naradzili i odpłynęli z Rosia. Na dobrą sprawę mogli sprzedać starą księgę już dzisiaj. Zacumowali na przystani w Okartowie i autobusem pojechali do Orzysza. Może umówili się z Ziółkowskim telefonicznie? Zapamiętałem numer oraz adres zapisany na marginesie mapy, po czym zapakowałem błyskawicznie pozostałe książki do torby i przed opuszczeniem jachtu pomajstrowałem chwilę przy silniku D Artagnana . Jak tylko znalazłem się na brzegu wyspy, dałem drapaka w zarośla, gdzie odpocząłem, a następnie wdrapałem się na wzniesienie, z którego chciałem zawiadomić Dankę o końcu naszej misji i początku odwrotu. Tym samym szkiełkiem co poprzednio puściłem jednego bezpiecznego zajączka i czekałem. Nie było wątpliwości, że oślepił ją mój zajączek . Danka coś tam mamrotała do Muszkieterów, ci się śmiali i nagle chwyciła za linkę silnika. Pociągnęła kilka razy, ale silnik nie chciał zaskoczyć. O, rany - pomyślałem zły. Nie, tylko nie to! Danka spróbowała jeszcze raz. Silnik zakasłał i umilkł. Muszkieterowie gestykulowali do niej żywo i pokrzykiwali. Nie czekając na rozwój wypadków, zbiegłem zboczem ku południowemu brzegowi, co zajęło mi trochę czasu z uwagi na nierówny i porośnięty lasem teren. Lecz wkrótce znalazłem się w kokpicie mojej łajby i odpaliłem silnik. Skierowałem się ku wschodniemu krańcowi Czarciego Ostrowia. Zbliżałem się ostrożnie do najdalej wysuniętego cypla, za którym wyłaniała się już w kierunku północnym druga wyspa. Jeszcze dziesięć metrów i ujrzałem pierwsze jachty kotwiczące u jej brzegu, pokonałem kolejne metry i ujrzałem płynącą w pontonie Dankę. Warkot silniczka zagłuszał nieco wołania Muszkieterów, którzy gardłowali przy tym niezdrowo i wymachiwali butelkami piwa. Wnet dostrzegli pomarańczowy kadłub mojego jachtu, gdyż ucichli i palcami wskazywali mnie. Zdaje się, że Portoś pogroził mi nawet pięścią. W tym czasie Danka zbliżała się powoli do wschodniego cypla wyspy, za którym spokojnie dryfowałem. Dzieliło ją od Wehikułu czasu jakieś czterdzieści metrów, więc nie było już sensu dalej się ukrywać, skoro nasz podstęp stał się dla Muszkieterów oczywistością. Teraz widziałem ich powracających pospiesznie na D Artagnana , szli niezdarnie w wodzie po pas i gardłowali przy tym jak nieznośne bachory. Danka opływała już cypel. Była blisko mnie. - Brawo! - krzyczałem. - Spisałaś się znakomicie! - Nigdy więcej! - przekrzykiwała warkot silniczka. Pomogłem jej dostać się na pokład. - Nie chciał zapalić - sapała. - Ten silnik nie chciał zapalić... - Nieważne - rzekłem, mocując do łajby linkę holującą ponton. Nie było czasu na spuszczenie zeń powietrza. - Najważniejsze, że się udało. Byłaś wspaniała. - Jak to nieważne ? - obruszyła się. - Mogli mnie złapać. Popłynęliśmy na wschód, ciągnąc za sobą ponton. - Nie domyślili się, że to podstęp - mówiłem. - Dopiero gdy mnie ujrzeli. - A ty? - spojrzała na mnie i zaraz jej wzrok powędrował na torbę wypchaną książkami. - Widzę, że znalazłeś zgubę. Znakomicie! - Nie znalazłem starej księgi - rzekłem. - Co takiego??? - Nie ma jej na D Artagnanie i już. - I co zrobimy? - Popłyniemy do Okartowa. Dopiero po chwili zza cypla wyspy wynurzył się kotwiczący u jej brzegu D Artagnan , na pokładzie którego uwijali się Muszkieterowie. Jednakże jacht stał w miejscu, oni zaś kręcili się po jego pokładzie. - Ale się guzdrzą, pętaki - śmiała się Danka. - Uszkodziłem silnik. Delikatnie, rzecz jasna. Jeden kabel i po sprawie. Okartowo to duża wieś letniskowa nad Zniardwami i Tyrkłem, niszczona w latach 1361 i 1379 przez Litwinów. W XIV wieku Krzyżacy wznieśli tu nawet zameczek obronny, przed wojną wieś nazywano Eckersberg. Znajdziemy w niej tylko jeden szczególny zabytek, a mianowicie wiejski kościółek z XVIII wieku z półkolistymi oknami, którego białe ściany pokrywa czerwony dach. Jego imponująca wieża wyrasta z dachu nad wejściem i jest zakończona baniastym hełmem z gontu. To wszystko, nie licząc dwóch pruskich grodzisk. Największą atrakcję Okartowa stanowi przyroda - wszechobecne jeziora i zieleń. Niestety, nie mieliśmy czasu na zwiedzenie tej osady. Wehikuł czasu zacumowaliśmy na prywatnej przystani niedaleko pola namiotowego i pognaliśmy na najbliższy przystanek PKS. Autobus z Mikołajek złapaliśmy po piętnastej. Jadąc zatłoczonym sanem, jeszcze raz opowiedziałem Dance o moich odkryciach poczynionych na D Artagnanie . Trop wiodący do antykwariatu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|
|
|