|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kogo to obchodzi! wrzasnął Rex. Posłuchaj mnie przez cholerną minutę. Użyjemy go, żeby wysład wiadomośd terrorystom. Napędzimy im stracha. - Ale on nie żyje. Jak ma przekazad naszą wiadomośd? Rex zaczerpnął powietrza. Wydawał się zirytowany. - Po pierwsze, zdejmij sweter i załóż na kamizelkę tego gościa. - Ale to mój najlepszy sweter! - Chcesz mojej pomocy czy nie? Sanchez stwierdził, że lepiej nie protestowad i zaczął ściągad sweter przez głowę. Zszedł z problemami. Cholerstwo jakoś mocno się skurczyło. Gdy szamotał się ze swetrem, jakby to była ośmiornica, Rex zadał mu pytanie. - Dalej masz złotą piersiówkę, którą ci dała? - Skąd o tym wiesz? - Dalej ją masz? - Tak. - Daj mi ją. - Odzyskam ją? - Oczywiście. 26 Sanchez: Opowieśd wigilijna (org. Sanchez: A Christmas Carol), autor: Anonim, tłumacz: Dusia Dziesięć - Za minutę zabiję kolejnego zakładnika! krzyknął Marco Banucci, by wszyscy usłyszeli. Czy ktoś chce powiedzied mi, gdzie jest Mały Tim? Jedna minuta! Flake wahała się, co zrobid. Jej sumienie nie pozwalało jej wydad Małego Tima, ale jeśli tego nie zrobi, zginie jeszcze więcej osób. Na myśl o tym było jej niedobrze. Kilka razy zamierzała podnieśd rękę, ale za każdym razem, gdy zaczynała, wycofywała się. - Dziesięd sekund oznajmił Marco. Dziewięd& osiem& siedem& Zanim powiedział sześd , przerwał mu doskonale znajomy krzyk Candice. Drzwi windy otworzyły się, a kobieta patrzyła do jej wnętrza z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Marco ruszył, by sprawdzid, co tak nią wstrząsnęło. Flake (i wszyscy inni) próbowała zajrzed do windy. Niestety, Marco im przeszkadzał. Cokolwiek zobaczył, wyraznie nim to wstrząsnęło. - Bingo! krzyknął. Chodz tu, szybko! Jeden z terrorystów, z długim kooskim ogonem koloru blond, w czarnym golfie i brązowych bojówkach podszedł do Marco i zajrzał do wnętrza windy. Flake próbowała spojrzed pomiędzy nimi na to, co oglądali. Wreszcie, pomiędzy nogami Bingo, dostrzegła kolejne martwe ciało leżące w windzie, ale tym razem nie był to zakładnik, ale jeden z terrorystów. Klaus był oparty o ścianę windy. Jego ciało przypominało krwawą miazgę. I miał złamany kark. Na ten widok żołądek Flake przewróciłby się na drugą stronę, ale ulga na widok terrorysty, nie Sancheza albo Małego Tima, przywołała na jej twarz uśmiech. Szczególnie gdy zauważyła, że ktoś za pomocą czarnego mazaka dorysował na twarzy Klausa okulary i wąsy. Marco wszedł do windy i pochylił się nad martwym towarzyszem. Przycisnął dłoo do szyi Klausa, sprawdzając puls. Flake wiedziała, że tracił czas. Widziała dośd trupów w Santa Mondedze, by takowego rozpoznad. Marco szybko wyprostował się i wyszedł z windy. Był wstrząśnięty. Zwrócił się do Bingo. - Przykro mi powiedział. Twój brat nie żyje. Zapadła chwila dziwnej ciszy, zdawało się, że świat przestał się kręcid, gdy Bingo przyjmował do siebie prawdę o śmierci brata. Zaraz potem oszalał. Zaczął wyklinad i bredzid, walid karabinem w ściany i głośno przeklinad w obcym języku. Marco próbował go uspokoid, kładąc mu rękę na ramieniu, ale Bingo strząsnął ją i pobiegł ku roślinie doniczkowej stojącej w kącie sali. Uniósł karabin nad głowę i cisnął nim w roślinę, łamiąc ją na pół i wszędzie rozpryskując ziemię. Wallace szturchnął Flake. - Już gdzieś widziałem ten sweter powiedział, głową wskazując martwego gościa w windzie. Flake zerknęła i natychmiast rozpoznała sweter. Zastanowiła się, jak mogła go wcześniej nie zobaczyd. Nie ten miał na sobie, kiedy jechał na górę. Był to ten sam sweter, który kupiła Sanchezowi na Boże Narodzenie rok wcześniej. Biegnące przezeo czerwone litery głosiły Myślałem, że będziesz większy . Ku zaskoczeniu Flake, Marco nie denerwował się tak jak jego przyjaciel Bingo. Prawdę mówiąc, nie zwracał uwagi na niszczenie kwiatka przez kumpla. Oglądał swoje palce i marszczył brwi, jakby znalazł coś paskudnego pod paznokciami. Serce Flake urosło. Rozpoznała minę Marco. Widywała ją już setki razy. Nachyliła się ku Wallace owi i wyszeptała mu do ucha: - On ciągle żyje. Wallace spojrzał na nią, zaskoczony. - Stąd wygląda na trupa powiedział, spoglądając na ciało Klausa w windzie. - Nie on powiedziała Flake. Sanchez. 27 Sanchez: Opowieśd wigilijna (org. Sanchez: A Christmas Carol), autor: Anonim, tłumacz: Dusia - Sanchez? Ten twój frajerowaty chłopak? Skąd wiesz? - Patrz powiedziała Flake, wskazując na Marco, który wciąż przyglądał się swoim palcom. Wyjątkowo intensywnie wpatrzył się w swój palec wskazujący, po czym przysunął go do ust i polizał. Natychmiast się skrzywił. - O Boże! wrzasnął. To siki! Ktoś zabił Klausa i go obsiurał! Na dzwięk tych słów Bingo pobiegł korytarzem w kierunku biura Flake, wrzeszcząc i krzycząc w rodzimym języku. Wallace złapał ją za rękę. - Jeśli twój chłopak naprawdę spaskudził tego terrorystę, mamy przechlapane. Co on sobie wyobraża? Flake uśmiechnęła się. - Bardzo się stara. - Zabijając ludzi? - Nie, denerwując ludzi. Sanchez jest w tym lepszy od kogokolwiek, kogo znam. Wierz mi, tylko Sanchez może tak po prostu kogoś obsikad. - Chcesz mi powiedzied, że olał martwego terrorystę, żeby wkurzyd innych? Jaki to ma sens? - To wiadomośd odpowiedziała Flake, czując łomoczące szybko serce. - Wiadomośd dla terrorystów? I co im przekazuje? Nie zaczynajcie, albo was obsiuram? - Nie. To wiadomośd dla mnie. Wallace podrapał się po głowie. - Co? - Mówi mi, że żyje i zaraz po mnie przyjdzie. 28 Sanchez: Opowieśd wigilijna (org. Sanchez: A Christmas Carol), autor: Anonim, tłumacz: Dusia Jedenaście - Naprawdę trzeba było wylewad na niego całą piersiówkę? zapytał Sanchez, idąc za Rexem po schodach na ósme piętro. - Myślałem, że lubisz lad na wszystko? odpowiedział Rex. - Lubię przyznał Sanchez ale zwykle zostawiam trochę w butelce, tak na wszelki wypadek. - Co? Jakby zachciało ci się pid? - Nie. Jakbym wpadł na kogoś, na kogo nie chcę patrzyd.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plblacksoulman.xlx.pl |
|
|